Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego zmienia rozporządzenie w sprawie współczynników kosztochłonności. Humaniści dostaną więcej.
– Zwiększyliśmy współczynniki kosztochłonności dla badań naukowych m.in. z zakresu historii, nauk socjologicznych, nauk o kulturze i religii oraz psychologii – mówi DGP sekretarz stanu w MNiSW Piotr Müller. Podniesiony został także współczynnik kosztochłonności prowadzenia kształcenia m.in. dla pedagogiki i nauk o sztuce.
Zmiany to efekt krytyki płynącej ze środowiska naukowego. Akademikom nie spodobały się zaproponowane przez resort nowe zasady obliczania współczynników kosztochłonności prowadzenia kształcenia oraz działalności naukowej. Są one uwzględniane w algorytmach podziału pieniędzy na utrzymanie i rozwój dydaktyki oraz badań.
Pomimo iż resort podkreślał, że po raz pierwszy przy ich ustalaniu wzięto pod uwagę rzeczywiste wydatki jednostek naukowych (MNiSW poprosiło je bowiem o udostępnienie danych dotyczących kwot, które wydają na działalność dydaktyczną i naukową), do propozycji resortu wpłynęło kilkaset uwag.
Jest dobrze, choć nie idealnie
Naukowcy do ustępstw ze strony resortu podchodzą w większości pozytywnie.
– W kontekście dokonanego jednocześnie zmniejszenia rozpiętości współczynników kosztochłonności (z 1–6 do 1–4 red.) jest to zmiana korzystna i satysfakcjonująca z punktu widzenia finansowania kształcenia w naszej dyscyplinie – mówi dr hab. Anna Gaweł, dyrektor Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu Jagiellońskiego.
W podobnym tonie wypowiada się Karolina Płotnicka-Błach, p.o. rzeczniczka prasowa Uniwersytetu Szczecińskiego, który opowiadał się za podwyższeniem wskaźnika kosztochłonności dla studiów pedagogicznych. – Jest to wiadomość dla uczelni bardzo pozytywna – podkreśla.
Profesor Piotr Stec, dziekan Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Opolskiego, także pochwala zmniejszenie rozpiętości skali współczynników.
– W takim układzie strata finansowa nauk humanistycznych i społecznych do nauk ścisłych czy medycznych nadal będzie, jednak nieco mniejsza. Wiele będzie zależało od proporcji dyscyplin, które są uprawiane w konkretnej szkole wyższej. Wszystkie walczą bowiem o tę samą pulę środków. Dlatego na uniwersytecie rozbieżności pomiędzy poszczególnymi dyscyplinami będą większe, a np. na uczelniach technicznych praktycznie niezauważalne – tłumaczy prof. Stec.
Profesor nie ma wątpliwości, że w takim układzie przy podziale subwencji na pewno wygrane będą uczelnie techniczne, które dostaną najwięcej pieniędzy.
Warto protestować
Piotr Cichocki z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza na Uniwersytecie Warszawskim zwraca z kolei uwagę na rolę akademików podczas konsultacji projektu.
– Zmiany polegające na zmniejszeniu rozpiętości współczynników kosztochłonności do 1–4 pojawiły się w rozporządzeniu dzięki szerokiej mobilizacji środowiska naukowego negatywnie opiniującego pierwotny projekt rozporządzenia. Jest to krok w dobrym kierunku. Mimo że w nieznacznym stopniu, ale zmniejszają one dysproporcje pomiędzy poszczególnymi dyscyplinami – podkreśla ekspert.
Nową propozycję ministerstwa pozytywnie ocenia też dr hab. Aneta Pieniądz z Obywateli Nauki.
– Kosztochłonność części dyscyplin humanistycznych i społecznych została podniesiona, nie wrzucono ich do jednego worka. I słusznie, bowiem koszty prowadzenia badań i dydaktyki nie są w każdej z nich takie same – podkreśla.
Wskazuje jednocześnie, że to jednak nadal jest tylko projekt rozporządzenia.
– Jednostki naukowe cały czas żyją w niepewności i nie mogą planować długofalowej polityki finansowej – zauważa ekspertka ON.
Etap legislacyjny
Projekt po konsultacjach