Planujemy dużą manifestację w Warszawie 22 września. Przypomnimy Annie Zalewskiej, co złego zrobiła w oświacie. Nastroje są fatalne, a będą jeszcze gorsze - mówi w wywiadzie dla DGP Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Plotki głoszą, że minister Zalewska odchodzi z resortu edukacji. Co pan na to?
To na razie fakty medialne, więc się tym w ZNP nie zajmujemy. Natomiast gdyby rzeczywiście, jak się mówi, została wystawiona na listę w wyborach do Parlamentu Europejskiego, uznałbym to za nieporozumienie. Przeprowadziła fatalną zmianę w edukacji i start do tej instytucji byłby niezasłużoną nagrodą. Anna Zalewska odebrała autonomię szkołom.
Jeśli minister odejdzie, kto powinien ją zastąpić? Wśród omawianych w mediach kandydatów są wojewoda mazowiecki Zdzisław Sipiera i obecny wiceminister Maciej Kopeć.
Najważniejsze, żeby to nie była osoba zacietrzewiona i zakodowana na to, żeby swoje pomysły realizować za wszelką cenę. Nie znam pedagogicznych kompetencji pana wojewody. Jeżeli miałbym wybierać, Maciej Kopeć ma chyba największe predyspozycje. Mam na myśli jego doświadczenie jako dyrektora szkoły w Szczecinie. Moim zdaniem daje to rękojmię, że będzie wiedział, o czym mówi, a nie będzie wracał, jak robi to minister Zalewska, wyłącznie do swoich doświadczeń zawodowych z lat 70. i 80.
Natomiast dla jakościowej zmiany w edukacji kluczowa jest pozycja ministra edukacji w Radzie Ministrów. Od czasu ministra Romana Giertycha nikt nie miał tej pozycji wysokiej. Tu nie zapowiada się żadna zmiana.
Co jest największym wyzwaniem?
Pieniądze dla oświaty, nauczycieli, samorządów. Czyli to, co można załatwić, mając pozycję, o której mówię.
Przecież nauczycielskie podwyżki są zaplanowane.
W tym roku wzrost płac ma wynieść 5 proc. Jednocześnie w budżecie przewidywana inflacja to 2,3 proc. To znaczy, że niemal połowę naszego wzrostu wynagrodzeń skonsumuje inflacja. A dla mnie to problem nie tylko ze względu na już zatrudnionych, ale także na tych, którzy chciałbym, żeby do tego zawodu przyszli. My mówimy o podwyżkach rzędu tysiąca złotych na osobę.
To kilka miliardów na oświatę więcej. Takich podwyżek nie ma nigdzie indziej w budżetówce.
Dzisiaj mamy konkurencję ze strony Lidla, Biedronki czy Miejskich Zakładów Autobusowych w Warszawie, które na plakatach proponują 4,7 tys. zł brutto. A pensja nauczyciela stażysty na starcie wynosi 2,2 tys. zł. To jest dramat z punktu widzenia przyszłości edukacji, bo ci, na których szkoła czeka, nie przyjdą do zawodu. Nawet gdyby czuli powołanie czy misję edukacyjną, to głęboko się nad tym zastanowią. Jeśli premier Morawiecki myśli poważnie o milionie pochodzących z Polski elektrycznych samochodów, to właśnie w edukację powinien zainwestować.
Wchodzimy w kolejny rok reformy edukacji. ZNP od początku ocenia ją negatywnie. Czy jeśli będzie nowy minister edukacji, powinien wycofać się z wprowadzonych zmian?
Reformy nie da się cofnąć. Minimum tego, co powinno się zrobić, to przeanalizowanie podstawy programowej. Dzisiejsza jest skompresowana z dziewięciu do ośmiu lat nauki, co odbija się negatywnie na siódmoklasistach, którzy są przepracowani. Nauczyciele nie nadążają z realizacją materiału, a są z tego rozliczani, więc przerzucają pracę na uczniów.
Podstawa jest przeładowana, wymaga zbyt wiele nauki na pamięć, nie uwzględnia tego, że istnieją zasoby wirtualne. Przygotowanie nowej podstawy programowej byłoby dziś zmianą jakościową bez konieczności przemontowywania systemu kolejny raz.
A może jednak to kwestia jakości pracy nauczycieli? W raporcie przygotowanym na zlecenie rzecznika praw dziecka 60 proc. polonistów i historyków przyznaje, że nie realizuje na lekcjach całego materiału.
Nie mówię, że wszyscy nauczyciele są doskonali, ale kluczowy problem to podstawa programowa. Podstawę da się zrealizować, jeśli ograniczymy naszą aktywność do pogadanki czy wykładu. Ale jaki to będzie miało skutek dla nauczania? Na etapie jej tworzenia wielokrotnie apelowaliśmy o to, by ją odchudzić, a jednocześnie dać nauczycielowi trochę więcej czasu na to, co powinno być eksperymentem, autorskimi pomysłami. Anna Zalewska uważała, że to niepotrzebne.
W tym samym badaniu uczniowie przyznają, że przyswajają mniej więcej połowę treści.
Nie neguję, że jest część nauczycieli, którzy nie powinni się w zawodzie znaleźć. Jestem zdania, że powinni uczyć najlepsi z najlepszych. Ale tu znów wracamy do pieniędzy – nie pozyskamy ich za pensje rzędu 2,2 tys. zł. To jest największy dramat nie tylko w szkołach podstawowych, ale przede wszystkim w szkolnictwie zawodowym.
Nowe przepisy pozwolą na zatrudnianie tam specjalistów za wyższe stawki.
No tak, ale Ministerstwo Finansów deklaruje, że nie da na to pieniędzy. A pracodawcom nie opłaca się inwestować w szkoły i nauczycieli, bo mniejszym kosztem ściągną wykształconego pracownika z rynku.
Minister Zalewska mówi o ulgach podatkowych.
Ale na to znów nie daje zgody minister finansów. Póki co bardzo słabo wygląda rekrutacja do szkół branżowych. Co prawda rok 2019 spowoduje ich mechaniczne zasilenie, bo zabraknie miejsc w liceach i technikach. Ale to żadna pociecha, bo do tych szkół przyjdą ludzie, u których nie będzie to wynikało z autentycznego zainteresowania. To mówiliśmy minister w 2016 r. Przewidywaliśmy, że reforma szkół branżowych nic nie da, bo młodzież tam pójdzie wyłącznie z braku alternatywy i to będzie dramat. Odtrąbimy sukces statystyczny, ale wciąż nie będziemy mieć dobrze przygotowanych malarzy, tynkarzy, mechaników.
Powinniśmy naprawdę zastanowić się, w jakim kierunku trzeba rozwijać szkolnictwo, żeby nie generować luki kompetencyjnej, czyli braku specjalistów. Tutaj zaniedbania są wieloletnie, już Mirosław Handke popełnił ten błąd, dopuszczając zbyt duży odsetek uczniów do kształcenia maturalnego.
Czyli uczniów w liceach powinno być mniej? Tu zgadzacie się z minister Zalewską.
Tak, ale działania podejmowane przez MEN z pewnością nie zachęcą młodzieży, by wybierała szkoły branżowe. Można zmienić ich nazwę i wydać pieniądze na promocję, ale bez zwiększenia nakładów na zatrudnianie nauczycieli i wyposażenie szkół, to będą tylko puste słowa, które nie przyniosą zmiany jakościowej.
Reforma zwalnia nauczycieli? Statystyki mówią, że pracy przybyło.
Nie, uparcie twierdzimy, że w ciągu trzech lat zatrudnienie spadnie. To, że sytuacja jest zła, widać po urlopach dla poratowania zdrowia i świadczeniach kompensacyjnych. W tym roku ogromny wysiłek, żeby zatrzymać ludzi, zrobiły samorządy. Po pierwsze, dwa roczniki pójdą do szkół średnich. Po drugie, mamy rok wyborczy.
ZNP planuje akcje protestacyjne?
Wszystkie struktury OPZZ zostały zobowiązane do mobilizacji i przygotowania się do cyklu protestów. My też się przygotowujemy. Rozmawialiśmy o szczegółach na poniedziałkowym prezydium ZG ZNP. Planujemy dużą manifestację w Warszawie – 22 września. Przypomnimy Annie Zalewskiej, co złego zrobiła w oświacie. Nastroje są fatalne, a będą jeszcze gorsze, jak nowa ocena pracy i nowe obowiązki nakładane przy tej okazji na nauczycieli wejdą w życie. Także edukacyjna część FZZ zwróciła się do nas z pytaniem, czy bylibyśmy zainteresowani wspólnym działaniem. Pytanie, czy wiarygodność pozostałych organizacji związkowych pozwoli na to, by coś razem zrobić. Solidarność do tej pory legitymizowała działania Zalewskiej, trudno dziś uwierzyć w jej autentyczny sprzeciw wobec planów Ministerstwa Edukacji Narodowej.