Jak zapowiedziała minister, o harmonogramie dotyczącym podwyżek i ich kwotach w 2018, 2019 oraz 2020 r. poinformuje wraz z premier Beatą Szydło 4 września - w dniu rozpoczęcia nowego roku szkolnego 2017/2018.
PAP: Jesteśmy w szczególnym momencie - w poniedziałek zaczyna się nowy rok szkolny - pierwszy po wejściu w życie reformy edukacji. Uczniowie, którzy w czerwcu skończyli VI klasę, rozpoczną naukę w VII klasie nowej 8-letniej szkoły podstawowej. Jakie korzyści będę mieli uczniowie z tego, że nauka w szkole podstawowej będzie dłuższa?
Anna Zalewska: Na takie pytanie nie można odpowiedzieć wprost. Jest kilkadziesiąt powodów wprowadzenia zmian. W przestrzeni medialnej właściwie jedynym miejscem, o którym mówiło się jako o nowoczesnym, kształtującym młodego człowieka, było gimnazjum. Z kolei szkołę podstawową pokazywano jako coś złego. Mówiło się, że chcemy się cofać, że nie ma tam właściwych warunków, nie ma tam komputerów, gabinetów przyrodniczych. O liceach też mało kto pamiętał. Po zmianach w 2012 r. treści nauczane w gimnazjum kończyły się w I klasie liceum. W rezultacie liceum ogólnokształcące stało się półtorarocznym kursem przygotowawczym do matury, a pracodawcy nie mieli dobrych szkół zawodowych.
W związku z tym trzeba było podjąć takie decyzje, które pozwolą na przywrócenie 4-letniego liceum ogólnokształcącego i 5-letniego technikum, a także wprowadzenie szkoły branżowej. Ważne jest, aby poważnie traktować szkołę podstawową, by poziom nauczania wszędzie był taki sam, niezależnie od tego, w którym miejscu Polski znajduje się dana szkoła.
Skończyliśmy też z "etapowaniem" nauczania. Przez ostatnich kilkanaście lat co trzy lata zmieniano środowisko, w którym uczyło się dziecko. Były dwa 3-letnie etapy nauki w szkole podstawowej, 3-letnie gimnazjum, 3-letnie liceum. Doprowadzono też do powszechnej "testomanii". To główne powody, dla których pojawiła się 8-letnia szkoła podstawowa. Mówimy o małej szkole, mniejszych klasach. Podkreślamy, że ma być ona bliżej domu, a nauka na jedną zmianę. Zdaję sobie sprawę, że zniesienie tzw. zmianowości w szkole to dłuższy proces, który wiąże się bezpośrednio z dodatkowymi pieniędzmi. Chcemy, aby szkoła była nowoczesna, wyposażona w multimedialne tablice w każdej klasie i miała dostęp do szerokopasmowego internetu.
Nowe szkoły to też nowe podstawy programowe. Wbrew niektórym opiniom, są one bardzo nowoczesne. Jako przykład mogę pokazać podstawę programową do klas I-III, w której zapisaliśmy naukę programowania, głośne czytanie i grę w szachy, mającą wzmocnić nauczanie matematyki. W wyniku reformy do szkoły wraca również pełny kurs nauczania historii, a także czytanie lektur.
Przeciwnicy reformy mówili, że gimnazja to dla uczniów pozytywne wyzwanie, że młodzież dzięki zmianie szkoły poznaje nowe środowisko, inny świat poza swoją szkołą podstawową; że uczą ich tam nauczyciele, którzy potrafią pracować z uczniami w trudnym wieku; że gimnazja są lepiej wyposażone, są tam pracownie przedmiotowe i nauczyciele przedmiotów, które nie były nauczane w szkołach podstawowych.
Ubolewam, że przez 17 lat działania gimnazjów pracownie przedmiotowe są tylko w 25 proc. z nich. Przypomnę, że wyposażenie szkół to zadanie gminy, finansowo odpowiada za nie samorząd.
W szkołach podstawowych jest i tak mniej pracowni niż w gimnazjach.
Tak, są w 18 proc. szkół podstawowych. Ale będą we wszystkich do 2019 r. Rada Fundacji Rozwoju Systemu Edukacji ma wesprzeć finansowo Centrum Nauki Kopernik, aby pokazało modelową pracownię, tak byśmy mogli uruchomić wsparcie lub program rządowy na kolejne lata dotyczący gabinetów przyrodniczych. Przed nami jeszcze gabinety stomatologiczne w szkołach i zapewnienie tego, by każde dziecko mogło zjeść w szkole ciepły posiłek. Miałoby to być zorganizowane przy wsparciu MEN. To wszystko chcemy zrobić do 2019 r.
Wracając zaś do argumentów przeciwników reformy: po pierwsze - większość gimnazjów była w zespołach szkół. 60 proc. gimnazjów tworzyło zespoły ze szkołami podstawowymi. Po drugie żyjemy w XXI wieku, uczniowie nie są zamknięci w czterech ścianach, są mobilni, znają nowoczesne technologie, sprawnie z nich korzystają. Po trzecie badania pokazały, że podstawowe założenie, które legło u podstaw tworzenia gimnazjów, czyli wyrównywanie szans edukacyjnych, nie zostało spełnione. Gimnazja nie wyrównywały szans, stało się wręcz odwrotnie. Będę to cierpliwie przypominała przeciwnikom reformy. Te wszystkie kwestie stanowiły podstawę dla zmiany ustroju szkolnego.
Przeciwnicy reformy zwracali uwagę na tempo wprowadzania zmian. Nie lepiej było najpierw zainwestować w przygotowanie szkół, przygotowanie nauczycieli do zmian?
Tak zapisano w ustawach, w prawie, że za budynki szkół i ich wyposażenie - sale gimnastyczne, komputery - odpowiadają samorządy, a nie my poprzez subwencję oświatową. Mimo to jesteśmy razem z samorządowcami. Ministerstwo Edukacji Narodowej i cały ten rząd nie dyskutuje z nimi, ale wspiera szkołę, wykorzystuje wszystkie możliwe elementy i programy, wspieramy na przykład przez rezerwę z subwencji oświatowej. Z wnioskami o wypłacenie środków na przekształcenia zgłosiło się 950 samorządów. Wszystkie otrzymały pieniądze. Stąd program dotyczący szerokopasmowego internetu i program "Aktywna tablica", za moment będą także pracownie przyrodnicze. To też wspieranie samorządów w wypełnianiu ich obowiązków.
Cała dyskusja wokół reformy spowodowała, że wielu mieszkańcom otworzyły się oczy na to, że samorząd jest odpowiedzialny za wiele kwestii. Zwrócono uwagę wreszcie na to, w jaki sposób dba on o swoje szkoły. Będziemy zatem inwestować w szkoły, ale wspólnie z samorządowcami.
A co z przygotowaniem nauczycieli?
Nauczyciele, którzy będą uczyć w klasach I, IV i VII szkoły podstawowej, czyli pierwszych, w których będą w tym roku wdrażane nowe podstawy programowe, zostali już przeszkoleni. Nie mamy jednak systemu doskonalenia nauczycieli, dlatego chcemy go budować od 2018 r. 4 września pokażemy założenia tego systemu. Chcemy, by motywował on i odpowiadał na potrzeby edukacji. Musimy mieć w szkole doradcę zawodowego. Jest on przewidziany już w VII klasie, są pieniądze na jego zatrudnienie. Potrzebujemy doradców metodycznych, a także pedagoga w każdej szkole. Chcemy do 2019 r. wykształcić taką liczbę nauczycieli, aby rzeczywiście w każdej szkole pojawiło się takie wsparcie.
Mamy ogromny niż demograficzny. W ciągu ostatnich kilkunastu lat z systemu edukacji zniknęły 2 mln dzieci, pracę straciło około 40 tys. nauczycieli. Dzięki przekształceniom w ciągu dwóch lat pojawi się około 10 tys. dodatkowych miejsc pracy dla nauczycieli. Chcemy zaproponować nauczycielom powrót do systemu, powiedzieć im: "jesteś bardzo dobrze wykształconą osobą, wracaj do systemu jako doradca zawodowy, doradca metodyczny lub pedagog".
Związek Nauczycielstwa Polskiego mówi, że w wyniku reformy nauczyciele tracą pracę. Tylko w tym roku - według ZNP - pracę straciło 9,8 tys. nauczycieli, ponad 22 tys. będzie uczyć w zmniejszonym wymiarze godzin, a w kolejnych latach stracą prace następni.
Czy pani pytała ZNP, skąd ma te dane?
Tak. Pochodzą z arkuszy organizacyjnych pracy szkół.
Zatem to nieprawdziwe informacje. Związki zawodowe widziały arkusze tylko we wczesnym etapie. Od tego czasu dane w nich dwukrotnie się zmieniły. Ostatnie zmiany naniesione zostaną do 15 września. Faktyczne dane poznamy na przełomie października i listopada.
Nie będzie utraty pracy w wyniku przekształceń szkół. W ustawie Prawo oświatowe nie pozwoliliśmy na łączenie klas VII. Jeśli w danej szkole było sześć klas VI, to będzie też sześć klas VII, podczas gdy w gimnazjach z takich sześciu klas robiono trzy. W rezultacie w jednej szkole mamy trzy dodatkowe klasy. W tym roku powstanie około 1,8 tys. nowych klas - to blisko 3,6 tys. etatów nauczycieli. Pojawiła się również w VII klasie jedna dodatkowa godzina, co oznacza około 1,1 tys. dodatkowych miejsc pracy. W następnym roku mamy więcej o kolejne 1,5 tys. klas i cztery dodatkowe godziny, czyli w sumie około 4,4 tys. nowych miejsc pracy. Jednocześnie nie zmieniła się liczba dzieci w systemie. To daje około 10 tys. dodatkowych etatów.
ZNP nie wspomina o tym, że już od kilku lat co piąty nauczyciel nie ma pełnego etatu. Najgorzej jest w gimnazjach, ale było tak już wcześniej. Tam w ciągu ostatnich kilku lat ubyło 33 proc. uczniów. W wiejskich gimnazjach co trzeci nauczyciel nie ma pełnego etatu. To nie jest związane z przekształceniami. Wiemy też, że część nauczycieli odejdzie na emerytury. W tym roku spełniliśmy obietnicę i obniżyliśmy wiek przechodzenia na emeryturę. Część nauczycieli, jak co roku, odejdzie na świadczenia kompensacyjne. Odejdą też nauczyciele, których zatrudniono na trzy lata do klas I-III, do podwojonego rocznika, kiedy przymuszono rodziców do posyłania sześciolatków do szkoły. To normalny ruch kadrowy, nie ma nic wspólnego z przekształceniami.
Gdy znieśliśmy obowiązek szkolny dla sześciolatków, ZNP alarmował, że 7 tys. nauczycieli straci pracę. Mówiliśmy, że to niemożliwe, bo liczba dzieci w systemie będzie taka sama, a nauczyciele uczący w klasach I-III i przedszkolach są tak samo wykształceni i przygotowani do pracy z dziećmi. I co się okazało? Pojawiło się 850 dodatkowych miejsc pracy.
W starszych klasach szkoły podstawowej nie jest to takie proste, nauczyciele uczą konkretnych przedmiotów. Nauczyciel matematyki, któremu będzie brakować godzin, nie będzie uzupełniać etatu, ucząc polskiego lub WF. Tutaj mogą być problemy.
To nie ma nic wspólnego z przekształceniami, to wynik niżu demograficznego. Będziemy monitorować tę sytuację i analizować ją.
A jak pani skomentuje informacje mediów, że z jednej strony nauczyciele tracą pracę, a z drugiej strony szkoły podstawowe mają problem ze znalezieniem nauczycieli takich przedmiotów jak fizyka czy chemia? Większość szkół podstawowych w kraju to małe szkoły z jedną, dwiema klasami w roczniku - szukają nauczycieli do jednej, dwóch, trzech godzin w tygodniu. Taki nauczyciel, by mieć odpowiednią liczbę godzin, będzie musiał pracować w kilku szkołach. Takie oferty dominują w bazach miejsc pracy dla nauczycieli.
To znów nie wynik przekształceń, ale niżu demograficznego. Uratowaliśmy małe szkoły, konsekwentnie wetując decyzje samorządowców o zamykaniu tych szkół. Wzmocniliśmy dla nich subwencję oświatową i wzmocnimy ją jeszcze bardziej. Dla nich VII i VIII klasa to absolutne zbawienie. Kiedy dyskutowaliśmy z samorządowcami - za pośrednictwem kuratorów - na temat sieci szkół, rodzice właśnie tego się domagali.
W bazach ofert pracy dla nauczycieli w momencie kulminacyjnym było około 50 tys. ofert, teraz jest 6 tys. To pokazuje, że zainteresowanie jest ogromne. Nie ma to jednak nic wspólnego z reformą, dlatego że wcześniej nie prowadzono takich baz. To właśnie odpowiedzialność za przekształcenia spowodowała, że od początku do końca opiekujemy się nauczycielem. Jeśli w jakiejś szkole jest problem, proszę o konkretny adres, wtedy będzie wiadomo, czy to wynik przekształceń, czy sytuacji, która ma miejsce od wielu lat.
Zapowiedziała pani podwyżki dla nauczycieli. Kiedy one będą i jakiej wysokości?
Pani premier Beata Szydło ustaliła z "Solidarnością", że do końca kwietnia powiemy, jakie to będą podwyżki i powiedzieliśmy przed końcem kwietnia, że będzie to 15 proc. rozłożone na trzy lata. Wicepremier, minister rozwoju i finansów Mateusz Morawiecki to potwierdził. Miejscem, w którym możemy je zapisać, jest ustawa budżetowa. Będą na to dodatkowe duże środki - ponad 1 mld zł. O samym harmonogramie i o tym, ile to będzie w 2018, 2019, 2020 r., powiemy 4 września z panią premier. Dotrzymujemy naszych zobowiązań.
Na 4 września manifestację przed MEN zapowiedzieli przeciwnicy reformy, w tym ZNP.
Protesty, manifestacje to element demokracji. To jedna z form polemizowania, dyskutowania. Manifestacje były na Dzień Dziecka, Dzień Matki, na zakończenie roku szkolnego.
Co pani powie protestującym?
Chcę im powiedzieć, że reforma stała się faktem. Jak powiedział prezes ZNP w jednym z wywiadów, jest nieodwracalna. W związku z tym zapraszam ich do ciężkiej pracy, do monitorowania zmian. Mam nadzieję, że będziemy w systemie razem. Zapraszam ich do współpracy. Jestem do niej gotowa.
Rozmawiała Danuta Starzyńska-Rosiecka