Ile lat jest już pani dyrektorem szkoły?

Ludzie tyle nie żyją… (śmiech). Jestem 25 lat dyrektorem w tej szkole, a wcześniej byłam 10 lat wicedyrektorem.

Czyli pamięta pani zarówno wysyłanie sześciolatków do szkoły, a później odwoływanie tej reformy, a także tworzenie gimnazjów i ich zamykanie. Czy były kiedyś spokojne czasy w edukacji?

Nie pamiętam. Od początku byłam raczej sceptyczna wobec tworzenia gimnazjów i wyrywania dzieci z wcześniejszego cyklu nauki i środowiska, w którym funkcjonowały. Pojawiły się jednak gimnazja, które potrafiły wykorzystać tę sytuację i stworzyć naprawdę świetną infrastrukturę. Te placówki przede wszystkim sprawdzały się w przypadku uczniów z małych miejscowości, którzy przechodząc do gimnazjum w mieście powiatowym, zyskiwali lepsze warunki nauki. Osobiście byłam w tej niekomfortowej sytuacji, że złożono na moje barki proces likwidacji gimnazjum i przekształcenia go w szkołę podstawową. W pierwszym momencie było mi bardzo trudno, ponieważ pracownicy i uczniowie wygaszanej placówki nie witali mnie z otwartymi rękami. Z czasem zaczęłam zdobywać zaufanie nauczycieli, rodziców i uczniów.

A jak ocenia pani nauczycieli, których przez te lata zatrudniała w szkole?

Z tymi, których zatrudniłam, raczej się dogadujemy. Przez długi czas nauczyciel traktował swoją pracę jako misję. Była to wizja człowieka, który ma się poświęcać dla idei i ma nie pytać o pieniądze. Przyszedł taki moment w 2019 r., kiedy mieliśmy strajk generalny. Wtedy nauczyciele powiedzieli: Dość! Zaczęli żądać szacunku wobec siebie i godnego wynagrodzenia. Przy okazji strajku wylał się na nas hejt, który bardzo bolał. Jak się później okazało, był podtrzymywany przez polityków. Dodatkowo część nauczycieli uznała, że skoro są wysyłani do pracy przy kasie, postanowili odchodzić nie do dyskontów, ale do korporacji.

W korporacji nie mają tyle wolnego co nauczyciel w szkole…

Jeśli jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Skoro mamy tak małą liczbę godzin pracy, to dlaczego nie ma chętnych do tego zawodu? Ano dlatego, że nie jest prawdą, że nauczyciel pracuje 18 godzin tygodniowo. Pracuje często więcej niż 40 godzin tygodniowo. Trzeba pamiętać, że nauczycieli brakuje i wielu z nich pracuje w kilku szkołach.

Czy to źle?

Tak. Muszą tak robić, żeby zarobić na życie. Niestety tacy nauczyciele pracują źle, bo nie uczestniczą w życiu poszczególnych placówek. Po przeprowadzeniu lekcji wybiegają do pracy w innej szkole. To jest największa bolączka dzisiejszej szkoły. Ten okres, który nazywamy okresem wolnym, również wygląda bardzo różnie. Po pierwsze, faktycznie są dyżury. Po drugie, część nauczycieli spędza ten czas na realizacji różnego rodzaju zadań, przygotowaniach do lekcji i szkoleń. Na pewno nauczyciel ma więcej wolnego niż przeciętny pracownik. Praca nauczyciela jest jednak bardzo wyczerpująca.

Lekarza na SOR znacznie bardziej…

Tylko ile zarabiają lekarze na SOR, a ile nauczyciele… Nam, jako środowisku, wydaje się, że lekarzom jest fantastycznie, bo mamy być może wyrywkową wiedzę na temat ich pracy i uposażenia. Podobnie jest też z wiedzą innych na temat wynagrodzenia i pracy w zawodzie nauczyciela. Nauczyciele często nie wytrzymują, a ja ich proszę, aby nie rezygnowali jeszcze chociaż do końca roku szkolnego. Przekonuję taką osobę, aby została dla tych dzieciaków, ale ona nie umie sobie poradzić z tym, co jej napisał roszczeniowy rodzic.

To dlaczego nie broni pani tych nauczycieli przed rodzicami?

Bronię. Jedna sprawa trafiła do sądu, a inny rodzic otrzymał wezwanie przedsądowe. Nauczyciele często są traktowani przez rodziców jak usługodawcy. Dodatkowo mają spełnić określone wymagania stawiane przez opiekunów.

Jakie są więc efekty pani interwencji?

Mam nadzieję, że ci rodzice zrozumieli, iż nie ma bezkarnego obrażania drugiego człowieka. Natomiast nie uważam, że nauczyciel nie ma prawa do błędu.

Ale ja nie znam nauczyciela, który potrafiłby przyznać się do błędu, a o przeproszeniu nie ma już mowy…

Moi nauczyciele potrafią się przyznać do błędu.

Marzy mi się szkoła samorządowa, w której nauczyciele są dobrze wynagradzani nawet na poziomie 20 tys. zł pensji zasadniczej, ale z zakazem dostępu do tego zawodu osób, które się do tego nie nadają…

W tym celu trzeba przeciąć ten zamknięty krąg i podjąć decyzję o zwiększeniu wynagrodzeń dla nauczycieli i wprowadzeniu na przykład egzaminu państwowego dla kandydatów. Obecnie ta dyskusja przypomina właśnie taki zamknięty krąg. W związku z tym do tego zawodu często nie przychodzą odpowiedni ludzie.

Przychodzą np. ci, którzy nie mają pomysłu na życie…

Niestety często tak jest. Jeszcze kilka lat temu wysyłałam informację, że mam wolny etat, i otrzymywałam około 20 ofert. Wybierałam połowę i rozmawiałam z kandydatami. A obecnie często nie otrzymuję żadnej odpowiedzi na ofertę o wolnym etacie nauczyciela.

Czyli kiedyś wybierała pani najlepszych z najlepszych, a dziś tych, którzy się pojawią?

Czasami lepiej pozostawić pusty etat, niż zatrudnić osobę, która się tylko pojawi. W trakcie rozmowy nie pytam, jak brzmi wybrany artykuł prawa oświatowego, tylko jak się zachowasz, jeśli uczeń źle się poczuje i np. zwymiotuje. Wtedy wiem, który kandydat jest nauczycielem rozumiejącym swoją rolę.

Obecnie już nie ma pani komfortu w tym wybieraniu, skoro zgłaszają się pojedyncze osoby…

Przychodzą kandydaci, których absolutnie nie powinno być w tym zawodzie. Przykro mi to mówić, ale przychodzą do mnie osoby, po których na pierwszy rzut oka widać, że są zaburzone. Nie wiem, jak one otrzymują papiery do wykonywania tego zawodu. Ostatnio była u mnie nauczycielka na rozmowie, która usiadła na kanapie w gabinecie, a w pewnym momencie padła na podłogę i zaczęła czegoś szukać. Pytam, czego szuka, a ona odpowiada, że ostatnio, jak u mnie była, to zostawiła tu złoto, a ja ją widzę pierwszy raz. Zgłosił się też do mnie nauczyciel, który nie chciał odpowiedzieć na pytanie o pracę w innych szkołach ani też wytłumaczyć, dlaczego miał długą przerwę w zatrudnieniu. Przychodzą też tacy, którzy są nastawieni tylko na zarabianie pieniędzy i od razu na wstępie mówią, że już pracują w trzech szkołach, w tym jednej wieczorówce. Takich nie zatrudniam.

Szymon Hołownia złożył projekt zakazujący dzieciom używania telefonów w szkołach. Dlaczego nie można tego wdrożyć?

Myśmy sobie z tym poradzili i wspólnie z rodzicami oraz uczniami podjęliśmy decyzję, że telefonów nie będziemy używać w szkole. Ustawa o zakazie telefonów raczej nie wejdzie, bo rodzice to też wyborcy, którzy chcą mieć niemal cały czas kontakt ze swoimi dziećmi.

Rodzice są teraz nadopiekuńczy wobec swoich pociech…

I w ten sposób robią swoim dzieciom ogromną krzywdę. Mój apel do rodziców jest taki, że wychowanie to nie ciągła ochrona. Wychowanie to jest danie dziecku szansy na prawidłowe przygotowanie się do życia dorosłego.

Czyli nie robić moim dzieciom rano śniadania?

Robić, jeśli się spieszą i nie mają czasu samodzielnie go przygotować.

A odprowadzać do szkoły nastolatka i nieść mu plecak?

Jeśli uczeń ma blisko do szkoły, to powinien sam pójść do szkoły. Rodzic nie powinien być jego tragarzem.

Zna pani genezę likwidacji w trakcie roku szkolnego obowiązkowych prac domowych w szkołach podstawowych. Czy to była dobra zagrywka polityczna?

Niestety każda władza stara się wpleść politykę w oświatę i to jest błąd. Likwidacja prac domowych była błędem. W resorcie edukacji powinni zasiadać sami eksperci i tylko jeden minister na stanowisku politycznym. Niestety jest inaczej. Powtórzę jeszcze raz – rodzic to wyborca. W związku z czym wiele decyzji jest upolitycznionych i to jest olbrzymia bolączka oświaty.

Co zrobić, żeby to zmienić?

Pani minister powinna przyznać się do błędu i poprosić nas o propozycje wyjścia z tej sytuacji. Każdy ma prawo do błędu, w tym również minister i premier. Najgorszą rzeczą jest tkwienie w nim. Nawet badania IBE, które szły w kierunku wykazania, że to była dobra decyzja, siłą rzeczy pokazały, że tak nie jest. W przyszłym roku szkolnym ma być mniejsza podstawa programowa, nie tylko symbolicznie mniejsza, ale porządnie zmniejszona. Będzie możliwość przywrócenia obowiązkowych prac domowych. Te zadania powinny być dzielone według zainteresowań uczniów. W ten sposób dajemy dziecku wybór, które zadanie wykonuje, i gdy je już wykona, powinno otrzymywać informację zwrotną oraz nagrodę.

Uchwalono właśnie kolejną nowelizację Karty nauczyciela, która wskazuje, kiedy dyrektor ma płacić za godziny ponadwymiarowe. Cieszy się pani z tych kolejnych nowych doprecyzowujących przepisów?

Nie. Uważam, że dyrektor szkoły najlepiej wie, kiedy płacić nauczycielowi za gotowość. Każdy nauczyciel co do zasady jest zagospodarowany, jeśli uczniowie wyjeżdżają na wycieczkę ze swoim wychowawcą. Przy takim podejściu kazuistycznym za chwilę będzie ustawa o drugim śniadaniu lub przerwach w szkole, a tego wolałabym uniknąć, bo to prowadzi do centralizacji.

Czy organizuje pani tęczowe piątki?

Tak i wyjścia na rekolekcje do kościoła też.

A szlachetne piątki?

Nie słyszałam o tym, ale jeśli do nas wpłynie taki wniosek, to rozpatrzę.

To ma być odpowiedź na tęczowe piątki…

O ile nie będzie tam uprzedzających treści wobec innych uczniów, to nie widzę problemu. W mojej szkole są uczniowie i rodzice o różnych poglądach politycznych, a także o różnym wyznaniu. Wszyscy ze sobą współpracują w ramach społeczności szkolnej.

Prawdziwa idylla…

W każdej szkole, również mojej, jest mnóstwo problemów, ale staramy się je na bieżąco rozwiązywać.

Mazowiecka kurator oświaty kieruje się teraz hasłem „Szkoły czułości bez obojętności”. Z kolei wielkopolski kurator oświaty promuje empatyczny nadzór pedagogiczny. Czy przemawiają do pani takie hasła?

Być może w Małopolsce takie hasła miałyby swoje znaczenie, bo tam poprzednia kurator rzeczywiście źle traktowała szkoły i nauczycieli. Na Mazowszu, w tym w Warszawie, zarówno za poprzedniego kuratora, jak i obecnego nie miałam do czynienia z żadnymi represjami. Współpracujemy z tymi samymi wizytatorem i urzędnikami z kuratorium. Dlatego nie widzę na tej przestrzeni żadnej różnicy. Z drugiej strony, jeśli patrzę na uczniów szkół branżowych, głównie wysokich chłopaków, to gdy czytam nad ich głowami o szkole czułości, to hasło wydaje mi się trochę zabawne. ©℗

Rozmawiał Artur Radwan