Beata Mazurek w porannej rozmowie w Radiu Zet była pytana o perspektywę zarządzenia referendum ws reformy edukacji.
W miniony czwartek przedstawiciele inicjatywy obywatelskiej złożyli w Sejmie ponad 910,5 tys. podpisów pod obywatelskim wnioskiem o przeprowadzenie referendum ogólnokrajowego ws. reformy edukacji. Z inicjatywą przeprowadzenia referendum wystąpił Związek Nauczycielstwa Polskiego. Zgodnie z konstytucją referendum ogólnokrajowe ma prawo zarządzić Sejm lub prezydent za zgodą Senatu.
Zdaniem rzeczniczki PiS, cała akcja referendalna ma wydźwięk polityczny. "Za referendum stoi Związek Nauczycielstwa Polskiego, na którego czele stoi Sławomir Broniarz. Broniarz był za likwidacją gimnazjów, startował z list ugrupowania, które chciało likwidacji gimnazjów" - mówiła we wtorek Mazurek.
"Chcemy inaczej zorganizować oświatę. Dzisiaj mamy proces legislacyjny, który jest zamknięty, dzisiaj mamy sieć szkół, dzisiaj mamy zapewnienie, że ok. 5 tys. nauczycieli zyska pracę. Tak szerokich konsultacji, jakie były przy okazji wprowadzenia tej ustawy nie było dotychczas" - wyliczała Mazurek. "Nie ma powodów, by ulegać histerii pana Broniarza" - dodała.
Rzeczniczka PiS była pytana, dlaczego partia rządząca nie zgłosiła wniosku o referendum, by "mieć w ręku mocną kartę zwycięstwa referendalnego". "Mamy mocną kartę w ręku do tego, żeby rządzić, ponieważ wygraliśmy wybory" - oświadczyła Mazurek.
"W wyborach mówiliśmy o tym, że zlikwidujemy gimnazja, pies z kulawą nogą się wtedy nie odezwał, że to jest głupi i zły pomysł" - zauważyła. "Takiej akcji, jaką zrobił nam dzisiaj pan Broniarz nie było" - dodała.
Zdaniem Mazurek, gdyby wniosek o referendum ws. reformy edukacji został złożony wcześniej, "byłaby szansa na to, by nad takim referendum się pochylić".
Mazurek zaznaczyła, że złożony wniosek będzie rozpatrywany w Sejmie. "Nie wyrzucamy podpisów, tak jak robiła to PO" - mówiła. Dodała, że PiS w kampanii wyborczej nie obiecywał tego, że każdy wniosek referendalny będzie skutkował zwołaniem referendum.
Pomysłodawcą referendum jest ZNP, a w skład komitetu wspierającego inicjatywę weszli przedstawiciele partii politycznych, stowarzyszeń, organizacji i ruchów społecznych m.in. "Rodzice przeciwko reformie edukacji", koalicja "Nie dla chaosu w szkole", Krajowe Porozumienie Rodziców i Rad Rodziców, Społeczne Towarzystwo Oświatowe, Krajowe Forum Oświaty Niepublicznej, OPZZ, PO, Nowoczesna, Razem i Inicjatywa Polska.
ZNP, przy wsparciu m.in. OPZZ, PO, Nowoczesnej, PSL i partii lewicowych zbierał przez kilka miesięcy podpisy pod wnioskiem o referendum. Pytanie referendalne zawarte we wniosku brzmi: "Czy jest Pani/Pan przeciw reformie edukacji, którą rząd wprowadza od 1 września 2017 roku?". Z inicjatywą przeprowadzenia referendum wystąpił Związek Nauczycielstwa Polskiego.
Reforma edukacji, w ramach której zmieniona zostanie m.in. struktura szkół, rozpocznie się od roku szkolnego 2017/2018. W miejsce obecnie istniejących typów szkół zostaną wprowadzone stopniowo: 8-letnia szkoła podstawowa, 4-letnie liceum i 5-letnie technikum oraz dwustopniowe szkoły branżowe. Gimnazja mają zostać zlikwidowane.
W sprawie referendum dotyczącym reformy edukacji odbył się ogólnopolski strajk nauczycieli i pracowników oświaty ogłoszony przez Związek Nauczycielstwa Polskiego. Według niepełnych danych ZNP do strajku przystąpiło ok. 37 proc. szkół i przedszkoli; jest to ok. 6,5 tys. placówek.
Związek Nauczycielstwa Polskiego, który podjął decyzję o strajku, domaga się zwiększenia nakładów na edukację i bezpieczeństwa zawodowego dla nauczycieli i pracowników oświaty. Chce deklaracji, że do 2022 r. w szkole nie będzie zwolnień ani nauczycieli, ani pozostałych pracowników i że do tego czasu żadnemu z nich warunki pracy - również finansowe - nie zmienią się na niekorzyść. Związek chce również podniesienia zasadniczego wynagrodzenia nauczycieli o 10 proc.