30 dni – tyle czasu zajęło wydawcom przygotowanie nowych książek dla uczniów podstawówki. Pierwsze były gotowe, zanim ministerstwo podpisało dokumenty określające, jak dokładnie mają wyglądać.
Według danych Ministerstwa Edukacji Narodowej 64 książki do nauki w szkołach zostały przedstawione resortowi z prośbą o dopuszczenie do użytku w połowie marca.
– Nie czekaliśmy z rozpoczęciem prac na podpisanie rozporządzenia dotyczącego nowych podstaw programowych – przyznaje Agnieszka von Mallek z Nowej Ery. – Podjęliśmy bardzo intensywne przygotowanie nowych podręczników, opierając się na projektach podstaw programowych, które zostały opublikowane przez MEN w listopadzie – dodaje rzeczniczka wydawnictwa.
– Podręczniki powstawały w naszym wydawnictwie znacznie dłużej niż od 14 lutego, kiedy zostały podpisane podstawy – potwierdza Jarosław Rybus z wydawnictwa MAC. I dodaje, że jego firma opierała się na projekcie, ale także na założeniach przedstawianych podczas prekonsultacji resortowych.
Tajemnicą poliszynela było to, że wydawcy dość wcześnie otrzymali zielone światło do pracy od minister edukacji, która obiecała, że nie będzie wprowadzać większych zmian w stosunku do projektu podstaw. Taki tryb miał przyspieszyć pracę wydawców.
Dochodowe pierwszaki
I rzeczywiście, pierwsze propozycje ukazały się nie tylko miesiąc po podpisaniu podstaw, ale zaledwie dwa tygodnie po tym, kiedy określono szczegółowe warunki, jakie muszą spełniać podręczniki, aby były dopuszczone do użytku szkolnego.
Tak szybkiego tempa nigdy nie było. Przy pierwszej reformie w 2009 r. – kiedy nowe podstawy wprowadzała minister Hall, też był pośpiech – jednak wtedy na wypracowanie podręczników było o kilka miesięcy więcej. Również przy rządowym elementarzu dla klas I wprowadzonym w 2014 r. przez minister Joannę Kluzik-Rostkowską przygotowania trwały cztery miesiące. Wówczas chodziło tylko o jedną klasę, a już wtedy eksperci przekonywali, że aby stworzyć nowy podręcznik, prace łącznie z konsultacjami powinny trwać minimum rok.
Dziś harmonogram MEN zakłada, że najpóźniej do czerwca nauczyciele muszą zobaczyć już zaakceptowaną przez resort wersję podręczników. Tak, żeby mogli złożyć zamówienie (przez dyrekcję) do samorządu, który kupuje wybrane książki. A wydawnictwa mogły je wydrukować.
Wydawnictwa jednak się nie skarżą, bo zmiany wprowadzane przez ministerstwo są dla nich korzystne. Przede wszystkim ponownie zarobią na pierwszych klasach. Od 2015 r. był jeden rządowy elementarz. W tym roku nauczyciele I klasy będą mogli wybrać podręcznik, jaki chcą – MEN przeznaczy 75 zł na każdego ucznia. Dzięki nowej podstawie szkoły będą musiały kupić również książki do klasy IV (140 zł na ucznia) i VII (250 zł na ucznia). Gdyby nie wprowadzono zmian, czwartoklasiści odziedziczyliby książki po kolegach, którzy przeszli do V klasy, a VII klasa byłaby I gimnazjum z książkami także po poprzednim roczniku.
Podmiana treści? To normalne
Jarosław Matuszewski, przewodniczący Sekcji Wydawców Edukacyjnych, tłumaczy, że wydawcy właściwie cały czas pracują nad nową metodologią, unowocześniając podręczniki, a później jedynie zmieniają ewentualnie poszczególne teksty czy zakres prezentowanej wiedzy. – Głównym problemem nie jest treść, bo podmiana tekstu jednego autora na tekst autorstwa innego albo dodanie czy usunięcie jednego działu jest w miarę proste, najtrudniejsza jest metodyka, czyli zawarty w podręczniku sposób nauczania – dodaje. Przy nowych podstawach programowych największa zmiana była w przedmiotach humanistycznych. Np. w przypadku historii dla IV klas powstaje zupełnie nowy podręcznik, w którym będzie propedeutyka – czyli przygotowanie do nauki historii. Dopiero od klasy V rozpocznie się chronologiczna nauka wydarzeń historycznych.
Jarosław Rybus z MAC, które głównie przygotowuje podręczniki dla edukacji wczesnoszkolnej, dodaje, że nie po raz pierwszy muszą przygotować ofertę dla siedmiolatków, więc mają doświadczenie. I znają potrzeby uczniów. Podobnie argumentuje Nowa Era.
Jednak, żeby wszystko się udało i cały proces sprawnie się zakończył, wyznaczeni przez ministerstwo recenzenci muszą – również w szybkim tempie – zrecenzować i zaaprobować podręczniki. Najpóźniej do maja, tak żeby wydawcy mogli nanieść ewentualne poprawki, zebrać zamówienia, wydrukować książki i rozwieźć do szkół.