Referendum ws. reformy edukacji może wprowadzić jakieś zawirowanie i rozpocznie na nowo dyskusję na temat systemu edukacji - uważa minister edukacji Anna Zalewska. Według niej to wybory parlamentarne w 2015 r. rozstrzygnęły kwestie reformy, a ich wynik przesądził o tym, co robi rząd.

Zgodnie z reformą edukacji w miejsce obecnie istniejących szkół mają być: 8-letnia szkoła podstawowa, 4-letnie liceum ogólnokształcące, 5-letnie technikum, dwustopniowe szkoły branżowe i szkoły policealne; gimnazja mają zostać wygaszone. Zmiany mają być wprowadzane stopniowo począwszy od roku szkolnego 2017/2018.

Przeciwnicy reformy: Związek Nauczycielstwa Polskiego, PO, Nowoczesna, PSL, Razem, Inicjatywa Polska, przedstawiciele ruchów rodzicielskich oraz „Koalicji NIE dla chaosu w szkole” chcą zorganizowania w tej sprawie referendum ogólnokrajowego. Zapowiadają zbieranie podpisów pod wnioskiem o jego przeprowadzenie.

Zalewska pytana przez PAP, czy jej zdaniem referendum zostanie przeprowadzone i czy jest ono w stanie zatrzymać reformę odparła, że o wszystkim zdecydowały ostatnie wybory. „W 2015 r. kiedy Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory, właśnie odbyło się referendum, bo rzeczywiście zaakceptowano ten program, w którym było przekształcanie gimnazjów. Proszę zauważyć: przekształcanie gimnazjów oznacza, że każde gimnazjum stanie się albo szkołą podstawową albo liceum, albo szkołą branżową lub technikum. W związku z tym 2015 r. wybory zdecydowały o kształcie tego, co polski rząd robi” - powiedziała.

Minister edukacji przypomniała, że pod wnioskiem obywatelskim o zorganizowanie tzw. referendum edukacyjnego, pod którym podpisy zbierało Stowarzyszenie "Rzecznik Praw Rodziców", zebrało ich ponad 950 tys. We wniosku zawarto pięć pytań, o które chciano zapytać obywateli w referendum. Jedno z nich dotyczyło sześciolatków i brzmiało: "Czy jesteś za zniesieniem obowiązku szkolnego sześciolatków?". „Było również pytanie dotyczące gimnazjum i historii. Proszę zauważyć, te postulaty wypełniam - sześciolatek: znów rodzice decydują o wieku rozpoczynania nauki, historia wraca w pełnej chwale do podstaw programowych oraz jeszcze kwestia gimnazjów” - powiedziała.

W ocenie Zalewskiej, obecnie jest już za późno na przeprowadzenie referendum. Według niej czas na takie działania był wcześniej - bezpośrednio po tym jak 27 czerwca ogłosiła założenia reformy.

„Mam nadzieję, że politycy, nauczyciele, wiedzą, że do 31 marca zostaną już podjęte uchwały o sieci szkół. W jaki sposób można by spojrzeć w oczy rodziców, nauczycieli, którzy zostali przekonani, którzy wiedzą jak system będzie działał, którzy będą gotowi do tej zmiany, że nagle jest jakieś zawirowanie i na nowo zacznie się dyskusja? Mam nadzieję na dużą odpowiedzialność opozycji i bardzo ją zapraszam do tego, żeby była razem ze mną” – powiedziała.

PAP spytała też Zalewską, jak zachowa się PiS, gdy oponenci zbiorą co najmniej pół miliona podpisów obywateli, którzy są przeciwni reformie - bo tyle jest wymagane, by złożyć w Sejmie wniosek obywatelski o przeprowadzenie referendum. „Referendum odbyło się w 2015 r.” - powtórzyła minister.

„Obecnie realizuję te wszystkie postulaty, które we wniosku o referendum z blisko milionem podpisów zostały zmielone przez PO i PSL. Trudno sobie wyobrazić sytuację, że wtedy, kiedy system zostanie przestawiony już na określone tory, kiedy zostały wydatkowane ogromne pieniądze na zmianę tego systemu. Decyzja o sześciolatku też wynikała z faktu, że po pierwsze daliśmy słowo w grudniu, po drugie mówimy samorządom, że czujemy się odpowiedzialni za ich budżety. Mówimy to tym samorządom, które są organem prowadzącym dla gimnazjów i szkół podstawowych, bo w 2019 r., kiedy już nie będzie gimnazjów, będą nadal mieć 9 roczników w subwencji oświatowej. Ja liczę na odpowiedzialność koleżanek i kolegów z opozycji. To ich działanie rodzice będą traktowali jako absolutny chaos, jako działania absolutnie polityczne. Nie możemy brać na zakładników dzieci” - podkreśliła.