Projekt reformy prawa farmaceutycznego, przedstawiony pod koniec października przez posłów z parlamentarnego zespołu ds. regulacji rynku farmaceutycznego, lansowany jest pod hasłem: apteka tylko dla aptekarza.

Jednak proponowane zmiany niosą ze sobą rewolucję dalej posuniętą niż się wszystkim wydaje. I owe konsekwencje odczują nie tylko duże sieci apteczne (o czym się dziś już powszechnie mówi), ale także drobni przedsiębiorcy, którzy prowadzą jedną, dwie czy kilka placówek (o czym mówi się już mniej albo na co zupełnie nie zwraca się uwagi).

Faktem jest, że indywidualnym farmaceutom, którzy obecnie często ledwo wiążą koniec z końcem wykańczani przez sieciową konkurencję dysponującą większym zapleczem kapitałowym, nowe przepisy dają nadzieję na poprawę bytu. Jednak i oni będą musieli się przystosować do nowych zasad.

Po pierwsze – muszą pamiętać, że po wprowadzeniu kryteriów demograficznego (nie więcej niż jedna placówka na 3 tys. mieszkańców) i geograficznego (konieczność zachowania odległości 1 km od sąsiedniej apteki) – często niemożliwe może się okazać uzyskanie zezwolenia na prowadzenie apteki w upatrzonym miejscu. Co więcej, z tego samego powodu niemożliwe może okazać się uzyskanie nowego zezwolenia na prowadzenie apteki w dotychczasowym miejscu – w sytuacji gdy to zezwolenie z jakiekolwiek powodu przestało być ważne. Także ci aptekarze, którzy apteki posiadają, a nie mają wykształcenia farmaceutycznego, muszą liczyć się z tym, że jeśli z jakiegokolwiek powodu zezwolenie stracą, to w nowych warunkach już go nie odzyskają. Nowe przepisy zamieszają też w zasadach sukcesji: zezwolenie nie wygaśnie, o ile wśród spadkobierców będzie farmaceuta. A przecież nie zawsze jest on w rodzinie.

Kluczowe zatem dla właścicieli aptek stanie się po zmianach dopilnowanie, aby do utraty zezwolenia nie dopuścić. A więc też przestrzeganie prawa. Zwłaszcza że w obliczu zmiany na stanowisku głównego inspektora farmaceutycznego i deklaracji polityków PiS – wszystko wskazuje, że zwiększy się nacisk na egzekwowanie przepisów. To znacząca zmiana optyki. Do tej pory było bowiem tak, że utrata zezwolenia nie niosła za sobą poważniejszych konsekwencji, może poza obowiązkiem uiszczenia opłaty za wydanie nowego. Dochodziło więc do sytuacji, w których właściciel danej placówki nielegalnie wywoził z Polski leki o wartości kilkudziesięciu milionów złotych rocznie, a kiedy został przyłapany i w ramach sankcji odebrano mu zezwolenie – śmiał się inspektorom farmaceutycznym w twarz. I on, i kontrolujący wiedzieli, że lada moment uzyska nowe zezwolenie, formalnie na zupełnie nowy podmiot.

Po wejściu w życie nowelizacji taka metoda się nie sprawdzi. Posłowie PiS zresztą nie ukrywają, że nowe wymogi mają służyć uczciwym aptekarzom, a stanowić przestrogę dla wszystkich, którzy traktowali prawo farmaceutyczne z przymrużeniem oka.

Warto więc nie tylko przybliżyć szczegółowo projektowane zmiany, lecz także przypomnieć, jakie błędy popełniają najczęściej właściciele aptek. Tak, by za kilka miesięcy po wizycie inspektorów nie było płaczu, że utracone zezwolenie jest nie do odzyskania.

Posłowie PiS nie ukrywają, że chcą, aby zmiany zaczęły obowiązywać jak najszybciej. Założenie jest takie, by nowe przepisy weszły w życie jeszcze w listopadzie (co oznacza, że Sejm musiałby uchwalić ustawę najpóźniej na kolejnym posiedzeniu).

Jednocześnie politycy deklarują, że to dopiero pierwszy krok w kierunku ucywilizowania rynku farmaceutycznego. Drugi, w postaci reformy przygotowanej przez rząd, nad którą pracuje obecnie Ministerstwo Zdrowia – zostanie poczyniony w pierwszym kwartale 2017 r.

CZYTAJ WIĘCEJ W EDGP >>