- Jeśli całkowite przejście z systemu ubezpieczeniowego na budżetowy miałoby spowodować zmniejszenie środków na świadczenia zdrowotne, to takiej zmiany nie powinno się przeprowadzać - mówi Piotr Gryza.
PiS przed wyborami zapowiadał, że ochrona zdrowia znów będzie finansowana z budżetu państwa, a nie ze składek spływających do NFZ. Czy podtrzymują państwo realizację tej obietnicy i kiedy zmiany mogą wejść w życie?
Perspektywa zmiany to nie wcześniej niż 1 stycznia 2018 r. Prace nad tą koncepcją się toczą, ale szczegółowe rozwiązania nie zostały jeszcze przyjęte. Wymagają decyzji politycznych.
To wiemy, ale interesujące jest, w jakim kierunku zmierza dyskusja. Które rozwiązania mają największe szanse na przyjęcie? Czy NFZ całkiem zniknie i co go zastąpi?
Po pierwsze, cały czas dyskutujemy o tym, w jakim zakresie w polskiej służbie zdrowia powinien być system budżetowy, a w jakim ubezpieczeniowy. To kluczowa kwestia również w sensie efektywności spływu pieniędzy do płatnika publicznego po roku 2018. Jeśli przejście w całości z systemu ubezpieczeniowego na budżetowy miałoby spowodować zmniejszenie środków przeznaczanych na zabezpieczanie dostępu do świadczeń zdrowotnych, to takiej zmiany nie powinno się przeprowadzać.
Piotr Gryza, wiceminister zdrowia nadzorujący NFZ. Podlega mu departament ubezpieczeń zdrowotnych / Dziennik Gazeta Prawna
A co z pomysłem, aby prawo do korzystania ze świadczeń zdrowotnych otrzymali wszyscy Polacy? Nie obawiają się państwo, że część osób przestanie się składać na system?
Musimy przyjąć takie rozwiązania, by środki wpływające do płatnika czy płatników publicznych utrzymywały się na poziomie nie mniejszym niż obecnie, a nawet wzrastały. Będziemy stopniowo odchodzili od systemu ubezpieczeniowego takiego jak obecnie, gdzie składki trafiają do NFZ i dają tytuł do otrzymania świadczenia zdrowotnego opłacającym.
Na razie resort chce przetestować w podstawowej ten model opiece zdrowotnej?
Taka jest intencja ministra zdrowia. To będą pierwsze zmiany polegające na udostępnieniu świadczeń medycznych wszystkim, nie tylko ubezpieczonym, oraz ewentualnym wyłączeniu medycyny rodzinnej z finansowania przez NFZ. Czeka nas szczególna praca koncepcyjna związana z określeniem kompetencji i zakresu odpowiedzialności lekarza rodzinnego, którego praca rzutuje na całość systemu.
Zmiany w POZ minister chciał przyjąć szybko, jako autopoprawkę do ustawy o bezpłatnych lekach dla seniorów, ale pojawił się problem – skoro wszyscy mają mieć dostęp do medycyny rodzinnej, to jak tych wszystkich zdefiniować, tak by np. nie stymulować turystyki medycznej na koszt państwa polskiego.
To jest bardzo poważna sprawa. Pracuje nad nią powołany przez ministra zdrowia zespół w sprawie opracowania zasad realizacji tytułu rezydenckiego. Potrzebujemy bowiem skutecznego narzędzia, które potwierdzi prawo do świadczenia z tytułu zamieszkania w Polsce. Jest tutaj wiele spraw technicznych do rozstrzygnięcia, rzutujących na koszty wdrożenia proponowanej zmiany. Chodzi m.in. o populację Polaków, którzy są ubezpieczeni w innych państwach UE albo są pracownikami struktur europejskich i korzystają z tego tytułu ze świadczeń. Jest też kwestia imigrantów przebywających w Polsce. Musimy mieć pewność, że rozwiązanie do weryfikacji uprawnień będzie prostsze od tego, które jest obecnie, czyli eWUŚ. Jeślibyśmy weszli w daleko idącą regulację, utrudniającą pracę POZ, to w takiej sytuacji sens zmian stałby pod znakiem zapytania.
Co następnego po POZ resort chce wyciągnąć z systemu ubezpieczeniowego?
Następny obszar, który po POZ podlegałby wyłączeniu, to szpitalne oddziały ratunkowe. Już teraz opłacane z budżetu jest państwowe ratownictwo medyczne. SOR-y byłyby bezpłatne dla wszystkich i ewentualnie mogłyby być współfinansowane ze składki OC kierowców. Kolejny obszar podlegający wyłączeniu to opieka psychiatryczna. Ale ma być ona realizowana w trochę inny sposób, bardziej środowiskowo niż obecnie. Chodzi o to, by wesprzeć chorych w ich miejscach zamieszkania, a nie leczyć w szpitalach. Być może ten zakres świadczeń będzie finansowany przez samorządy, które odpowiadałyby za to, by w każdym powiecie działało centrum opieki psychiatrycznej. Dyskutujemy o tym. Podobnie jak o wyłączeniu z systemu ubezpieczeniowego leczenia onkologicznego, ale nie są procedowane jeszcze rozwiązania szczegółowe w zakresie źródeł i sposobu jego finansowania.
Przekazanie psychiatrii samorządom to ryzykowny pomysł. Realizacja Narodowego Programu Zdrowia Psychicznego ugrzęzła w powiatach, ponieważ nie przekazano im na to pieniędzy.
Jedna z koncepcji jest taka, by program leczenia psychiatrycznego był rozliczany z samorządami według stawki kapitacyjnej. Tak jak w POZ w zależności od liczby mieszkańców.
Wracając do NFZ, kto w końcu przejmie jego kompetencje? Czy nadal chcecie, by trafiły do wojewodów?
Tak, myślimy o tym, by zakres odpowiedzialności oddziałów funduszu przekazać, przynajmniej w części, wojewodom jako organom państwa, przez które prowadzone będzie finansowanie służby zdrowia, być może w formie wyspecjalizowanej odrębnej agendy podległej wojewodzie.
Wojewodowie jednak nie podlegają ministrowi zdrowia...
Faktycznie. Mamy tu dylemat natury kompetencyjnej, którego nie da się uniknąć. Wpływ ministra zdrowia miałby charakter regulacyjny. Musi pozostać instytucja centralna, która zdecyduje, że np. stosunkowo większe pieniądze mają trafić do biedniejszych regionów kosztem tych, gdzie mieszkańcy są zamożniejsi. Taka instytucja będzie musiała być związana z ministrem zdrowia. Obecnie trwa dyskusja nad tym, w jaki sposób instytucja ta zajmowałaby się nadzorowaniem działań wojewodów w zakresie zdrowia.
Czy do zadań wojewodów należałoby też stworzenie sieci szpitali? Czy też będzie to zadanie resortu zdrowia?
Obecnie mamy rozproszenie zasobów szpitalnych, walkę o dostęp do środków finansowych, brak pewności funkcjonowania na rynku. Najważniejsze szpitale muszą dostać gwarancję funkcjonowania, a ewentualna odpowiedzialność związana ze wskazaniem tych podmiotów mogłaby spoczywać na wojewodach.
Jednak jest pytanie, czy będą oni w stanie przejąć wszystkie zadania po NFZ. Ponoć zastanawiają się państwo, czy nie pozostawić namiastki centrali funduszu, przy czym z o wiele węższymi kompetencjami.
Pod uwagę brany jest model, w którym wojewodowie odpowiadają za zdrowie w określonych zakresach: prowadzą rejestry, certyfikują placówki. Wskazują też, biorąc pod uwagę m.in. funkcjonowanie państwa w systemie obronnym, które placówki są priorytetowe.
Mielibyśmy wtedy rozproszony system, ale niekoniecznie w pełnym zakresie. Wojewodom można byłoby oddać odpowiedzialność np. za podstawową opiekę zdrowotną, specjalistykę, rehabilitację. Ale nie za wszystko to, za co teraz odpowiada NFZ. W przypadku lecznictwa zamkniętego, czyli szpitalnego, być może powinna zostać agenda związana z ministrem zdrowia, przez którą resort miałby większy wpływ na kreowanie polityki zdrowotnej, w szczególności w zakresie działania szpitali. Czyli w podstawowym obszarze dostępu do świadczeń zdrowotnych odpowiedzialny byłby wojewoda, natomiast w przypadku szeroko rozumianego lecznictwa zamkniętego – instytucja powstała z NFZ. To oczywiście jedno z możliwych rozwiązań. Poza tym najważniejszą sprawą nie jest to, kto będzie finansował opiekę medyczną, tylko w jaki sposób będzie się to odbywać i przy użyciu jakich mechanizmów będą kontraktowane świadczenia.
Jest też kwestia bazy informatycznej funduszu. Rozproszenie może jej nie służyć.
NFZ to ogromna baza danych i wiedza związana z kontraktowaniem, potrzebami zdrowotnymi, której na pewno nie można utracić po przekształceniach. W tym zakresie część zadań przypisana jest też do Centrum Systemów Informacyjnych w Ochronie Zdrowia. Dyskutowany jest więc podział kompetencji między Funduszem a Centrum.