Proponowane przez rząd kierunki zmian w ustawie o działalności leczniczej nie tylko mogą być niekonstytucyjne, lecz także istnieje ryzyko, że pogłębią chaos w ochronie zdrowia.
Na kogo wpłyną zmiany w ustawie o działalności leczniczej / Dziennik Gazeta Prawna
Projekt zmian przede wszystkim realizuje polityczne zapowiedzi PiS zatrzymania komercjalizacji placówek zdrowotnych. I o ile idea ta ma zwolenników, to skierowane do konsultacji założenia ustawy zebrały krytykę ze wszystkich stron.
Właściciel bez uprawnień
Pozostawieniu placówek medycznych w publicznych rękach służyć ma zapis, że samorząd, uczelnia medyczna czy resort jako właściciel musi zachować w nich ponad 50 proc. Wiceminister zdrowia Piotr Warczyński w wywiadzie dla DGP tłumaczył, że nikt nie zamyka drzwi przed inwestorami. Ale w praktyce trudno będzie znaleźć chętnych, którzy będą chcieli wejść do zadłużonej placówki, gdy zarazem nie będą mieli decydującego głosu.
Eksperci zwracają uwagę na inny aspekt nowych przepisów. – Prowadzą w istocie do odebrania samorządom prawa do decydowania o własnym majątku – wskazuje Jakub Cieślicki z kancelarii Wybranowski, Nowicki Biuro Prawne. I jak dodaje potencjalnie narusza art. 165 ust. 1 i 2 konstytucji.
Wtórują mu samorządowcy. – Wprowadzenie państwowej kontroli nad procesem zbywania udziałów i akcji w spółkach stanowiących własność jednostek samorządu może naruszać konstytucyjny zakres samodzielności – stwierdza Adam Struzik, marszałek województwa mazowieckiego.
Wątpliwości budzi też wstrzymanie przekształcania placówek przynoszących straty. Teraz gdy szpital się nie bilansuje, właściciel spłaca ujemny wynik lub go likwiduje, a gdy tego nie robi, placówka zmieniana jest w spółkę. – Wyłączenie możliwości komercjalizacji lub likwidacji SPZOZ z katalogu dopuszczalnych działań naprawczych będzie skutkowało nałożeniem na jednostki samorządu terytorialnego obowiązku pokrywania ujemnego wyniku finansowego zadłużonej placówek za dany rok obrotowy – zauważa Anna Hlebicka-Józefowicz z kancelarii Domański Zakrzewski Palinka.
– Może to prowadzić do przeniesienia kosztów utrzymania publicznych zakładów zdrowotnych na podmiot tworzący, co w niektórych przypadkach może stanowić dla tego podmiotu realne i duże zagrożenie – dodaje Naczelna Rada Lekarska.
Eksperci podkreślają, że jedną z przyczyn strat generowanych przez szpitale są zbyt niskie kontrakty z NFZ. – Brak możliwości likwidacji szpitala będzie oznaczał przerzucenie finansowego ciężaru ochrony zdrowia na samorząd terytorialny, co z kolei stanowi potencjalne naruszenie art. 167 ust. 4 oraz art. 165 ust. 1 i 2 konstytucji – wyjaśnia Jakub Cieślicki.
Rosnące nierówności
Wśród propozycji znalazł się też pomysł, by samorządy kupowały świadczenia medyczne dla mieszkańców. Lokalni włodarze zwracają uwagę, że nikt na to nie da im pieniędzy, za to wystawieni zostaną na naciski obywateli. Na dodatek taka zmiana spowoduje, że jedni będą mieli lepszy dostęp do zdrowia (np. do nowoczesnych, nierefundowancy terapii czy krótszych kolejek) od innych.
– Zgodnie z konstytucją do świadczeń finansowanych ze środków publicznych dostęp ma być równy – podnosi Adam Kozierkiewicz, ekspert ochrony zdrowia.
By nie być z ustawą zasadniczą na bakier, samorządy musiałyby dać możliwość korzystania ze świadczeń wszystkim chętnym, a nie tylko swoim mieszkańcom. A teraz w programach kryterium jest miejsce zameldowania lub płacenia podatków. – Proponowane zmiany wyglądają tak, jakby rząd chciał przerzucić na lokalne władze część swoich zadań, bo to do niego należy zapewnienie opieki zdrowotnej i to on ma na te cele pieniądze – zastrzega Marek Wójcik, ekspert Związku Powiatów Polskich.
Ponadto założenia ustawy przewidują, samorząd mógłby płacić za świadczenia medyczne tylko należącej do niego przychodni lub szpitalowi. Czyli nie mógłby wybrać tej, która jest najlepsza. – Nie uwzględniono też sytuacji, gdy samorząd nie ma własnych przychodni czy szpitala – komentuje Wójcik.
Stracą DPS-y i szkoły
Resort zdrowia chce też uniemożliwić wypłatę dywidendy ze szpitali i przychodni. Zysk ma zostawać w szpitalu. Marek Wójcik zwraca uwagę, że samorządy zainwestowały w placówki medyczne 18,5 mld zł (w latach 1999–2014). Do tego dochodzą miliardy na oddłużanie. – W wielu powiatach wstrzymywano inwestycje w domy pomocy społecznej, szkoły, ośrodki, kultury i drogi. W pierwszej kolejności na nogi stawiano szpitale – wylicza Wójcik. Dodaje, że lokalni włodarze liczyli na to, iż gdy ośrodki medyczne zaczną zarabiać, skorzystają na tym inne samorządowe placówki, które na inwestycje musiały czekać.
– Ustawowy zakaz wypłaty zysku właścicielowi spowoduje, że samorządowcy nie będą mogli efektywnie lokować inwestycji – podsumowuje Wójcik.