Opieka nad zarodkami zależy od opiekuna
– Ustawodawca zostawił tę sprawę (in vitro – red.) nieuregulowaną – powiedziała DGP prokurator Sylwia Cieślikowska z prokuratury w Poznaniu, która badała kwestię niszczenia zarodków w jednej z tamtejszych klinik. Składający zawiadomienie do prokuratury powołali się na art. 157a par. 1 k.k. (przestępstwo polegające na spowodowaniu uszkodzenia ciała dziecka poczętego lub rozstroju zdrowia zagrażającego jego życiu). Kłopot w tym, że nie ma definicji prawnej, czy dziecko poczęte jest tym samym co zarodek powstały w trakcie procedury in vitro.
Zdaniem karnisty Lecha Gardockiego postanowienie prokuratury potwierdza, że zarodki nie są chronione. Kliniki i rodzice muszą działać na własną odpowiedzialność – może się zdarzyć, że inna prokuratura podjęłaby inną decyzję.
W wielu klinikach standardem jest to, że rodzice płacą za przechowywanie zarodków. Ale mogą też oddać je do adopcji. Są też przypadki, że kliniki wydawały rodzicom zarodki w termosie albo się ich pozbywały.
W tej konkretnej sprawie chodziło o pojemnik na przechowywanie zarodków znaleziony w klinice okulistycznej. Była to pozostałość po dawnej działalności kliniki, która oprócz okulistyki zajmowała się też in vitro. Kiedy zakończyła tę działalność osiem lat temu, nie miała co zrobić z zarodkami, więc postanowiła je nadal przechowywać. Ale w momencie znalezienia pojemnika nie było w nim ciekłego azotu potrzebnego do prawidłowego utrzymania zarodków. Nowy dyrektor skierował sprawę do prokuratury.
Katarzyna Kozioł, współzałożycielka Przychodni Leczenia Niepłodności „Novum”, przyznaje, że brak regulacji jest kłopotem dla placówek. – Jeżeli wprowadzamy własne regulacje, nie mamy podstaw prawnych, by od przyszłych rodziców wymagać przestrzegania tych zasad – mówi. W jej klinice ustalono, że rodzice płacą za przechowywanie niewykorzystanych zarodków, aby wykorzystać je w przyszłości w celu poczęcia dziecka, jeśli pierwsza próba zakończy się niepowodzeniem lub będą chcieli mieć kolejne dziecko. A w momencie rezygnacji z opłat zarodki są przekazywane do adopcji innej parze po uzyskaniu pisemnej zgody biologicznych rodziców. – Na te reguły para musi się zgodzić, nim przystąpi do leczenia – dodaje Kozioł. Jeżeli nie chce, tworzy się tyle zarodków, ile można wykorzystać podczas jednego transferu.
Polska już dawno powinna uregulować te sprawy. Na razie przygotowywany jest projekt ustawy o zmianie ustawy o pobieraniu, przechowywaniu i przeszczepianiu komórek, tkanek i narządów oraz niektórych innych ustaw, w którego treści zostały zawarte przepisy regulujące kwestie odnoszące się do procedury zapłodnienia in vitro w zakresie wymaganym przez dyrektywy.
Prokuratura dała sygnał, że z zarodkami można zrobić wszystko
Jak interpretować umorzenie sprawy niszczenia zarodków?
Z żalem muszę przyznać, że pani prokurator w tym przypadku miała rację. W Polsce nie ma regulacji. I dlatego od 20 lat istnieje ewidentna luka prawna, która jest tolerowana. A to pozwala robić każdemu, co się żywnie podoba. Można nimi handlować, niszczyć je lub przeprowadzać eksperymenty.
Składający sprawę do prokuratury powołali się na art. 157a par. 1 k.k. (przestępstwo polegające na spowodowaniu uszkodzenia ciała dziecka poczętego lub rozstroju zdrowia zagrażającego jego życiu). Interpretacja należała do prokuratury?
Te przepisy moim zdaniem nie obejmują zarodków. A to oznacza, że rzeczywiście nie można się dopatrzyć w tym przestępstwa. Decyzja prokuratora to tylko potwierdza. I może to być czytelnym sygnałem dla klinik czy rodziców, że mogą postępować, jak chcą. Co nie jest zakazane, jest dozwolone. I dopóki nie będzie przepisów w ustawie bioetycznej regulujących tę kwestię, nie będzie można tego zakazać.
Do pana zwolnienia z funkcji ministra doszło w związku właśnie ze sprawą poznańskich zarodków, o których napisaliśmy w DGP, i z pana wypowiedziami dotyczącymi in vitro.
Nie żałuję swoich słów. Poniosłem za to wysoką cenę polityczną. Ale nie wolno przemilczeć sytuacji, która jest moralnie naganna. A brak ochrony zarodków dla mnie taki jest.