Ceny nowych samochodów rosną wolniej niż nasze zarobki. Pomimo to własne auto z salonu to wciąż bardziej fanaberia niż standard. Czy prywatnie, czy do pracy, najchętniej kupujemy skody.
Najczęściej kupowany samochód osobowy w Polsce kosztuje 40 tys. zł – to 8 tys. zł więcej niż dekadę temu. W tym samym czasie przeciętne roczne wynagrodzenie w Polsce wzrosło o blisko 20 tys. zł. Według Instytutu Badań Rynku Motoryzacyjnego Samar w 2005 r. osoby fizyczne najczęściej rejestrowały nową skodę fabię. W podstawowej wersji samochód kosztował wtedy 32 tys. zł. Minęło 10 lat, ale lider się nie zmienił. Za najtańszą wersję fabii z rocznika 2015 bez upustów zapłacimy obecnie 40,3 tys. zł. Oznacza to, że mniejszą część zarobków niż przed dekadą przeznaczamy na samochody. Według ZUS w 2005 r. statystyczny Polak zarabiał rocznie 28,5 tys. zł (2380 zł/mies.). W ubiegłym roku średnia miesięczna pensja w gospodarce narodowej wyniosła 3900 zł, co w skali roku przekładało się na 46,8 tys. zł.
W praktyce oznacza to tyle, że na najtańszą fabię 10 lat temu trzeba było pracować prawie 19 miesięcy. Dziś uzbieramy na nią w 14 miesięcy. Oczywiście przy założeniu, że wszystkie zarobione pieniądze idą na nowe auto.
Prywatne auta już nie trzęsą rynkiem / Dziennik Gazeta Prawna
W podobnym przedziale cenowym plasowały się dwa kolejne najpopularniejsze modele z 2005 r.: fiat panda i toyota yaris, które w najprostszej wersji kosztowały ok. 30 tys. zł. W ubiegłym roku yaris w rankingu popularności był drugi (najtańszy kosztuje dziś ok. 40 tys. zł), a trzeci miejsce zajął opel corsa (dostępny od 35 tys. zł). Dlaczego zatem, pomimo prawie dwukrotnego wzrostu zarobków, wciąż decydujemy się na auta z podobnego, niskiego przedziału cenowego? – 40 tys. zł kosztuje miejskie auto w podstawowej wersji, z przeciętnym wyposażeniem. Do tego dochodzi mały, zazwyczaj niezbyt żwawy silnik. Kowalski za te pieniądze wciąż woli kupić używane kilkuletnie auto z segmentu D – tłumaczy Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego.
Ktoś mógłby jednak powiedzieć, że z roku na rok po ulicach jeździ coraz więcej znacznie większych i droższych samochodów. To prawda, ale jedynym, które w ubiegłym roku znalazło się w top 10 najpopularniejszych dla osób fizycznych, była kia sportage (SUV dostępny od 75 tys. zł). Pozostałe auta to przedstawiciele segmentu B i pojedyncze pojazdy z segmentu C. Wspomniane lepsze samochody to przede wszystkim zasługa odwrócenia proporcji zakupów indywidualnych i firmowych. – Jeszcze w 2000 r. w Polsce sprzedano niemal 479 tys. nowych pojazdów, z czego raptem 5 proc. stanowiły firmowe. Dziś udział aut flotowych sięga 70 proc. – wskazuje Dariusz Balcerzyk z IBRM Samar. W rankingu samochodów kupowanych na REGON w pierwszej dwudziestce znajdziemy m.in. VW passata i volvo XC60, czyli pojazdy, które po doposażeniu mogą kosztować znacznie ponad 200 tys. zł.
Może zatem problemem jest zbyt wąska oferta tanich samochodów kompaktowych? Na to mógłby wskazywać sukces nowego fiata tipo, który w Polsce w liczbie 1,5 tys. sztuk wyprzedał się w ciągu trzech miesięcy. Cena sedana zaczynała się od 42 tys. zł. Według naszych rozmówców podobne oferty nie będą często gościć na naszym rynku, bo przy takiej relacji ceny do wielkości auta i wyposażenia marże dla producenta są znikome i na dłuższą metę taki biznes byłby po prostu nieopłacalny.
Importerzy twierdzą jednak, że klienci coraz częściej sięgają po lepsze wersje wyposażenia. – W przypadku fabii III generacji środkowa wersja wyposażenia Ambition stanowi obecnie 68,7 proc. całkowitej sprzedaży. To dwa razy więcej niż w przypadku fabii II generacji. Klienci najczęściej sięgali wtedy po najtańszą wersję active – mówi Michał Cabaj ze Skoda Auto Polska. O podobnych trendach informują Volvo, Volkswagen i Opel. Grzegorz Paszta z Renault Polska przypomina jednak, że poszczególne modele samochodów trudno porównywać z ich poprzednikami, przede wszystkim pod względem technicznym. – Wzbogacanie wyposażenia w ostatniej dekadzie odbywały się m.in. wskutek konieczności dostosowania się do nowych przepisów – np. układ ABS, EDR czy czujnik ciśnienia opon – wskazuje Paszta i dodaje, że auta są dziś także znacznie większe niż kiedyś. Klient kupując obecnie renault clio, otrzymuje samochód wielkością zbliżony do megane sprzed 10 lat – kwituje.