Tanie linie zdominowały przewozy lotnicze w Polsce. Ich kłopoty mogą zachwiać rynkiem. Co dalej z tanim lataniem?
O problemach tanich linii lotniczych stało się głośno w połowie września, kiedy Ryanair odwołał ponad dwa tysiące rejsów. Nikt się nie spodziewał, że to wstęp do poważniejszych kłopotów. Kilka dni temu irlandzki gigant skasował kolejne 18 tys. lotów w okresie zimowym – zawieszono 34 trasy, w tym siedem z Polski.
Szefowie linii twierdzą, że w ten sposób opanują zamieszanie powstałe po złym planowaniu urlopów pilotów. W sezonie zimowym część z nich wyśle na przymusowe wolne, da im też podwyżki płac. Nie jest tajemnicą, że Ryanair nie rozpieszczał swoich pracowników i 140 pilotów podkupiła od niego inna tania linia – Norwegian.
Spore cięcia zapowiedział też węgierski Wizz Air, który na początku listopada skasuje połączenia na blisko 20 trasach, w tym na siedmiu z Polski.
Wprowadzane przez obu przewoźników ograniczenia są szczególnie dotkliwe dla nas, bo tanie linie zdominowały niebo nad Polską. Ryanair już kilka lat temu wyprzedził LOT i stał się liderem w przewożeniu pasażerów. Wizz Air ma mocne, trzecie miejsce.
– Ryanair ma 35 proc. polskiego rynku. Kłopoty tej linii mogą odbić się negatywnie na stabilności naszego ruchu lotniczego – powiedział Jacek Krawczyk, unijny ekspert lotniczy, w czasie Europejskiego Forum Nowych Idei w Sopocie. Według niego w wielu krajach Europy „zamieniono monopol typu narodowego na monopol irlandzkiej linii”.
Krawczyk uważa, że Ryanair przeszarżował w obniżaniu kosztów. – Okazało się, że ceną za to okazał się brak pilotów do pracy. Dużo wymagał i miał za mało do tego ludzi – dodał.
Specjaliści twierdzą, że obecne problemy tanich linii nie są dla nich zagrożeniem. – Ten rynek będzie się rozwijał, choć może nie w takim tempie jak dotychczas, gdy liczba podróżnych rosła o 20 proc. rocznie – mówi Eryk Kłopotowski, ekspert ds. lotnictwa, w przeszłości związany m.in. z linią Sky Europe.
Wizz Air ogłosił właśnie rekrutację na 1300 stanowisk – pilotów i członków personelu pokładowego. Do końca 2018 r. linia wzbogaci się o 21 kolejnych airbusów. Za 7 lat chce podwoić swoją flotę do 160 samolotów.
Z kolei Ryanair zamierza wrócić do pomysłu latania na wschód – m.in. na Ukrainę czy do Gruzji. Tyle że boeingi 737 nie dolecą bez lądowania ze wschodnich krańców Europy np. do Irlandii. Konieczne będą przesiadki, być może na polskim lotnisku. Pojawiają się jednak głosy, że Polska zbytnio pozwoliła urosnąć tanim przewoźnikom, na czym stracił np. LOT. – Tanie linie weszły z impetem do Polski dzięki otwarciu nieba nad Europą i dzięki rozwojowi regionalnych lotnisk. Trudno byłoby tu wprowadzać jakieś zakazy formalne – mówi Adrian Furgalski z Zespołu Doradców Gospodarczych TOR. Przyznaje jednak, że w wielu przypadkach samorządy zaproponowały przewoźnikom bardzo korzystne warunki.
Ryanair spiera się też z PPL, zarządcą Okęcia. Zlikwidował loty z warszawskiego lotniska do Wrocławia i Gdańska, bo twierdzi, że jego samoloty dostały zbyt odległe od terminalu stanowiska, przez co miały opóźnienia. Z kolei szef PPL Mariusz Szpikowski powiedział, że nie chce wykładać dużych pieniędzy na lotnisko w Modlinie, bo to oznaczałoby dopłacanie do Ryanaira. Irlandczycy wynegocjowali z podwarszawskim lotniskiem bardzo niskie opłaty. Marcin Danił z zarządu Modlina zapewnia, że port nie traci na obecnych stawkach, ale przyznaje, iż cennik trzeba zmienić.
PPL: jak nie z Modlinem, to z Radomiem
Czy PPL zarządzające Lotniskiem Chopina przejmie udziały lotniska w Radomiu? – Odbywają się spotkania z prezydentem miasta. Liczę, że uda się wypracować rozwiązanie z udziałem Skarbu Państwa bardzo korzystne dla radomskiego lotniska. W tych rozmowach uczestniczy PPL. Nie mogę powiedzieć, jakie będzie zaangażowanie tego podmiotu – mówił niedawno Jakub Kowalski, szef Kancelarii Senatu (PiS), wieloletni radny Radomia.
PPL nie chce komentować tych informacji. Prezydent Radomia Radosław Witkowski potwierdza, że prowadzi rozmowy „z bardzo poważnym partnerem biznesowym” w sprawie przyszłości lotniska.
Radomskie lotnisko od początku wzbudza kontrowersje. Otwarcie cywilnego portu było marzeniem władz tego 200-tysięcznego miasta. Lotnisko udało się uruchomić w 2014 r., gdy miastem rządził PiS, ale zainteresowanie przewoźników i podróżnych okazało się mizerne. W zeszłym roku z portu skorzystało zaledwie 9,7 tys. pasażerów. Latają stamtąd tylko linie Sprint Air, które oferują loty do Gdańska, Pragi i Lwowa. Władze Radomia twierdzą, że port rozwinie się po niezbędnych inwestycjach, ale potrzeba na nie 200 mln zł.
Czy PPL miałoby zainwestować w Radom po konflikcie z portem w Modlinie? Przypomnijmy, że zarządca Lotniska Chopina jako jeden z czterech udziałowców modlińskiego lotniska zablokował właśnie emisję obligacji, dzięki którym miały być sfinansowane niezbędne inwestycje w porcie. PPL chciało objąć kontrolę nad lotniskiem, ale samorząd Mazowsza nie zgodził się na warunki tego przejęcia. Szef rady nadzorczej portu Marek Miesztalski przyznał, że przedłużający się pat grozi nawet zamknięciem lotniska.
Szef PPL Mariusz Szpikowski powiedział, że być może przydałoby się Warszawie drugie lotnisko dla tanich linii. – Czy chcemy przenosić Ryanaira z Modlina do Radomia? To jakieś pomieszanie z poplątaniem. Położone 100 kilometrów od Warszawy radomskie lotnisko ma kiepski dojazd. Ministerstwo Infrastruktury powinno wreszcie przeciąć ten absurd. PPL musi dogadać się z Modlinem, żeby odblokować inwestycje, a nie myśleć o Radomiu – mówi Adrian Furgalski z Zespołu Doradców Gospodarczych „Tor”.