Sześć megadżuli na kilogram – ta wartość spędza sen z powiek prowadzącym zakłady przetwarzania odpadów, w tym samorządowcom. Z nowym rokiem – o czym ostatnio pisaliśmy – wejdzie w życie zakaz umieszczania odpadów o wyższej wartości kalorycznej na składowiskach.
Co się z nimi stanie? Jakaś niewielka część jako paliwo alternatywne trafi do spalarni lub cementowni. A reszta? Nie wiadomo. Pewne jest tylko jedno, że nie można ich przetrzymywać na wysypiskach dłużej niż trzy lata, bo inaczej trzeba będzie płacić olbrzymie kary.
To kolejny etap rewolucji śmieciowej w Polsce. Trwa ona nieprzerwanie od 2013 r., a końca jej nie widać. Co więcej, nic nie wskazuje na to, że wreszcie uda się nam spełnić unijne wymagania. W 2020 r. Polska musi odzyskać co najmniej 50 proc. odpadów, a po kolejnych 10 latach 70 proc. Tymczasem u nas 3/4 produkowanych przez gospodarstwa domowe śmieci trafia na wysypiska. To m.in. one generują tzw. kaloryczność śmieci.
Dlaczego kuleje u nas segregacja? Oczywiście przyczyn można podać sporo.Prawda natomiast jest taka, że niesprawny jest przede wszystkim system odbierania segregowanych śmieci. Ja osobiście mam już dosyć tej rewolucji, podobnie jak moi znajomi, bo nasze domy zamienia się w śmietniki. Aby oddać segregowane szkło, plastik, papier, muszę je zbierać do worków przez cały miesiąc.
Gdy wyjeżdżam do Niemiec, z zazdrością patrzę na automaty do selektywnej zbiórki. Są w każdym sklepie. U nas nikt jeszcze na ten pomysł nie wpadł. Z chęcią też bym oddawała makulaturę do skupu, jednak jej wożenie dziesiątki kilometrów mija się z celem. Punktów jest bowiem tyle, co kot napłakał.
Segregowanie śmieci ma sens, jednak w obecnych realiach nie tylko będzie trafiać na opór, ale także zniechęcać tych, którzy już to robią. Nikt bowiem nie pomyślał, by ekologię połączyć z wygodą Polaków. Tak samo jak nikt nie wpadł na to, by wprowadzić system zachęt dla dużych zakładów, dzięki którym byłyby one zainteresowane wykorzystaniem wysokokalorycznych odpadów jako paliwa alternatywnego. Nie zrobiono tego, efekt jest taki, że w przyszłości być może przyjdzie nam drogo zapłacić za zalegające hałdy śmieci.