Chcemy w 2015 r. wypracować model działania samorządów za kilkanaście lat. Będą to rozwiązania w trzech obszarach: ich ustroju, zadań i kompetencji oraz dochodów - mówi w wywiadzie dla DGP Marek Wójcik, wiceminister administracji i cyfryzacji

Niedawno został pan wiceministrem administracji i cyfryzacji. Jakie ma pan plany na 2015 r.?

Nadchodzący rok jest szczególny. Z jednej strony będziemy obchodzić 25-lecie funkcjonowania wolnych samorządów. Z drugiej mamy 30-lecie implementacji Europejskiej Karty Samorządu Lokalnego. Rzadko się o niej mówi, a jest ona swoistą konstytucją samorządności. Przygotujemy w resorcie raport, w jakim stopniu udało się ją wdrożyć w Polsce. Jesienią odbędzie się też międzynarodowa konferencja, podczas której dowiemy się, jakie są w tym zakresie doświadczenia innych państw. Zatem rok 2015 otwiera szanse na to, aby o samorządach mówić częściej i dobrze, bo nie ma wątpliwości, że reaktywowanie samorządności w Polsce było sukcesem.

Jakie zmiany będzie pan proponował?

Będę przekonywał do zmian opartych na tezie, że administracja musi nadążać za gospodarką i być siłą napędową jej rozwoju. Bo właśnie utrzymanie dynamiki rozwoju gospodarczego będzie najważniejszym wyzwaniem dla zarządzających zarówno na szczeblu ogólnopolskim, regionalnym, jak i lokalnym. Kwestia druga to tworzenie społeczeństwa obywatelskiego. Z tym, niestety, jest u nas krucho. Obserwujemy pewien regres demokracji lokalnej, coraz mniej osób garnie się do pracy na rzecz wspólnot mieszkańców, a frekwencja w wyborach samorządowych wciąż spada. Tymczasem siłą rozwoju w coraz większym stopniu, powinna być aktywność obywateli i przedsiębiorstw, a nie działalność państwa i jego administracji. W przyszłości coraz większe znaczenie dla rozwoju samorządów będzie miał nie kapitał finansowy, lecz właśnie społeczny. Nawet teraz to widać – mimo braku regulacji ustawowych czy pieniędzy – jeśli są ludzie, którym chce się podejmować wysiłek reformatorski, to wiele lokalnych problemów udaje się rozwiązać. Dlatego tak ważne jest, by wzmacniać aktywność obywatelską i wykorzystywać efekt wartości dodanej, wynikającej ze współdziałania różnych osób i środowisk tworzących wspólnoty samorządowe.

Jak to osiągnąć?

Jest wiele możliwości, m.in. poprzez tworzenie mechanizmów prawnych i popularyzację partnerstw: publiczno-społecznego, publiczno-publicznego i rzecz jasna publiczno-prywatnego. Warto np. wrócić do pomysłu resortu pracy i stworzyć przepisy ułatwiające współpracę samorządów z partnerami społecznymi. Ostatecznie nie znalazły się one w nowelizacji ustawy o pożytku publicznym i wolontariacie z 2010 r., ale obecnie jest dobry klimat, aby jednak je wprowadzić.

Na czym to partnerstwo publiczno-społeczne miałoby polegać?

To nowy mechanizm współpracy różnych podmiotów w realizacji lokalnej polityki społecznej. Tego typu partnerstwa zawiązywane są na czas wykonania wspólnego zadania, uzyskując w tym czasie status osoby prawnej nienastawionej na zysk. Mogą one powstać m.in. z inicjatywy jednostki samorządu terytorialnego, organizacji pozarządowej, spółdzielni socjalnej. Instytucja partnerstwa publiczno-społecznego powinna być wprowadzana przede wszystkim w związku z realizacją projektów aktywności lokalnej w zakresie zatrudnienia i integracji społecznej. Przykładem takiej bardzo dobrze funkcjonującej współpracy są lokalne grupy działania tworzone w ramach Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich.

Co jeszcze można uczynić dla wzmocnienia partnerskiej współpracy samorządów?

Wprowadzając mechanizmy zachęcające do partnerstw podmiotów publicznych w obszarach metropolitarnych czy też w mniejszych ośrodkach, gdzie istnieje wspólnota interesów lokalnych społeczności. Dlatego ważne jest, aby doprowadzić do końca prace prowadzone przez resort infrastruktury i rozwoju na rzecz wdrożenia polityki miejskiej. Sprzyjać współpracy mogą też zachęty finansowe premiujące łączenie potencjału gmin czy powiatów. W przeszłości mieliśmy przykłady dokładnie odwrotne. Powstawały nowe gminy wiejskie, okalające 2-3-tysięczne miasteczko, tylko dlatego, że dzięki temu uzyskiwano kilka milionów złotych więcej subwencji oświatowej. Teraz musimy wrócić do współpracy między lokalnymi wspólnotami.

Ale jak to uczynić?

Konieczna jest konsolidacja potencjału samorządów dla realizacji wspólnych celów. Dzięki temu możliwe będzie podniesienie jakości świadczonych usług i efektywniejsze wydatkowanie środków publicznych.

W jaki sposób można jeszcze zachęcać do aktywności obywatelskiej i współpracy na poziomie lokalnym?

Do projektów ustaw przedłożonych przez prezydenta i rząd dokładam propozycję zwiększania wpływu obywateli na działalność publicznych instytucji funkcjonujących na szczeblu lokalnym. Obserwuję bowiem z niepokojem, że odradza się hydra branżowa. Wiele środowisk chce budowania swojej odrębnej administracji wyodrębnionej spod kontroli samorządu lokalnego. A dlaczego nie miałoby być odwrotnie? Dlaczego nie wiązać bardziej publicznych instytucji z lokalną wspólnotą mieszkańców, która jest przecież odbiorcą ich usług? Chociażby poprzez zobowiązanie np. dyrektorów oddziałów ZUS, ARMiR czy urzędu skarbowego do przedkładania samorządom informacji o planach działania i sprawozdania z corocznej aktywności. Równocześnie, w odwrotną stronę, samorządy powinny informować lokalne instytucje publiczne o podejmowanych działaniach.

Nad czym jeszcze będzie pan pracował?

Chcemy w połowie 2015 r., wspólnie z organizacjami samorządowymi, przedstawicielami środowisk naukowych oraz organizacjami pozarządowymi przedstawić propozycje modelu działania samorządów terytorialnych za kilkanaście lat. Szczególnie wtedy, gdy dosięgnie nas kryzys demograficzny i kiedy nie będziemy mogli już liczyć na tak znaczące transfery środków unijnych. Zaproponujemy rozwiązania w trzech obszarach: ustrój JST, zadania i kompetencje oraz dochody. Założenia zmian regulacji dotyczących samorządów konsultowane byłyby podczas spotkań w całej Polsce. W drugiej części 2015 r. powstawałyby na podstawie tych założeń i konsultacji konkretne propozycje ustawowe. Bardzo mi zależy na tym, żeby poruszyć także temat standardów finansowania zadań zleconych z zakresu administracji rządowej, a realizowanych przez samorządy. Jest nieprawdopodobne zróżnicowanie tych kwestii w Polsce, a ich podłożem jest często historyczne podejście do kształtowania budżetów wojewodów.

Coraz mniej samorządów angażuje się w profilaktykę i promocję zdrowia. Nie martwi to pana?

Rzeczywiście, zauważam odwrót samorządów od realizacji programów zdrowotnych. Prowadzą je przede wszystkim te, które realizowały je już wcześniej. Tylko w jednym na pięć samorządów coś się pod tym względem dzieje. Następnych zbytnio nie przybywa. To trzeba odczarować.

W jaki sposób?

Będzie sporo środków unijnych na ten cel w nowych regionalnych programach operacyjnych. UE zachęca, byśmy realizowali programy profilaktyki zdrowotnej. Potrzebne są regulacje pozwalające na to, by samorządy mogły startować w konkursach, otrzymywać pieniądze na ten cel oraz same realizować takie programy.

A co z programami profilaktycznymi realizowanymi przez NFZ? Wiadomo od lat, że ich efektywność nie jest najwyższa.

Uważam, iż konieczne jest przekonanie NFZ do włączenia do ich wdrażania samorządów. Trzeba im pozwolić na korzystanie ze środków będących w dyspozycji funduszu. Nie chodzi zresztą tylko o pieniądze, ale o wykorzystanie potencjału gmin, powiatów i województw. Przykładem mogą być słynne zaproszenia dla kobiet na mammografię. NFZ wysyła listy z zaproszeniami na badania, z których korzysta niewiele pań. A najprostszy i najskuteczniejszy sposób dotarcia do mam to edukacja zdrowotna ich dzieci. Gdyby nauczyciele otrzymali materiały dotyczące raka i roli badań profilaktycznych, to można byłoby je popularyzować np. podczas lekcji wychowawczych. Niech nauczycielka wyjaśni uczniom, co to jest nowotwór, rozda zaproszenia na badania i powie, że dzięki nim ich mamy mają szansę dłużej żyć, to dzieciom na pewno uda się je przekonać, żeby poszły na mammografię. A jestem pewien, że przy okazji uświadomione dzieci zapytają też nauczycielkę: A czy pani pójdzie na badanie? Na jednym rożnie można więc upiec kilka pieczeni: uświadomić dzieci, skutecznie dotrzeć do matek i środowiska nauczycielskiego, które jest bardzo sfeminizowane (w tym zawodzie pracuje prawie 600 tys. kobiet).

Do 2016 r. mają powstać mapy potrzeb zdrowotnych. Czy znajdzie się na nich miejsce dla wszystkich obecnie istniejących szpitali samorządowych?

Nie mam wątpliwości, że najbliższe dwa lata wprowadzą rewolucję w sieci szpitali. O tym, że nadszedł czas konsolidacji i restrukturyzacji rynkowej, niech świadczy to, że tylko w 2013 r. z 1208 szpitali mających kontrakt z NFZ, aż 85 go utraciło (w tym na Śląsku aż 50). W najtrudniejszej sytuacji są i będą szpitale mniejsze: przekształcone – samorządowe oraz te prywatne. Uważam, że zanim powstaną mapy potrzeb, w 2015 r. powinno się zdefiniować przyszły model szpitali. Według mnie nie należy ich różnicować według formy organizacyjno-prawnej. Klient ma dostać usługę w dobrym standardzie, a to, czy otrzyma ją w szpitalu wojewódzkim, powiatowym – przekształconym w spółkę czy też prywatnym, nie ma znaczenia. Decydująca jest jakość usługi medycznej.