Władze stolicy skierowały do wojewódzkiego sądu administracyjnego dwie skargi na komisję wiceministra Patryka Jakiego zajmującą się rozliczaniem afery reprywatyzacyjnej.
Do tej pory Hanna Gronkiewicz-Waltz konsekwentnie ignorowała wezwania na posiedzenia komisji. Ale to nie znaczy, że bezczynnie przyglądała się kolejnym wydawanym decyzjom. DGP dotarł do dwóch skarg, jakie władze stolicy kilka dni temu skierowały do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Chodzi o słynną sprawę Twardej. Przypomnijmy: komisja weryfikacyjna uchyliła decyzję ratusza o przyznaniu Maciejowi M. prawa użytkowania wieczystego nieruchomości przy ul. Twardej 8. Wcześniej miasto samo wstrzymało wykonanie decyzji i nie podpisało z M. aktu notarialnego (dlatego dziś przekonuje, że grunt nigdy nie przestał być własnością miasta).
Co ciekawe, w skardze ratusz nie podważa decyzji komisji jako takiej. – Rozstrzygnięcie komisji jest korzystne dla m.st. Warszawy i jako takie nie jest przedmiotem zaskarżenia – wynika z dokumentów, które widzieliśmy. Miasto nie zgadza się natomiast z „obszernymi fragmentami uzasadnienia decyzji Komisji”. Dlatego wnosi o ich uchylenie.
Ratusz zarzuca komisji, że zeznania świadków wielokrotnie nie odnosiły się do faktów, ale ich „subiektywnych przypuszczeń czy wyobrażeń”. Jako przykład wskazywane są zeznania byłego pracownika Biura Gospodarki Nieruchomościami Krzysztofa Śledziewskiego. Twierdził on np., że „miasto stołeczne mogło i powinno być stroną w postępowaniach sądowych o ustanowienie kuratora” oraz że „miasto mogło zrobić więcej w sprawach kuratorów”.
– Komisja przyjęła oceny świadka za własne, choć to właśnie ów świadek prowadził postępowanie administracyjne w trybie art. 7 dekretu, w tym gromadził niezbędny materiał dowodowy, dokonywał wstępnej oceny i finalnie przygotował projekt decyzji reprywatyzacyjnej, będącej przedmiotem negatywnej oceny komisji – zwraca uwagę warszawski samorząd w skardze do WSA. Nie omieszkał również przypomnieć, że świadek został dyscyplinarnie zwolniony z ratusza, co również podważa jego wiarygodność.
Miasto nie zgadza się też z zarzutem komisji o „bierności” prezydent w sprawach dekretowych. – W związku z powszechną praktyką sądów, polegającą na niewzywaniu Prezydenta jako reprezentanta Skarbu Państwa do spraw spadkowych, Prezydent w dniu 7 września 2015 r. skierował do prezesów 9 sądów warszawskich pismo zawierające stosowną prośbę. Ten fakt Komisja również pominęła w omawianym uzasadnieniu decyzji – twierdzą władze stolicy w skardze.
Komisja w uzasadnieniu swojej decyzji stwierdziła także – opierając się na zeznaniach świadków – że „ustalenia odnośnie reprywatyzacji nieruchomości były akceptowane w ramach tzw. zespołu koordynującego” oraz że „ścisłe kierownictwo urzędu miasta, w tym Prezydent m.st. Warszawy, akceptowało wydanie decyzji reprywatyzacyjnych”.
W skardze miasto zapewnia, że w istniejącym od 2007 r. zespole (w składzie: prezydent, jej zastępca, skarbnik i sekretarz miasta) omawiane były „węzłowe problemy dotyczące szeroko rozumianych spraw dekretowych, nie zaś konkretne wytyczne dotyczące poszczególnych postępowań reprywatyzacyjnych”. – Komisja wręcz sugeruje, że w ratuszu działała mafia reprywatyzacyjna, której przewodniczyła pani prezydent. To krzywdzący osąd – słyszymy w nieoficjalnej rozmowie z przedstawicielem ratusza.
Podobnie zdaniem władz Warszawy nie można czynić im zarzutu, że skoro kluczowe dla sprawy dokumenty wyszły na jaw dopiero po wydaniu decyzji reprywatyzacyjnej, to należy uznać, że miasto wydało decyzję z rażącym naruszeniem prawa. Zdaniem samorządu jest to podstawa do wznowienia postępowania – określona w art. 145 ust. 1 pkt 5 k.p.a., jak i w samej ustawie powołującej do życia komisję weryfikacyjną (art. 30 ust. 1 pkt 3).
Tego rodzaju zarzutów formułowanych przez samorząd jest sporo – obie skargi liczą po kilkadziesiąt stron.
Zdaniem byłego rzecznika ministra sprawiedliwości, a obecnie członka komisji weryfikacyjnej Sebastiana Kalety, skarga władz Warszawy to tylko dowód na to, że działania komisji służą mieszkańcom miasta. – Miasto to przyznaje, szkoda, że po cichu, bo wielokrotnie była okazja zajmować takie stanowisko na rozprawach. Gdyby miasto zakwestionowało korzystne dla siebie decyzje, złamałoby prawo. Ale urzędnicy walczą jeszcze o to, co jest korzystne dla Hanny Gronkiewicz-Waltz i podległych jej urzędników, a niekoniecznie dla mieszkańców – komentuje Kaleta.
– Decyzja komisji jest potwierdzeniem działań miasta, ale nie ma zgody na wykorzystywanie uzasadnienia decyzji komisji w celach politycznych – odpowiada Agnieszka Kłąb, zastępca rzecznika ratusza.
Przy okazji Sebastian Kaleta wyjaśnia, kto jego zdaniem powinien zapłacić kary za ignorowanie przez prezydent miasta wezwań komisji. – Jest osobisty obowiązek stawiennictwa. Nie można osobiście spotkać osoby prawnej czy organu, dlatego obowiązek ten spoczywa na osobie fizycznej, Hannie Gronkiewicz-Waltz. I to ona powinna uiścić kary nałożone przez komisję.