Od początku podejrzewałam, że celem deregulacji zawodów tylko w jej pierwszej warstwie jest ułatwienie znalezienia pracy przez młodych. Druga warstwa reformy okazała się dużo bardziej aktywizująca: skoro zderegulowaliśmy pół setki zawodów, zmieniając przy tym z setkę ustaw, to otwiera się ogromne pole do popisu dla całych rzesz urzędników. Mogą się teraz zająć reglamentowaniem na nowo tego, co przed chwilą zostało zdereglamentowane. Jak wiadomo bowiem, życie nie znosi próżni. A już życie biurokratów w prawnej próżni po prostu obumiera.
Bo jakże to tak: że niby każdy może być doradcą w urzędzie pracy, z samej tylko przyczyny, że się do tego nadaje? Resort pracy właśnie się zorientował, że na tym ma polegać deregulacja, i nie może się otrząsnąć z wrażenia. Ma nawet pomysł, aby poprawić śmierdzącą liberalizmem ustawę własnym rozporządzeniem, co nieco z nią niezgodnym.
I ja nawet po części ten odruch rozumiem. Nie tylko ten minister wierzy przecież w magiczną moc regulacji. Na czym innym, jak nie na tej wierze, opiera się chociażby dokręcanie śruby kierowcom? Jest niebezpiecznie na drogach – napiszmy w kodeksie, żeby było bezpieczniej. Są burdy na stadionach – nie pozwólmy robić burd. Biją się demonstranci – wyznaczmy kogoś, kto będzie odpowiedzialny za to, by się nie bili. I tak dalej, i tym podobne. Ta bajka mówi przecież o tym, że na świecie jest źle, ponieważ nie ma właściwych przepisów. Jak zapiszemy, że ma być dobrze – to może nie będzie dobrze, ale przynajmniej próbowaliśmy...
Tak czy owak naszym politykom wciąż nie bardzo mieści się w głowie, że brak przepisów może być lepszy niż ich nadmiar. I że jeśli obywateli spuścić ze smyczy, to niekoniecznie od razu zaczną się gryźć, kaleczyć i łamać kończyny. A, przyznajmy, czas na odwrót od deregulacji jest idealny: deregulacja to jak wiadomo pozytywna szajba byłego ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina. Sam nawet uwierzył, że aby starać się o funkcję przewodniczącego Platformy Obywatelskiej, niekoniecznie musi legitymować się dziesięcioletnim stażem na tym stanowisku. Po tym jednak, jak w partyjnych wyborach nadepnął premierowi na odcisk, spodziewam się lada dzień odgórnych wytycznych, aby pozytywną szajbę jak najszybciej odwołać we wszystkich resortach.
I wtedy żyć, nie umierać! Tylu fantastycznych regulacji do wymyślenia i ustaw do napisania na nowo tośmy dawno nie mieli.