Fikcyjnej deregulacji – tym razem w administracji – ciąg dalszy. Zniesienie wymagań dla specjalistów zajmujących się wspieraniem zatrudnienia bezrobotnych w urzędach pracy było dosyć nietypowe. Można odnieść wrażenie, że w ferworze walki o łatwiejszy dostęp do zawodów były minister sprawiedliwości, a za nim cały rząd nie zauważyli, że przy okazji znoszą coś, co niekoniecznie powinno zostać zlikwidowane. Nieopatrzna deregulacja teraz odbija się rządzącym czkawką. Kiedy już bowiem odtrąbiono jej sukces, okazało się, że zlikwidowała ona wymogi, które jednak w jakimś podstawowym zakresie powinny obowiązywać.
Ustawa o pracownikach samorządowych przewiduje, że przepisy powinny określać minimalne wymagania kwalifikacyjne dla pracowników w urzędach, a więc tym bardziej dla tych, którzy wykonują w nich najważniejsze zadania. Skoro ustawa nakazuje, należałoby określić wymagania dla urzędników. Tylko jak to zrobić, gdy przed chwilą znieśliśmy je wszystkie, a rząd podpisał się pod tym obiema rękami?
Przed takim problemem stanął obecnie minister pracy. Władysław Kosiniak-Kamysz podjął się uregulowania na nowo kwestii angażu i awansu w publicznych pośredniakach. Chce przywrócić wymagania kwalifikacyjne w drodze nowelizacji rozporządzenia w sprawie wynagradzania pracowników samorządowych. Pierwszy jego projekt nie ma akceptacji rządu. Wprost uznano, że jest niezgodny z kierunkiem dotychczasowych działań Rady Ministrów. Z wielu względów, w tym także wizerunkowych, deregulacji cofnąć się już nie da. Resort pracy zaproponował więc teraz kolejną wersję rozporządzenia, którą jak ma nadzieję uda się pogodzić z deregulacją. Projekt numer dwa, choć okrojony w stosunku do poprzedniego, nie zmienia jednak kwestii podstawowej – nowe przepisy nadal będą wchodzić w buty uchylonych regulacji.
Trzeba też przyznać, że wolność wykonywania zawodu w urzędzie to nietypowa sytuacja. Do zajmowania stanowisk w większości instytucji państwowych niezbędne jest spełnienie wymagań uregulowanych w prawie. Tak też jest w przypadku większości osób zatrudnianych w jednostkach samorządowych. Brak jakichkolwiek wymogów dotyczy – często niestety – pracowników wyłanianych w drodze wyboru i zajmujących najwyższe stanowiska we władzach lokalnych, czyli wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. A teraz także pracowników służb zatrudnienia.