Z rynku pracy płyną dobre wiadomości - bezrobocie jest na wyjątkowo niskim poziomie i jak podaje MRPiPS liczba ofert w urzędach pracy w marcu była najwyższa od ponad 20 lat. Sytuacja jest na tyle dobra, że zaczyna się mówić o tym, że do Polski dotarł wreszcie rynek pracownika. W związku z tym przeczytaj też koniecznie: Millenialsi tupnęli nogą i zmienili rynek pracy. Albo pracodawcy podniosą pensje, albo młode pokolenie wyjedzie z kraju>>
Potwierdza to analiza Macieja Bukowskiego "Rynek pracy na rozdrożu. Demografia, migracje, instytucje i inni" - Polska w latach 2006-2016 bardzo silnie zredukowała bezrobocie, zwiększyła się też ilość (i jakość) kształcenia na poziomie wyższym oraz aktywność zawodowa we wszystkich grupach wiekowych w wieku produkcyjnym. Jednocześnie podaż pracy nadal jest zbyt niska, czemu winny jest między innymi wczesny wiek emerytalny i różne przywileje emerytalne (na przykład wcześniejsze emerytury), jak również mała liczba kobiet na rynku pracy czy niskie zatrudnienie wśród seniorów. Co więcej, wkrótce liczba osób w wieku produkcyjnym zmniejszy się o pokolenia wyżu powojennego, które już wycofują się z rynku pracy. Liczba ludności w wieku produkcyjnym zmaleje także w wyniku starzenia się społeczeństwa i spadającej liczby urodzeń.
Zmianom demograficznym tylko częściowo przeciwstawia się wzrost wykształcenia pracowników, który zwiększa szanse zatrudnienia. Jak zauważa Bukowski, bez zmian podaży liczba pracujących spadnie w Polsce o 30 procent do 2050 roku. Dziurę na rynku pracy mogłaby zapchać imigracja, ale musiałaby sięgać 100 tys osób w skali roczne, czyli łącznie 5,2 mln imigrantów do 2015 roku. Odpowiednie reformy - jak wyższy wiek emerytalny czy elastyczność zatrudnienia - mogłyby ograniczyć ta liczbę do 30 tys osób rocznie, a więc 1,5 mln do roku 2050 roku. Może nie być łatwo - PE poparł już zniesienie wiz dla Ukraińców, Polska nie będzie już więc dla nich tak atrakcyjnym miejscem pracy>>
Poza otworzeniem się na imigrację osiedleńczą, Polska powinna zatem - zdaniem Bukowskiego - między innymi zadbać o większą mobilność rynku pracy oraz zreformować politykę zabezpieczenia społecznego, zwłaszcza poprzez likwidację przywilejów branżowych w obszarze emerytalnym.
Zmian na rynku pracy oczekują także przedsiębiorcy. Jak podkreśla wiceprezes Marvipolu Rafał Abratański, firmy lokują teraz kapitał w Polsce, ponieważ mamy taniego pracownika, ale wkrótce możemy stracić tą przewagę, także w wyniku takich posunięć jak wprowadzenie minimalnej stawki godzinowej. Bez przyjmowania imigrantów - zaznacza Abratański - możemy mieć problem ze znalezieniem pracowników na niższe stanowiska. Prezes General Electric w Polsce i krajach bałtyckich Beata Stelmach mówi o problemach ze znalezieniem takich pracowników już teraz - jej firma przez wiele miesięcy szukała spawacza do pracy w Warszawie.
Z kolei Ryszard Szwed z informatycznej firmy Atende dostrzega problem braku specjalistów o wyższych kwalifikacjach. Jedno zdaniem bez silnego rynku wewnętrznego i ciekawych projektów stawianych przed inżynierami czy programistami, najlepsi pracownicy po prostu wyjadą z kraju.
Zmiany są potrzebne tym szybciej, że - jak podkreślił były redaktor naczelny "Forbesa" Kazimierz Krupa - wystarczy kilka złych decyzji ekonomicznych w kraju czy niekorzystna fala makroekonomiczna i bezrobocie w Polsce może znowu wzrosnąć.