Po roku funkcjonowania reformy śmieciowej nadal nie wiadomo, gdzie trafiają śmieci. Zdaniem ekspertów system jest nieszczelny i brakuje skutecznej kontroli. Rząd kończy prace nad poprawieniem wadliwych rozwiązań
Janusz Ostapiuk wiceminister środowiska / Dziennik Gazeta Prawna
Jean-MicheL Kaleta prezes SITA, członek Polskiej Izby Gospodarki Odpadami / Dziennik Gazeta Prawna
Tomasz Styś ekspert ds. samorządu terytorialnego z Instytutu Sobieskiego / Dziennik Gazeta Prawna
Jarosław Drozd prezes Bioelektra Group / Dziennik Gazeta Prawna
Andrzej Porawski dyrektor biura Związku Miast Polskich / Dziennik Gazeta Prawna
mec. Piotr Hossa Krajowa Izba Gospodarki Odpadami / Dziennik Gazeta Prawna
Tadeusz Arkit poseł PO, przewodniczący sejmowej podkomisji ds. monitorowania gospodarki odpadami / Dziennik Gazeta Prawna
Prof. Zbigniew Grzymała Szkoła Główna Handlowa / Dziennik Gazeta Prawna
Dobiegają końca prace parlamentarne nad nowelizacjami ustaw o utrzymaniu czystości i porządku w gminach oraz o odpadach. Rząd zapowiadał oprócz tego własną nowelizację. Czy jest ona jeszcze potrzebna?
Janusz Ostapiuk Na razie nie mogę stwierdzić, czy potrzebna jest kolejna nowelizacja ustaw o utrzymaniu czystości i porządku w gminach lub o odpadach, skoro nie zakończyły się jeszcze obecnie trwające prace. Z punktu widzenia stabilności prawa marzyłbym o tym, aby przez najbliższe kilka lat nie trzeba było ponownie zmieniać przepisów. To jest elementarz gospodarki. Natomiast rzeczywiście kilka spraw nie zostało zakończonych. Padły też z naszej strony obietnice, z których bezwzględnie musimy się wywiązać, np. podejścia jeszcze raz do stawki maksymalnej opłat za śmieci. W przypadku przetargów też sprawa nie jest zakończona.
Jean-Michel Kaleta W innych krajach świadomość ekologiczna też się rozwijała powoli i to wymaga czasu. Za dużo oczekujemy od przepisów, trzeba zacząć budować kulturę, a tu potrzebna jest edukacja, a nie ustawa. Odpady należy segregować u źródła, a więc niezbędnym elementem wprowadzanych zmian jest świadomość ekologiczna każdego mieszkańca. Regulacje, które mamy dziś, idą w dobrym kierunku. Zamiast skupiać się na kolejnej nowelizacji, trzeba wdrażać w życie oraz konsekwentnie egzekwować obowiązujące przepisy.
Tomasz Styś Obydwie ustawy – o utrzymaniu czystości i porządku w gminach oraz o odpadach, które tworzą fundament systemu gospodarowania odpadami komunalnymi – wymagają nowelizacji. Zasadnicze jest pytanie o ich głębokość. Czy wystarczą jedynie poprawki czyszczące, czy konieczna jest zmiana całego systemu. W trakcie prac parlamentarnych wprowadzono wiele zmian systemowych mających wpływ na funkcjonowanie rynku gospodarowania odpadami komunalnymi. Nowelizacja ustawy o odpadach jest wręcz rewolucyjna, ponieważ w sposób administracyjny uprzywilejowuje spalarnie, nadając im status ponadregionalnych instalacji przetwarzania odpadów komunalnych. Jako ponadregionalne RIPOK-i spalarnie uzyskują m.in. gwarancję odpowiedniej ilości odpadów do przekształcenia (co w tym przypadku oznacza gwarancję przychodów) oraz możliwość dofinansowania inwestycji ze środków UE lub wojewódzkich funduszy ochrony środowiska i gospodarki wodnej. Większość z już funkcjonujących RIPOK-ów nie może liczyć na podobne przywileje.
Czy rzeczywiście niektóre instalacje zostaną uprzywilejowane i czy to jest uzasadnione?
Jarosław Drozd Unia Europejska wyraźnie wskazuje, że spalanie odpadów powinno być ostatecznością. Postępując zgodnie z hierarchią racjonalnej gospodarki odpadami, powinniśmy przede wszystkim dążyć do ograniczenia wytwarzania, dalej maksymalnego odzysku i recyklingu, a dopiero na końcu spalenia nienadających się do innego wykorzystania frakcji. Spalanie zmieszanych odpadów jest marnotrawstwem zawartych w nich surowców, z czym walczy dzisiaj już nie tylko Unia Europejska, wyznaczając obowiązkowe wysokie progi recyklingu, ale również reszta cywilizowanego świata. W Polce jednak to właśnie spalanie jest traktowane priorytetowo, monopolistycznie, co potwierdza procedowana nowelizacja ustawy o odpadach. Jest ona ślepa na innowacje i inne możliwości osiągnięcia postawionych przez UE celów, ponieważ właśnie w sposób uprzywilejowany traktuje termiczne przetwarzanie śmieci, które ma uzyskać status ponadregionalny, niedostępny dla innych technologii.
Janusz Ostapiuk Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że nowelizacja jest zamknięta na innowacje. Obecne prawo nikomu nie przeszkadza tworzyć nowych instalacji przetwarzania odpadów. Opracowując przepisy, staramy się być elastyczni. Dowodem jest odłożenie w czasie wydania całego pakietu rozporządzeń. Wsłuchując się w rynek, staramy się wprowadzać rozwiązania, które nie utrudnią firmom czy samorządom funkcjonowania na nim. Jednak priorytetem jest dla nas również to, aby nie zmarnować wysiłku rządu w wykorzystaniu środków unijnych, które zostały przeznaczone na budowę ponadregionalnych instalacji przetwarzania odpadów. Dlatego zapewnienie dla nich odpadów jest nadrzędne. Tylko one w ustawie będą uprzywilejowane.
Pan minister poruszył temat przetargów. Samorządy nadal domagają się powrotu do trybu in house, czyli możliwości bezprzetargowego zlecania odbioru śmieci. Czy rząd zamierza się do tego przychylić?
Janusz Ostapiuk Nie chcemy wprowadzać in house tylnymi drzwiami. Naszą intencją jest jedynie to, aby gminy wiedziały, dokąd śmieci są wywożone. Przewoźnik odpadów musi mieć obowiązek informowania, dokąd jadą odpady, co powinno znaleźć odzwierciedlenie w umowie zawartej z gminą. Jaką drogą miałoby do tego dość – czy poprzez przetargi, czy przez zlecanie własnej jednostce zagospodarowania śmieci – to dla środowiska sprawa drugorzędna. W przypadku łączonych przetargów na odbiór i zagospodarowanie śmieci mamy sygnały, że niestety nie wiadomo, gdzie one trafiają. Inspekcja ochrony środowiska nie jest w stanie wychwycić wszystkich nieprawidłowości w tym zakresie. Gminy do sprawy kontroli też podchodzą bardzo ugodowo – nie chcą się narazić mieszkańcom, bo dodatkowy nadzór by kosztował, a to mogłoby spowodować, że ceny za odpady poszłyby w górę. Nadal szukam takiego modelu, który pozwoli nam zapanować nad strumieniami odpadów. Na pewno w 2015 r. nie będziemy się zajmowali in house w tym klasycznym wydaniu. Szanujemy ustalenia sprzed trzech lat, kiedy po dyskusjach zdecydowano, że na polskim rynku jest miejsce dla firm zarówno samorządowych, jak i prywatnych.
Jean-Michel Kaleta Warto przypomnieć, że polska gospodarka odpadami funkcjonuje na zasadach wolnego rynku od prawie 20 lat. W latach 90. wiele gmin sprywatyzowało swoją działalność odpadową, za co zapłaciły podmioty prywatne chcące wejść na rynek. Od tego czasu wszystkie podmioty (prywatne i spółki gminne) konkurują między sobą. Lobby samorządowe próbuje teraz doprowadzić do zmiany ustawy, aby móc zlecać usługi bez przetargów własnym podmiotom (w ramach in house). Powołując się na nową dyrektywę o zamówieniach publicznych, która – jak twierdzą – nakazuje wprowadzenie in house, chce uniknąć konkurencji. To jest bardzo niebezpieczny kierunek i na pewno nie w interesie społecznym. Przede wszystkim dyrektywa niczego nie nakazuje. Możliwość wprowadzenia in house, jako wyjątku, faktycznie istnieje, ale może być zastosowana pod pewnymi warunkami. Poza tym samo to, że od lat funkcjonuje wolny rynek w gospodarce odpadami, de facto wyklucza wprowadzenie in house. Podstawowym celem dyrektywy jest właśnie tworzenie większej konkurencji na rynku, a nie jej ograniczanie. Dodatkowo wprowadzenie in house przez rząd oznaczałoby wykluczenie sektora prywatnego z rynku, co oczywiście wiązałoby się z kilkunastomiliardowymi odszkodowaniami. Już nie mówiąc o tym, że gospodarka komunalna realizowana przez spółkę gminną w ramach in house zawsze drożej kosztuje mieszkańców.
Andrzej Porawski Panowie stale mówią o jakimś kompromisie, ale to trzeba jasno powiedzieć, że żaden nie został zawarty. Pierwotne ustalenia dotyczące np. tego, że śmieci miały być własnością gminy, zostały złamane. Dlatego nie ma kompromisu, i to nie samorządy go zerwały. To jest bezsensowne, że z firmą, którą samorząd sam utworzył, trzeba podpisać umowę. To tak, jakby umawiać się z samym sobą. Cała ustawa o utrzymaniu czystości i porządku w gminach, która obowiązuje od 1 lipca 2013 r., została wprowadzona zbyt późno. Samorządy już od 2007 r. dopominały się o odpowiednie zmiany w przepisach. Z powodu opóźnienia teraz możemy mieć problem z wywiązaniem się z unijnych wymogów.
mec. Piotr Hossa Nie wiadomo, dlaczego wszyscy spierają się o in house, czyli bezprzetargowe zlecanie odbioru śmieci, skoro przedsiębiorstwa samorządowe nie są w stanie w chwili obecnej do niego wrócić. To spór doktrynalny. Większość z firm samorządowych właśnie w trybie przetargu pozyskuje zlecenia na różne zadania, np. śmieciowe, odśnieżanie miasta czy pielęgnację zieleni itd. Jeśli już obecnie gminy wyłoniły w drodze przetargu przedsiębiorstwo np. na 4 lata, to jak mają się wycofać z podpisanego kontraktu i wrócić do in house? To jest niemożliwe. Krajowa Izba Gospodarki Odpadami stoi na stanowisku, iż możliwość zamówień in house nie powinna być prawnie wykluczona.
Ministerstwo Środowiska powinno mieć już sprawozdania za pierwszy rok funkcjonowania reformy śmieciowej. Co z nich wynika?
Janusz Ostapiuk Odnośnie do raportowania i interpretacji uzyskanych wyników chciałbym poinformować, że obecnie mamy inny system zbierania danych. W ubiegłych latach raporty otrzymywaliśmy od przedsiębiorstw, a teraz zbieramy je od samorządów. Nie da się zatem tych liczb porównać. Stąd mogą wynikać różnice.
Z raportów, które uzyskaliśmy od samorządów po pierwszym roku funkcjonowania prawa w nowym kształcie, wynika, że musimy zmienić system sprawozdań, ponieważ niektóre dane okazują się niewiarygodne. Wynika z nich bowiem, że np. jedna gmina osiąga poziom recyklingu na poziomie 3,5 proc., a sąsiednia 135 proc. Ministerstwo Środowiska weryfikuje te dane. Według uczestników rynku odpadów rocznie powinno być ich 12–13 mln ton, a jest 10,2 mln ton. To wzbudziło nasze zdziwienie i niepokój. Szukamy przyczyn, gdzie się mogły one podziać, gdzie zostały wywiezione. Dlatego właśnie w ustawie zapisaliśmy, że gmina musi wiedzieć, gdzie odpady będą składowane.
Jean-Michel Kaleta Kluczowym elementem jest bilans masowy odpadów na poziomie województw, czyli dokładna wiedza na temat rzeczywistej ilości wytwarzanych, a w efekcie poddawanych recyklingowi/odzyskowi odpadów. Musimy nauczyć się liczyć odpady, a nie tylko wypełniać tabelki. Takie podsumowanie może być trudne w Chinach, ale nie w Polsce, gdzie mieszka zaledwie 38 mln mieszkańców i jest tylko 2,5 tys. gmin. Rzetelne zestawienie oraz jasne wyniki pokażą, jak wygląda polska gospodarka odpadami w liczbach. Gminy nie tworzą żadnych danych, jedynie mają obowiązek je zsumować. Wprowadzenie bilansu masowego wymusiłoby na marszałkach konieczność stworzenia wieloletniej strategii gospodarki odpadami. Jest to podstawowy warunek, aby zabezpieczyć strumień odpadów dla wszystkich podmiotów (prywatnych lub gminnych), które inwestują w instalacje przy jednoczesnym efektywnym wykorzystaniu środków unijnych oraz zachowaniu uczciwej konkurencji na rynku. Tylko wówczas koszt dla mieszkańców będzie optymalny.
Jarosław Drozd Ustawa miała uszczelnić system. Rynek oczekiwał, że odpadów powinno być więcej niż do tej pory, a tymczasem z raportów wynika, że jest ich znacznie mniej. Zniknęło 2,5 mln ton śmieci i rząd nie potrafi tego wyjaśnić. Ale w mojej ocenie wynika to z tego, że w Polsce wciąż istnieje szary rynek gospodarki odpadami, co tylko potwierdzają niejasności w sprawozdaniach, o których mówi minister. To nie wynik błędu urzędnika, który nie umie wypełnić sprawozdania, ale ewidentny dowód na istnienie szarej strefy i kreatywnej ewidencji oraz nieefektywny system kontroli. Moim zdaniem bez kolejnej zmiany ustaw nie uda się tego naprawić i realnie – a nie tylko w raportach – spełnić rosnących wymogów unijnych.
Czyli potrzebna jest zmiana nadzoru nad gospodarką odpadami.
mec. Piotr Hossa Pojawiają się przedsiębiorcy, którzy oferują transport śmieci po 2,5 zł od mieszkańca. W skali miesiąca w miejscowości zamieszkałej przez 6 tys. osób kosztuje to gminę jedynie 15 tys. zł. W naszej ocenie ta usługa jest warta nie mniej niż 25 tys. zł. Wiadomo, że przedsiębiorca nie będzie mógł się wywiązać z tego zadania, nie łamiąc przepisów. Wykryto już firmy mieszające odpady lub nieodbierające pewnych frakcji śmieci z gminy. To ewidentne łamanie prawa. W tych sprawach wojewódzka inspekcja ochrony środowiska odsyła zainteresowanych do gminy. W tej chwili przedsiębiorcy, którzy działają uczciwie na rynku, pełnią funkcję kontrolną, ale nie zawsze spotyka się to z właściwą reakcją służb.
Andrzej Porawski Uszczelnienie tego systemu jest konieczne. Nie zawsze jest jednak tak, że gminy nie chcą wiedzieć, co się dzieje ze śmieciami. Nie mają jednak na to wpływu, ponieważ brak im narzędzi, które pozwalają walczyć z takimi sytuacjami. To inspekcja ochrony środowiska (policja ekologiczna) powinna weryfikować takie sytuacje. Bezradność gmin wynika też z tego, że najczęściej to nie one zajmują się zagospodarowaniem odpadów. Przez lata bałaganu niczego do nich nie raportowano, informacje spływają do marszałków, a ci z kolei nie mieli prawa przeprowadzać kontroli. Sprawdziliśmy, że jedynie dwa procent firm wywiązywało się z obowiązku raportowania, bo za brak sprawozdań nie było żadnych kar. Także teraz gminy nie mają żadnych narzędzi do egzekwowania właściwych postaw.
Tadeusz Arkit Konieczna jest zmiana organizacji służb kontrolnych w naszym kraju. Nowy system trzeba będzie wypracować w przyszłości. Obecny jest rozdrobniony, a przez to nieskuteczny. Działaniami kontrolnymi zajmują się wojewódzkie inspektoraty ochrony środowiska, które nie są w stanie prawidłowo wykonać tego zadania w uwagi chociażby na małą liczbę etatów. Podlegają one ministrowi administracji i cyfryzacji. Tymczasem nadzór nad kontrolą gospodarki odpadami sprawuje minister środowiska. To trzeba zmienić. Być może należy stworzyć jeden pion służb ochrony środowiska za podobne pieniądze, ale który będzie bardziej skuteczny i nie taki rozdrobniony. Obecny nadzór nie jest w stanie wyłapać dużych przekrętów. To wstyd dla państwa, że takie nieprawidłowości odkrywają dziennikarze, a nie państwowe służby. Jeśli uda się je wychwycić, to wtedy zapobiegnie się dużym szkodom w środowisku. To pozwoli ograniczyć szarą strefę.
Co z cenami za śmieci? Jak się kształtują po roku funkcjonowania reformy?
Janusz Ostapiuk Z naszych obserwacji wynika, że tendencja do podwyższania cen za odbiór odpadów występuje tam, gdzie jest monopol, czyli funkcjonuje jedna firma odbierająca odpady. W tych regionach, gdzie nie ma konkurencji, ceny są czasami windowane. Liczymy, że samorządy na ten aspekt będą zwracać więcej uwagi niż dotąd.
Prof. Zbigniew Grzymała Badania wskazują, że obecnie najniższe stawki za odbiór odpadów są w regionie południowo-wschodnim i centralnym. W pozostałej części kraju są wyższe i w większości przypadków akceptowane przez mieszkańców. W ostatnich latach statystycznie w strukturze naszych wydatków nie płacimy też więcej za odbiór odpadów i inne usługi komunalne. Oznacza to, że stawki nie są aż tak wywindowane. Jednak nadal niektórzy obywatele, np. z gmin wiejskich, radzą sobie z większością opadów na własną rękę, czyli część z nich palą albo powtórnie wykorzystują. Stąd koszty systemu w takich gminach są dużo niższe. Kuleje przy tym ekologiczna świadomość polskiego społeczeństwa. Zasad recyklingu powinno się uczyć w szkołach od najmłodszych lat, tak jak ma to miejsce np. w Stanach Zjednoczonych.
Jarosław Drozd W skali kraju opłaty niespodziewanie spadły. A konsekwencją reformy śmieciowej miało być to, że wraz z wymogiem właściwego postępowania z odpadem one jednak wzrosną. Do rynku zostali dopuszczeni – ze względu na kryterium ceny – również nieuczciwi przedsiębiorcy, a stawka, za którą podjęli się wykonywać to zadanie, nie pozwala im się z niego wywiązać. W efekcie część śmieci znów trafiła do dzikie wysypiska, o czym informują nadzory Lasów Państwowych.