Banki nie chcą finansować budowy nowych mieszkań. Żeby zapobiec spadkom cen, firmy wstrzymują inwestycje. Podaż oddawanych do użytku mieszkań może być coraz mniejsza. Cierpią na tym głównie małe i średnie firmy deweloperskie.
Instytucje finansowe coraz wnikliwiej oceniają projekty i kondycję firm, które chcą budować mieszkania. Obecnie największe szanse na kredyt mają spółki, które planują budowę małych i tanich lokali, a ponadto dysponują zabezpieczeniem w postaci kapitału własnego.
Co prawda do tej pory prawie 80 proc. tzw. średniaków radziła sobie bez wsparcia banków, finansując budowy z rat wpłacanych przez klientów. Za pół roku to się jednak zmieni, bo w życie wejdzie ustawa o ochronie praw nabywcy, która zobowiązuje dewelopera do trzymania pieniędzy klienta na rachunkach powierniczych.
– Rozwiązanie to na pewno zwiększy bezpieczeństwo osób, które kupują dziury w ziemi, ale z drugiej strony wyeliminuje z rynku część firm, które nie dostaną kredytu, a nie będą mogły finansować budowy z pieniędzy klientów – mówi Jacek Bielecki, wiceprezes Związku Firm Deweloperskich.
Jego zdaniem z rynku może zniknąć nawet 50 proc. z 350 działających w Polsce spółek. W efekcie znacząco spadnie podaż na rynku pierwotnym, a spółki, które zostaną na rynku, będą dyktować ceny.
Obecnie średnie stawki za metr kwadratowy spadają systematycznie od ponad dwóch lat. W niektórych miastach mieszkania kosztują dziś mniej więcej tyle, ile w 2006 roku. Tak jest m.in. w Katowicach i Łodzi, gdzie średnia stawka za metr spadła poniżej 4 tys. zł za 1 mkw.
Żeby zapobiec spadkowi cen, firmy już wstrzymują budowy. Z opublikowanych wczoraj danych GUS wynika, że od stycznia do września deweloperzy oddali do użytku niespełna 31 tys. mieszkań, tj. o 19,9 proc. mniej niż w ubiegłym roku. W tym czasie spadała też liczba rozpoczynanych inwestycji – o 3,7 proc.
– Dziś rynek jest jeszcze zapchany niesprzedanymi mieszkaniami, ale jeśli deweloperzy przestaną budować, to należy się liczyć z podwyżkami – mówi Bartosz Turek, analityk z Home Broker. Co prawda nie stanie się to w ciągu najbliższych dwóch lat, ale na przełomie 2013 – 2014 lat analitycy nie wykluczają zmiany trendu. Wszystko zależeć będzie również od tempa wzrostu polskiej gospodarki.