Osoby, które utopiły swoje, czasem spore, pieniądze w oszukańczej Amber Gold twierdzą, iż nie zdawały sobie sprawy, że nie jest to bank. Nikt im nie uświadomił, że gwarancja wielkich zysków, jakie obiecywał, jest pustą obietnicą dla naiwnych. Nie zapaliło im się czerwone światełko, że nigdzie indziej takie zyski nie są możliwe do osiągnięcia. Nie miały pojęcia, co robią, a jednak zaniosły tam swoje oszczędności. Wykazały się niewiedzą? Naiwnością? A może też pazernością? Mają pretensję do państwa, że zawiodło. Więc będą składać pozew zbiorowy, aby to państwo, czyli pozostali podatnicy, zrekompensowało im straty. To, jak zareaguje sąd, jest ważne nie tylko dla samych zainteresowanych, lecz także dla wszystkich pozostałych. Przyjęcie pozwu oznaczać bowiem będzie, że państwo, czyli my, mamy ponosić odpowiedzialność zbiorową za niewiedzę, a czasem także pazerność innych.

Nie tylko w przypadku nieistniejącego już Amber Gold, lecz także wielu firm działających na naszym i innych europejskich rynkach, które bankami nie są. Ograniczenia, jakim podlegają instytucje nadzorowane przez Komisję Nadzoru Finansowego, ich nie dotyczą. Nie dotyczą ich też gwarancje, jakimi nasze depozyty chroni Bankowy Fundusz Gwarancyjny. Ale zakazać im prowadzenia działalności nie można.

Zanim jednak złożymy swój podpis pod jakąkolwiek umową, zanim pożyczymy od jakiejkolwiek firmy pieniądze, musimy zdawać sobie sprawę z ewentualnych konsekwencji. Państwo, nawet najbardziej sprawne, nas w tym nie wyręczy. Ale ostrzega, ostrzegają też media. Tym bardziej nie powinno się przerzucać odpowiedzialności na innych.

Sprawdzenie, która firma jest bankiem, a która – nie, nie jest trudne. A zadawanie się z niebankami – mocno ryzykowne, a na pewno kosztowne. Mimo to mają one prawie 1,4 mln klientów i osiągają zyski, których bogate banki mogą im tylko pozazdrościć. Wielu ludzi zaciąga w nich pożyczki, mimo lichwiarskich procentów. Albo nie mają zdolności kredytowej i nie mogą się zapożyczyć w zwykłych bankach, albo nie wiedzą, co czynią. Czyja to wina? Ich czy państwa? Jeśli klienci Amber Gold będą mogli swoje straty przerzucić na kieszenie pozostałych podatników, to dlaczego nie mieliby próbować tego samego klienci parabanków? Ci wszyscy, którzy zaciągnęli dług, a teraz spłacać muszą kilkakrotnie więcej, niż pożyczyli?

Dyskusja o tym, kiedy koszty własnej nieroztropności możemy przerzucić na innych, jest szalenie ważna. Bo odpowiedź wcale nie jest oczywista. Zwłaszcza w kontekście sytuacji finansowej spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych. Przez wiele lat SKOK-i nie podlegały nadzorowi bankowemu, bo trzymały nad nimi parasol polityczny niektóre partie. Były traktowane jako, nieliczne już, instytucje finansowe z polskim kapitałem, które trzeba chronić. Tylko że ochrona osób, zarządzających pieniędzmi ulokowanymi w SKOK, niekoniecznie oznaczała ochronę ich klientów. Z audytów, dokonywanych przez KNF w kasach (Sejm zdecydował, że podlegają już nadzorowi KNF), wynika, że wiele z nich wymaga radykalnego programu naprawczego, a niektóre wręcz mogą splajtować.

Co to znaczy dla tych, którzy klientami kas nie byli? Czy kłopoty SKOK ich nie dotyczą? Wręcz odwrotnie! Odkąd kasy zostały objęte nadzorem, pieniądze ich klientów są chronione przez Bankowy Fundusz Gwarancyjny. Ten sam, który przez lata zasilany był przez banki, czyli – ich klientów. Na wypadek, gdyby któryś z banków miał kłopoty i jego klientom trzeba było zwracać utracone pieniądze. Klienci kas BFG nie zasilali. Ale mogą teraz z niego korzystać.

Gdyby któraś z kas upadła, jej klienci nie stracą. Ich depozyty, podobnie jak depozyty klientów banków, chronione są do wysokości 100 tys. euro. Będą wypłacone przez BFG, na który SKOK się nie składały. Koszty nieroztropności zarządzających niektórymi kasami, będącymi dziś w trudnej sytuacji finansowej, poniosą więc klienci banków. Zastosowana zostanie finansowa odpowiedzialność zbiorowa.

Czym różnią się klienci Amber Gold od klientów kas? Ci ostatni przecież lokowali w nich pieniądze, chociaż wiedzieli (albo powinni wiedzieć), że nie miały one wtedy gwarancji wypłat depozytów przez BFG.

Tylko tym, że klientów SKOK jest dużo więcej (ponad 2 mln osób), więc sprawa zrobiła się polityczna.

Pytanie, kiedy koszty własnej nieroztropności możemy przerzucić na innych, jest ważne