"Choć firmy pożyczkowe wyszły z inicjatywą udzielania pomocy osobom w złej sytuacji finansowej spowodowanej epidemią, to wygląda na to, że ich klienci są w odwrocie. Lockdown spowodowany koronawirusem to nie jedyna przyczyna zarażenia rynku pożyczkowego" - komentuje BIK.
Według BIK branża pożyczkowa, której atutem jest szybkość i sprawność w kanałach cyfrowych, dziś stając w obliczu pandemii, zalicza zimny prysznic.
"Paradoksalnie, chcąc ratować swoich klientów przed problemami w terminowej spłacie zaciągniętych zobowiązań, firmy pożyczkowe zareagowały pro-kliencko, wprowadzając pomocowe działania łagodzące. Jednak rynek pożyczkowy, poddając się trwającej kwarantannie, z tygodnia na tydzień wytraca swój rytm" - zauważa biuro.
"U źródeł obecnego załamania na rynku pożyczkowym leżą przyczyny zarówno po stronie popytowej, jak i podażowej. Trzeba pamiętać, że część firm pożyczkowych działa w tradycyjnym modelu sprzedaży bezpośredniej. Lockdown spowodował w związku z tym zamrożenie tej części sieci sprzedaży, a w konsekwencji sparaliżowało to funkcjonowanie operacyjne" - komentuje cytowany w komunikacie prof. Waldemar Rogowski, główny analityk BIK.
Dodaje on, że skłonność Polaków do zaciągania zobowiązań ograniczyła obawa części potencjalnych pożyczkobiorców o swoje przyszłe dochody.
"Należy również wspomnieć o czynniku regulacyjnym związanym z niekorzystnymi dla firm pożyczkowych zapisami w tzw. tarczy antykryzysowej (obniżenie maksymalnego oprocentowania) i bezprecedensowej, najniższej w historii, obniżce stóp procentowych, co istotnie obniża rentowność działalności pożyczkowej. Nie można również abstrahować od utrudnionego w obecnych realiach rynkowych finansowania działalności firm pożyczkowych obligacjami korporacyjnymi" - komentuje Rogowski.