Polska, ze swoją energetyką opartą w 80 proc. na technologiach węglowych i skostniałym sektorem elektroenergetycznym, stanie się swoistym skansenem energetycznym z najwyższymi cenami za energię elektryczną w Europie - mówi Wojciech Cetnarski, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.
Energetyka wiatrowa ma się dobrze i nadal jest dla niej w Polsce miejsce. Tak w wywiadzie dla DGP powiedział wiceminister energii. Co pan na to?
Prawdą jest, że w Polsce jest jeszcze wiele miejsca dla energetyki wiatrowej. W perspektywie roku 2030 można co najmniej podwoić albo i potroić moc dziś zainstalowaną, a dodatkowo zrealizować ok. 5000–6000 MW w morskich elektrowniach wiatrowych. Dopiero wtedy będzie można powiedzieć, że potencjał polskiej energetyki wiatrowej jest racjonalnie spożytkowany. Obecnie, wbrew temu, co twierdzi minister Andrzej Piotrowski, z planowanych do przyłączenia w 2020 r. 6500 MW – według założeń Krajowego Planu Działania w zakresie energii ze źródeł odnawialnych, czyli wciąż obowiązującego dokumentu rządowego – przyłączyliśmy ok. 5500 MW i na razie nie widać szans na dalsze przyłączenia.
W jakiej zatem kondycji jest branża?
Obecnie energetyka wiatrowa w Polsce jest na skraju załamania finansowego. Wywołało to kilka jednocześnie zachodzących zjawisk. Po pierwsze załamanie rynku zielonych certyfikatów. Ten system od 2011 r. cierpi na nadpodaż wywołaną przez niekontrolowane wprowadzanie na rynek OZE współspalania oraz jednoczesne porzucenie przez właściwe organy zarządzania tym rynkiem tak, by przywrócić jego elementarną równowagę. Roczny cel OZE został przekroczony w latach 2012, 2014 i 2015, ale już w 2016 r. znowu będziemy poniżej celu, a w kolejnych latach, ze względu na lukę inwestycyjną, ta tendencja będzie się pogłębiać.
Obecnie uchwalona nowelizacja ustawy o odnawialnych źródłach energii również wysyła na rynek same niepokojące sygnały, co spowodowało spadek cen świadectw pochodzenia do rekordowo niskich poziomów – poniżej 70 zł. Przy takich cenach 80 proc. instalacji wiatrowych w Polsce traci rentowność. Natomiast Ministerstwo Energii twierdzi, że to problem rynku, a nie ME, zapominając, że kreatorem rynku jest resort, a nie wolna gra popytu i podaży.
Tak zwana ustawa odległościowa chyba również nie pomaga?
To tak naprawdę ustawa antywiatrakowa. Akt ten – uznając wiatrak wraz z jego elementami technicznymi za budowlę – wprowadza chaos prawny w zakresie ustalania wymiaru podatku od nieruchomości. Zwracaliśmy na to wielokrotnie uwagę zarówno posłom, jak i Ministerstwu Energii. Bez skutku. Teraz, w wielu wypadkach, o wymiarze tego podatku będzie musiał każdorazowo decydować sąd, bo istnieją skrajnie odmienne interpretacje prawne dotyczące podstawy opodatkowania. Dziwi, ale jednocześnie i niepokoi, upór Ministerstwa Energii oraz posłów w ignorowaniu tego problemu. Co wskazuje wręcz, że w całej tej ustawie jest drugie dno: nie tylko zablokować możliwość budowy nowych, profesjonalnych i nowoczesnych farm wiatrowych, ale też doprowadzić do upadłości większość z istniejących inwestycji. Tak się przedstawia pełen obraz sytuacji sektora. Zadziwiające jest, że Ministerstwo Energii, głosząc takie opinie jak w wywiadzie ministra Andrzeja Piotrowskiego, wydaje się nie mieć o tym pojęcia. Jak ma zatem zamiar zarządzać tymi 5500 MW mocy zainstalowanej w Krajowym Systemie Elektroenergetycznym?
Wypowiedzi branży i resortu co do skutków zmian przepisów są odmienne. Kto zatem uprawia czarny PR? Rząd zarzuca, że inwestorzy wiatrowi.
Zdecydowanie nie wierzę w zamiar uprawiania czarnego PR. Natomiast prowadzona przez rząd narracja na temat OZE i energetyki wiatrowej budzi poważne wątpliwości zarówno co do zrozumienia faktycznego znaczenia sektora OZE, w tym energetyki wiatrowej, dla całej gospodarki, jak i dla samego systemu energetycznego Polski. Posłowie, wraz z Ministerstwem Energii, dokonali zasadniczego przemodelowania całego systemu wsparcia, nie pokazując żadnego wyliczenia, czy nowy model faktycznie naszemu państwu się opłaci i czy przyniesie jakiekolwiek korzyści gospodarcze. Tłumacząc to koniecznością szybkiego wdrożenia zmian, całkowicie zrezygnowano z oceny skutków regulacji i konsultacji społecznych.
Poruszamy się jedynie w obszarze przekonań, opinii i wiary oraz tego, że przy takiej większości parlamentarnej rząd i posłowie uważają, że nie muszą szczegółowo uzasadniać i tłumaczyć się ze swoich decyzji. Przy takim podejściu nie ma miejsca na rzetelną i merytoryczną dyskusję - za to łatwo rzuca się oskarżenia w stylu „czarny PR”. Niestety jest to również najłatwiejsza droga do popełnienia poważnych i nieodwracalnych błędów, których koszt poniesie całe społeczeństwo.
Widać już reakcję inwestorów i banków po podpisaniu ustawy odległościowej? Co się dzieje na rynku?
Sytuacja przypomina trochę tę związaną z Brexitem. Inwestorom trudno jest uwierzyć, że tak złe prawo jak wspomniane ustawy: antywiatrakowa i OZE, zostały uchwalone i podpisane przez prezydenta. Ale cóż – tak, jak Brytyjczycy podjęli swoją decyzję, tak i nasz parlament podjął swoją. Skutki będą opłakane, a zniszczenie wizerunku OZE w Polsce, szczególnie energetyki wiatrowej, ma charakter w dużej części nieodwracalny. Jako społeczeństwo zapłacimy za to bardzo słony rachunek. Od OZE nie ma odwrotu. Fundujemy sobie jednak kilka lat przerwy. W tym czasie energetyka wiatrowa, technologia fotowoltaiczna czy magazynowania energii zrobią tak kolosalne postępy, że Polska, ze swoją energetyką opartą w 80 proc. na technologiach węglowych i skostniałym sektorem elektroenergetycznym, stanie się swoistym skansenem energetycznym z najwyższymi cenami za energię elektryczną w Europie, potężnym importem tej energii oraz węgla kamiennego i stale rosnącymi kosztami pośrednimi tego modelu gospodarczego.
Będą pozwy przeciwko Polsce?
Istnieją poważne wątpliwości co do zgodności obu ustaw z konstytucją. Są przesłanki, by sądzić, że te ustawy dyskryminują technologię wiatrową w stosunku do innych technologii wytwarzania energii i że naruszone zostały zasady ochrony inwestycji regulowane umowami międzynarodowymi. Mamy więc sytuację sprzyjającą sporom. Sądzę również, że bez wyroków sądów nie uda się rozwikłać problemu opodatkowania instalacji wiatrowych podatkiem od nieruchomości.