Jeden z wersów naszego hymnu mówi, że „dał nam przykład Bonaparte, jak zwyciężać mamy”. Ostatnio do serca wzięło sobie te słowa Ministerstwo Energii przy okazji sprzedaży aktywów energetycznych w Polsce przez francuskie koncerny Engie i EDF.



A wszystko przez te caracale – chciałoby się rzec. Gdy zrezygnowaliśmy z zakupu francuskich helikopterów dla polskiej armii, a potem przekonywaliśmy ustami wiceszefa MON, że uczyliśmy Francuzów jeść widelcem, relacje Warszawa – Paryż stały się dość ciekawe. Zwłaszcza że w tym samym czasie dwa tamtejsze państwowe koncerny energetyczne postanowiły sprzedać swoje aktywa w Polsce. Chodzi o elektrownię Połaniec należącą do Engie oraz o elektrownię Rybnik i aktywa ciepłownicze należące do EDF. Sęk w tym, że sprzedawane przez Francuzów aktywa polski rząd wpisał jakiś czas temu na listę podmiotów chronionych. A to oznacza, że ich sprzedaż nie może się odbyć ot tak. Zgodę na to musi wydać resort energii. Zapis ten wcale nie jest taki zły, bo przecież elektrownie to obiekty strategiczne, chodzi tu o bezpieczeństwo kraju. Ale...
O elektrownię w Połańcu starało się kilka podmiotów. To bardzo dobre aktywo. Trudno się więc dziwić, że chcieli je kupić zarówno Chińczycy, jak i konsorcjum funduszy z USA i Wielkiej Brytanii. Ale do gry weszła też Enea. Początkowo z ofertą niższą niż inni, ale okazało się, że dla chcącego nic trudnego. Engie najpierw zrezygnowało z budowy elektrowni na Lubelszczyźnie, a potem postanowiło się pozbyć Połańca, co wpisuje się w trend odchodzenia koncernu od węgla. Enea, kupując Połaniec za ponad 1 m ld zł, ma więc też zielone światło do budowy bloku na Lubelszczyźnie. W sąsiedztwie Bogdanki, w której poznańska grupa ma 60 proc. udziałów.
Brzmi to jak najbardziej logicznie. Zastanawiam się jednak, skąd Enea weźmie na to wszystko pieniądze. Spółka ze sporym poślizgiem kończy wartą ponad 5 mld zł inwestycję w blok 1075 MW w Kozienicach. Rok temu za 1,4 mld zł przejęła kontrolę nad Bogdanką. Teraz za ponad 1 mld zł kupi Połaniec. Kwotą 350 mln zł ma dokapitalizować Katowicki Holding Węglowy (lub Polską Grupę Górniczą w przypadku jej fuzji z KHW). Wraz z innymi spółkami energetycznymi ma zainwestować w Polimex-Mostostal (to wykonawca bloku w Kozienicach). W planach Enea ma jeszcze budowę bloku węglowego 1000 MW w Ostrołęce wraz z Energą (koszt przedsięwzięcia szacowany jest na 5,5–6 mld zł, zaangażowanie obu firm po połowie). Jeśli przyjdzie jej realizować 500 MW w sąsiedztwie Bogdanki, musi wydać kolejne 3–3,5 mld zł. A giełdowa kapitalizacja spółki to ok. 4,4 mld zł (w ciągu roku jej wartość spadła o 13 proc.).
Sprawa Połańca nie kończy jednak wojny na noże i widelce, ponieważ na placu boju zostaje jeszcze EDF, który nie chce się poddać tak łatwo jak Engie. EDF chce bowiem ugrać jak najwięcej, bo we własnym kraju potrzebuje pieniędzy na rozwój energetyki jądrowej. Spółka postanowiła sprzedać elektrownię w Polsce oraz tutejsze elektrociepłownie; jednak siłownię w Rybniku komu innemu (czeskiemu koncernowi EPH), a ciepłownie komu innemu (funduszowi IFM). Jak pisałam, na taki podział aktywów potrzebna jest jednak zgoda polskiego rządu, a ten w połowie grudnia odmówił jej wydania, tłumacząc to zagrożeniem bezpieczeństwa energetycznego kraju. Francuzi postanowili więc pokazać, kto kogo uczył jeść i czym, i zagrozili wystąpieniem na drogę sądową. W sprawę może zostać również zaangażowana Bruksela. Kolejnych kroków należy się spodziewać w styczniu 2017 r.
Sprawa jest o tyle ciekawa, że na rynku pojawiły się spekulacje, iż straszakiem na stronę polską ma być Joanna Strzelec-Łobodzińska, była szefowa Tauronu i Kompanii Węglowej, była wiceminister gospodarki w rządzie PO-PSL. Dziś jest ona związana z DK Energy z... grupy EDF. Spółka ta jest m.in. właścicielem Zakładów Energetyki Cieplnej, kupionych rok temu od Katowickiego Holdingu Węglowego. Sama zainteresowana pytana o rolę straszaka mówi nam, że słyszała już tyle plotek i obsadzana była w tylu rolach, że kolejna jej już nie dziwi. Zapewnia jednak, że w budynku ministerstwa przy warszawskim placu Trzech Krzyży nie była od dawna.
EDF jednak może próbować walczyć. Zwłaszcza że na sprzedaż Rybnika dogadał się już z Czechami. Im bowiem bardzo zależy na zakupie i rozbudowie elektrowni. A to dlatego, że mogłaby być ona odbiorcą paliwa z kopalni Silesia w Czechowicach-Dziedzicach, która od 2010 r. należy właśnie do EPH. Dziś ta największa prywatna polska kopalnia, wydobywająca ponad 1,5 mln ton węgla rocznie, ma poważne kłopoty. W myśl zasady „nam prywaciarz niepotrzebny” ma problemy ze zbytem swojego paliwa, bo rząd faworyzuje kopalnie państwowe, co też chyba nikogo nie powinno dziwić. Pytanie jednak, po co kopalnię sprzedał, zamiast ją zamknąć, choć taki był pierwotny plan. Nie muszę dodawać, że matką chrzestną tej transakcji była Joanna Strzelec-Łobodzińska. Ale jak górnicy z Silesii się wkurzą i wyjdą na ulicę, to problem będziemy jednak mieć my, a nie Czesi.
A gdy tak sobie na to wszystko patrzę, zastanawiam się, po co uczyliśmy Francuzów jeść widelcem, skoro w pewnym momencie tym samym widelcem mogą nam wydłubać oko.