PGE, Enea, Tauron, Energa, PGNiG oraz TF Silesia sprawdzają możliwość zaangażowania w grupie Polimex-Mostostal – ujawnił DGP 14 września. Niespełna trzy miesiące później PGE, Enea, Energa i PGNiG rozpoczęły „rozmowy dotyczące zaangażowania w Polimex-Mostostal”, o czym poinformowały w raportach giełdowych.
opinia
Kiedy we wrześniu pisałam o potencjalnym zastrzyku finansowym od energetyki dla firmy budowlanej odpowiedzialnej za realizację dużych kontraktów w elektrowniach, koncerny jak jeden mąż wymigiwały się od odpowiedzi, jak to wsparcie miałoby wyglądać. Ba, część nawet zaprzeczała naszym informacjom. Ale jak powszechnie wiadomo, tylko krowa nie zmienia zdania i po kilkunastu tygodniach energetyka uznała najwidoczniej, że gra z Polimeksem-Mostostalem do jednej bramki. Nadzwyczajne walne Polimeksu-Mostostalu zaplanowano na 28 grudnia, a emisja akcji, o której to walne ma decydować, będzie warta 300 mln – 450 mln zł. Dla energetycznej wielkiej czwórki kontrolowanej przez Skarb Państwa kwota ta nie jest jakimś szalonym wydatkiem. Upadłość firmy budującej energetykom nowe bloki byłaby większym kłopotem niż wydanie takiej sumy.
Ale... no właśnie. O ile papiery Polimeksu po tych informacjach drożały, to na akcjach firm energetycznych szału nie było. Ba, w ciągu ostatniego roku raczej sporo traciły one na wartości. Największa PGE potaniała o ponad 22 proc., podobnie jak gdańska Energa. Poznańska Enea straciła 14 proc. PGNiG – niespełna 2 proc. Tylko Tauron zyskał 9 proc. Z giełdy wyparowało kilka miliardów. Powód? Energetyka jest od wszystkiego. A jak ktoś jest od wszystkiego, to jest do niczego. Zacznijmy od tego, że wszystkie z pięciu wymienionych wyżej koncernów zostały zaangażowane w ratowanie (choć nie w każdym przypadku jest to adekwatne słowo) górnictwa. Zaczęło się niewinnie kilka lat temu. Elektrownie dostały zakaz importu węgla (nawet jeśli był tańszy), a kopalniom płaciły setki milionów złotych przedpłat na poczet przyszłych dostaw. Po to, by zakłady mogły te pensje i jakoś przetrwać.
Gdyby chodziło tylko i wyłącznie o taki proceder, energetyka poradziłaby sobie bez problemów. Jednak została też zaangażowana w mnóstwo innych projektów. Gaz łupkowy, elektrownia atomowa (jak yeti – każdy słyszał, nikt nie widział), morskie farmy wiatrowe (nadal żadnej na Bałtyku nie mamy), przejmowanie lądowych farm wiatrowych od zagranicznych inwestorów, elektromobilność, wreszcie własne inwestycje liczone w miliardach złotych. Jeśli dołożymy do tego jeszcze większe zaangażowanie w ratowanie górnictwa, sumy są niewyobrażalne. Jesienią 2015 r. Enea wyłożyła 1,5 mld zł na przejęcie 60 proc. udziałów w Lubelskim Węglu Bogdanka. O ile jednak jest to biznesowo uzasadnione i ekonomicznie logiczne, to pompowanie kasy z energetyki do górnictwa na Śląsku pozostaje dla mnie zagadką.
Gdyby skończyło się na wspomnianych przedpłatach i zakazie importu, można by przymknąć oko. W końcu bezpieczeństwo energetyczne nie ma ceny (w Polsce 83 proc. energii elektrycznej produkujemy z węgla). Sęk w tym, że na tym się nie skończyło. PGE, Energa i PGNiG Termika wyłożyły w sumie 1, 5 m ld zł na ratowanie Kompanii Węglowej, na której zgliszczach powstała dzisiejsza Polska Grupa Górnicza (kolejny miliard dołożyły inne państwowe podmioty). PGNiG Termika za niemal 40 0 m ln zł kupiła z kolei Spółkę Energetyczną Jastrzębie od Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Na ratunek czeka jeszcze Katowicki Holding Węglowy, który zdaniem resortu energii potrzebuje na przetrwanie 70 0 m ln zł (naszym zdaniem to kwota powyżej 1 m ld zł). Do końca roku ma zapaść decyzja o tym, czy KHW zostanie połączony z PGG, czy też zachowa samodzielność. Tak czy owak 35 0 m ln zł dokapitalizowania szykują Enea, 300 mln zł – TF Silesia, a 15 0 m ln zł – Węglokoks.
A gdyby tego było mało, polska energetyka musi odebrać Francuzom (tym, których uczyliśmy jeść widelcem) aktywa, których chcą się pozbyć. EDF sprzedaje m.in. elektrownię w Rybniku, a Engie – siłownię w Połańcu. Sęk w tym, że Francuzi nie chcieli sprzedać tych zakładów polskim firmom (zwłaszcza że ich oferty były niższe niż konkurentów), jednak minister energii Krzysztof Tchórzewski dał do zrozumienia, że skoro Rybnik i Połaniec są na liście inwestycji strategicznych, to Francuzi nie mogą ich sobie ot tak sprzedać, komu chcą. EDF chciałby oddać Rybnik czeskiemu EPH, który jest właścicielem kopalni Silesia w Czechowicach-Dziedzicach. Kopalnia ma szansę przetrwać tylko po dokonaniu tej transakcji (jako jedyna prywatna ma spore kłopoty na rynku). Engie z kolei nie do końca chciało się wdawać w dyskusję o Połańcu z polskimi spółkami energetycznymi (i naprawdę nie chodzi o sprawę caracali), ale zdecydowało się na wyłączne negocjacje z Eneą. Swoją drogą myślę, że linia kredytowa tej poznańskiej spółki jest chyba z gumy, gdy popatrzy się na jej potencjalne plany.
Trzeba mieć nadzieję, że energetycy przetrzymają kolejne polityczne pomysły, jak choćby wypowiedzi ministra Tchórzewskiego. Zapowiedział on podniesienie wartości nominalnej spółek energetycznych o 50 mld zł, co pozwoliłoby na ściągnięcie 10 mld zł podatku. Tego samego dnia z giełdy wyparowały 2 mld zł. Przed świętami dobrze więc chyba życzyć wszystkim stronom przy stole odrobiny świętego spokoju.