Dzisiaj Rada Ochrony Pracy zajmie się raportem przygotowanym przez Państwową Inspekcję Pracy (PIP) w sprawie problemów związanych z przyznawaniem emerytur pomostowych. Z analizy, do której dotarł DGP, wynika, że pracodawcy płacą składki za pracowników, którzy nigdy nie będą mogli wcześniej zakończyć aktywności zawodowej.

Inspekcja wydaje decyzje, nie opierając się na przepisach, lecz interpretacjach Centralnego Instytutu Medycyny Pracy. To efekt nieprecyzyjnej ustawy. Tracą na tym pracownicy. Szukają więc pomocy w PIP. Ta jednak często odsyła ich do sądów.

Problemy z nabyciem prawa do wcześniejszego zakończenia aktywności zawodowej mają nie tylko osoby aktualnie zatrudnione w firmach, za które pracodawcy muszą odprowadzać dodatkowe składki, lecz także pracownicy, którzy w przeszłości wykonywali prace dzisiaj uprawniające do emerytury pomostowej.

– Tam, gdzie ustawa jasno wskazuje, że prawo do emerytury pomostowej ma np. maszynista czy dyżurny ruchu, nie ma problemów z przyznaniem takiego świadczenia. Jednak nie wszystkie osoby są w tak dobrej sytuacji – mówi Aleksander Motyka, przewodniczący Zawodowego Dyżurnych Ruchu PKP.
Największe perturbacje z uzyskaniem uprawnień mają osoby wykonujące ciężkie prace fizyczne. To właśnie w takim przypadku o możliwości zakwalifikowania pracy jako tej, która uprawnia do wcześniejszego zakończenia aktywności zawodowej, decyduje ustalenie wydatku energetycznego występującego na konkretnym stanowisku. Brak nawet kilku kilodżuli w ciągu zmiany przekreśla prawo do świadczenia. I właśnie dlatego problemy z tym ustaleniem rodzaju wykonywanej pracy dotyczą nie tylko osób obecnie zatrudnionych, ale także tych, które już nie pracują w danej firmie.
Prawo do emerytury pomostowej / DGP
Byli pracownicy nie mogą bowiem wystąpić o emeryturę pomostową, jeśli pracodawca nie zgłosił stanowiska, na którym pracowali, do specjalnej ewidencji. I tu się zaczynają schody. Zgodnie z art. 41 ust. 6 ustawy o emeryturach pomostowych pracownikowi wykonującemu szczególnie niebezpieczne prace przysługuje w takiej sytuacji skarga do PIP.
– Okazuje się jednak, że były pracownik nie może jej złożyć. Inspekcja w sposób właściwy dla siebie interpretuje przepisy i odmawia zajmowania się takimi przypadkami – mówi poseł Stanisław Szwed (PiS), członek Rady Ochrony Pracy.

Sądy decydują

Osoby, którym PIP odmówiła przyjęcia skarg na byłych pracodawców, którzy nie dopełnili swoich obowiązków, nie dają jednak za wygraną. Kierują więc sprawy do sądów. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Gdańsku (wyrok z 7 kwietnia 2011 r., sygn. akt III SA/Gd 84/11) uznał, że ustawa o emeryturach pomostowych nie utożsamia pracownika z osobą aktualnie pozostającą w stosunku pracy. Zgodnie bowiem z jej art. 4 prawo do takiego świadczenia przysługuje dopiero po rozwiązaniu stosunku pracy. W ocenie sądu jest bowiem niedopuszczalne uzależnienie kontroli ewidencji pracowników przez PIP od tego, czy zainteresowana osoba pracuje nadal w firmie, czy też nie.
Okazuje się jednak, że takie orzeczenie sądu nie spodobało się PIP. Ta bowiem w raporcie dla rady zakwestionowała wyrok. Uznała bowiem, że wskazany w art. 4 dotyczy wyłącznie warunków nabywania i utraty prawa do emerytury pomostowej. Natomiast zasady i tryb opłacania składek na Fundusz Emerytur Pomostowych (FEP) zostały określone w art. 35 ustawy. Dlatego skarga nie przysługuje byłemu pracownikowi. Ewidencja jest bowiem prowadzona dla osób zatrudnionych, bo to za nich są płacone składki. Dodatkowo PIP wskazuje, że w przypadku byłych pracowników nie ma możliwości kontroli warunków, w jakich wykonywali pracę.
– To dowodzi, że nie zawsze PIP działa na korzyść pracownika. Na ten problem zwracaliśmy już wcześniej uwagę – dodaje Andrzej Strębski, ekspert ubezpieczeniowy OPZZ.



Składki za pełne etaty

Nie cichną również kontrowersje dotyczące obowiązku opłacania przez pracodawców dodatkowych składek na emerytury pomostowe za osoby zatrudnione tylko na część etatu. Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej (MPiPS) domaga się ich uiszczania za każdego pracownika wykonującego prace w szczególnych warunkach lub o szczególnym charakterze. Zdaniem resortu ustawa zawiera własną, autonomiczną definicję pracownika wykonującego te rodzaje prac i to bez względu na wymiar czasu pracy. Na tej podstawie strona rządowa uważa, że pracodawcy muszą płacić dodatkową składkę za każdego zatrudnionego. Co więcej składka nie ma cech świadczenia wzajemnego. Została ona ustalona na niskim poziomie (1,5 proc. podstawy wymiaru) i w dłuższej perspektywie czasu nie wystarczy do finansowanie wypłaty emerytur.
Dodatkowo resort stoi na stanowisku, że gdyby nie wprowadzono nakazu płacenia składek za wszystkich pracowników bez względu na wymiar czasu pracy, to firmy oszukiwałyby ich, zatrudniając na cząstkowe etaty. Takie jednak argumenty nie przekonują sądów.
Okazuje się, że sądy administracyjne nakazują wpisywanie do ewidencji pracowników z prawem do emerytury pomostowej tylko osoby zatrudnione na pełnym etacie. I za nie pracodawca musi wówczas płacić składki.
– Firmy powinny płacić składki wyłącznie za pracowników mogących w przyszłości skorzystać z emerytury pomostowej. W innym przypadku składka staje się dodatkowym podatkiem – mówi Wojciech Nagle, ekspert ubezpieczeniowy Business Centre Club, wiceprzewodniczący Rady Nadzorczej ZUS.

Nielegalne prace

W raporcie PIP wskazuje również na brak legalnych definicji pojęć użytych w załącznikach do ustawy o emeryturach pomostowych. To właśnie tam zostały wymienione wszystkie prace wykonywane w szczególnych warunkach lub o szczególnym charakterze. To problem dla inspektorów prowadzących kontrole ewidencji stanowisk w firmach, bo na nich spada obowiązek ustalenie rodzaju pracy. Inspektorzy posługują się więc definicjami ustalonymi przez MPiPS oraz Centralny Instytut Ochrony Pracy (CIOP).
– I tak mamy do czynienia z kolejnym prawem powielaczowym. To przygotowane przez CIOP definicje odebrały prawa do emerytury pomostowej wielu pracownikom – mówi Andrzej Strębski.
Wskazuje, że CIOP i resort pracy tworzą własne przepisy czasami znacznie odbiegające od tego co literalnie znajduje się w przepisach. Z takimi zarzutami nie zgadza się profesor Danuta Koradecka, dyrektor CIOP.
– To pracodawca sam na podstawie oceny ryzyka występującego na konkretnym stanowisku ma ustalić, czy jego pracownik faktycznie wykonuje prace odpowiadające definicjom wpisanym do ustawy. Nie można w takim przypadku mówić o konieczności wydania rozporządzenia – mówi.
Natomiast inspekcja wskazuje, że wykorzystywane interpretacje są następnie weryfikowane przez sądy administracyjne. A te mają prawo do własnej oceny posiadanego materiału.
– Jednak w tym przypadku sędziowie korzystają z poradnika przygotowanego przez CIOP i kółko się zamyka – dodaje poseł Stanisław Szwed.