Zgodnie z art. 70a ustawy z 26 stycznia 1982 r. – Karta nauczyciela (t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 1379) organy prowadzące szkoły co roku muszą wyodrębnić w swoich budżetach pieniądze na dofinansowanie doskonalenia zawodowego nauczycieli w wysokości 1 proc. planowanych rocznych środków przeznaczonych na wynagrodzenia dla tej grupy zawodowej. Przy czym przez ostatnie cztery lata rząd w ustawach okołobudżetowych zapisywał, że gminy na ten cel mogą wydawać tylko 0,5 proc. z puli przeznaczonej na nauczycielskie pensje.
Rządzący swoją decyzję tłumaczyli potrzebą redukcji wydatków publicznych i tym, że nauczyciele mogą podnosić swoje kwalifikacje za pieniądze z UE. To jednak się zmieni. Jak wynika z projektu ustawy okołobudżetowej na 2017 r., gabinet Beaty Szydło postanowił zrezygnować z oszczędzania na szkoleniu pedagogów. Potwierdziły się więc zapowiedzi Anny Zalewskiej, minister edukacji narodowej, która na czerwcowej debacie DGP zapowiedziała, że uwolni środki na kształcenie nauczycieli.
Radości nie kryją oświatowe związki. – Apelowaliśmy do pani minister, aby wycofać przepis ograniczający wydatki na podnoszenie kwalifikacji, bo nie można ciągle bazować na kieszeni nauczycieli. Dla nas niezmiernie ważne jest, aby trafiały one do osób, które potrzebują szkoleń i są zagrożone utratą pracy, a nie do kolekcjonerów studiów podyplomowych i znajomych dyrektora – deklaruje Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Pojawiają się jednak obawy o reakcje na tę decyzję gmin. – W przeszłości samorządy rezerwowały określone środki na kształcenie pedagogów, ale jednocześnie na spotkaniu z dyrektorami mówili im, że nie życzą sobie, aby ci wysyłali do gminy wnioski o sfinansowanie szkoleń – twierdzi Sławomir Wittkowicz, przewodniczący Branży Nauki, Oświaty i Kultury Forum Związków Zawodowych. Dodaje, że ma nadzieję, że kuratoria będą pilnowały tego, aby nauczyciele nie mieli teraz problemów z dostępem do doskonalenia zawodowego.
Organizacje związkowe przywołują wyniki kontroli NIK, która w 2012 r. stwierdziła, iż samorządy często nie wydają pieniędzy przeznaczonych na szkolenia. W efekcie jedna trzecia nauczycieli nie podnosiła swoich kompetencji, a tym samym nie wypełniała obowiązku, do którego obliguje ich Karta nauczyciela.
Wszystko wskazuje na to, że obarczanie winą za tę sytuację wyłącznie gmin nie jest do końca zasadne. – Obecnie nie dostrzegamy lawiny chętnych. W zupełności wystarczyłoby te dotychczasowe 0,5 proc. na szkolenia nauczycieli i do tego środki z Unii Europejskiej – przekonuje Marek Olszewski, przewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP.
Jego zdaniem gminy nie będą w stanie wykorzystać większej puli środków na szkolenia, bo po prostu zabraknie chętnych. Potwierdza to Ewa Nowakowska, dyrektor liceum ogólnokształcącego w Sierpcu im. mjr. Sucharskiego. – Już zdążyliśmy się przyzwyczaić do tego 0,5 proc. i o ile jeszcze kilka lat temu nauczyciele robili różnego rodzaju studia podyplomowe, o tyle obecnie nie zanosi się, aby zapotrzebowanie na kształcenie wzrosło – podkreśla Ewa Nowakowska.
Także eksperci twierdzą, że nauczyciele często nie są zainteresowani podwyższaniem kwalifikacji, choć w ramach ich tygodniowego 40–godzinnego czasu pracy mają taki obowiązek. – Nasi nauczycieli szkolą się tylko wtedy, kiedy muszą. Gdy zasiadałem w Radzie Oświatowej na Pomorzu, dostrzegałem, że pedagodzy zgłaszali się na kursy języków obcych, ale już nie byli zainteresowani szkoleniem z matematyki, choć wyniki jej nauczania są poniżej przeciętnej. Dobrze więc, że odblokowano środki na podnoszenie kwalifikacji, ale za tym powinny iść dalsze zmiany – mówi Edmund Wittbrodt, były senator PO i były minister edukacji.
Według niego prawo powinno umożliwić samorządom zmuszanie nauczycieli do kształcenia pod groźbą utraty dodatku motywacyjnego i możliwości awansu.
300 mln zł tyle samorządy będą mogły wydać w 2017 r. na szkolenia dla nauczycieli