Zniesienie opłat rekrutacyjnych, zwracanie ich nieprzyjętym kandydatom czy stworzenie katalogu, co może zostać uwzględnione przy ich wyliczaniu – to niektóre propozycje zmian w cenie za nabór.
Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego ma twardy orzech do zgryzienia. Kontrola NIK potwierdziła, że uczelnie zawyżają opłaty rekrutacyjne. Zmian domaga się także rzecznik praw obywatelskich (RPO). Problem dostrzegli też posłowie. Ale resort jeszcze nie wie, jak rozwiązać ten problem.
Uczelnie zawyżają
Z obowiązującego rozporządzenia z 9 maja 2016 r. w sprawie maksymalnej wysokości opłat za postępowanie związane z przyjęciem na studia na uczelni publicznej na rok akademicki 2016/2017 (Dz.U. poz. 682) wynika, że szkoła nie może pobrać od kandydata więcej za rekrutację niż 85 zł. Tylko w przypadku kierunków, na których nabór wymaga sprawdzenia sprawności fizycznej czy np. uzdolnień artystycznych stawka może być wyższa i wynieść odpowiednio 100 i 150 zł. To jednak najwyższe kwoty. Natomiast jeżeli postępowanie związane z przyjęciem kandydata pochłania niższe koszty, to opłata powinna temu odpowiadać.
Okazuje się, że część szkół wyższych ustalała wysokość opłat rekrutacyjnych bez sporządzenia odpowiedniej kalkulacji kosztów. Bez niej ustalano stawki za postępowanie związane z przyjęciem na studia np. na Uniwersytecie Jana Kochanowskiego w Kielcach (w latach akademickich 2014/2015 – 2015/2016) i na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu (do roku akademickiego 2013/2014 włącznie). Na tych uczelniach przyjęto maksymalną cenę – 85 zł – wynikającą z rozporządzenia. NIK zgłosiła zastrzeżenia także do sposobów wydawania środków pozyskanych z opłat (także tych pobranych nienależnie).
Poza NIK o interwencję w sprawie opłat za studia wystąpili RPO, a także posłowie. – Szkoły wyższe mają szeroką autonomię w zakresie przeprowadzania rekrutacji. Rektor, ustalając wysokość opłaty, powinien uwzględnić zasadę, że nie może ona przekraczać planowanych kosztów niezbędnych do wykonania czynności związanych z przyjmowaniem na studia na danym kierunku i określonym poziomie kształcenia. Mimo to niektóre przyjmują zawyżoną opłatę – wskazał w wystąpieniu do ministra nauki dr Adam Bodnar, RPO.
– Ponieważ nasz system rekrutacji zakłada przeprowadzanie naboru w większości uczelni w tym samym czasie, przyszli studenci aplikują jednocześnie do kilku uczelni. Zatem szkoły, znając ten schemat i zawyżając koszty dostępu, stworzyły sobie źródło dochodu, doskonale wiedząc, że gros osób aplikujących i tak nie będzie na tej uczelni studiowało. Z jednej strony to od kandydata zależy, do ilu szkół chce aplikować, ale z drugiej świadomość ogromnego wysiłku, jaki musi ponieść kandydat, aby opłacić wszystkie koszty, które, jak się okazuje, są nieuczciwie naliczane, tworzy sprzeciw wobec takich praktyk – wtóruje Grzegorz Furgo, poseł Nowoczesnej.
Posłowie podobnie jak RPO zwrócili się o rozwiązanie tego problemu do resortu nauki. Nawet mają kilka propozycji jego rozwiązania. Wśród nich jest np. taki, aby uczelnie zwracały opłaty osobom nieprzyjętym na studia albo żeby szkoły publiczne w ogóle nie mogły ich pobierać. Ponadto brana pod uwagę jest opcja, aby ministerstwo stworzyło katalog z którego będzie wynikać, co uczelnia może uwzględnić przy wyliczaniu stawki za nabór i aby uczelnie na swoich stronach publikowały co wzięły pod uwagę obliczając ją. To spowodowałoby, że automatycznie nie ustalałyby najwyższej ceny, która jest wskazana w rozporządzeniu.
Kosmetyczna nowelizacja
Na razie nie wiadomo, do jakiego rozwiązania przychyli się resort. Co prawda w swojej nowelizacji ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym, nad którą już pracuje Sejm, proponuje zmianę dotyczącą opłat rekrutacyjnych, ale sprowadza się ona do tego, że rozporządzenie określające ich maksymalną wysokość będzie wydane bezterminowo, a nie – jak dotychczas – co roku.
– Sama kilka lat temu doświadczyłam problemu związanego z opłatami za nabór. Mogą być dotkliwe dla osób, których na to nie stać, a przecież każdy chce zwiększyć szanse swojego dziecka na dostanie się na wybrany kierunek. Dlatego też zajmę się tym problemem – deklaruje Joanna Borowiak, poseł PiS. – Na razie czekamy na stanowisko resortu w tej sprawie, dopiero potem będziemy decydować jak rozwiązać ten problem – zapowiada.
Prawie milion nienależnego
NIK ustaliła, że pobierając od kandydatów na studia zawyżone opłaty rekrutacyjne, skontrolowane uczelnie uzyskały w latach akademickich 2014/2015 i 2015/2016 prawie 900 tys. zł dodatkowych, nienależnych przychodów.
Opłaty jednostkowe zostały zawyżone na uczelniach w różnym stopniu:
● o 9 zł na UE w Poznaniu,
● o 24 zł na Politechnice Wrocławskiej,
● o 15 zł na AWF w Warszawie.
Uwaga! Opłata rekrutacyjna pobrana przez AWF w kontrolowanym okresie obejmowała testy sprawności fizycznej, których ostatecznie nie przeprowadzono.