MEN chce do końca roku podnieść wiek szkolnego startu. Resztę zmian w oświacie minister edukacji ma skonsultować do czerwca.
Jak jest dziś, jak będzie w wersji PiS / Dziennik Gazeta Prawna
Rządowy projekt nowelizacji ustawy o systemie oświaty przeszedł przed świętami przez pierwsze czytanie w Sejmie. Zagłosowało za nim 35 posłów połączonych komisji: edukacji i samorządu terytorialnego. Prace nabrały tempa, bo partia Jarosława Kaczyńskiego chce przeprowadzić projekt przez parlament i skończyć prace nad nim do końca roku. To oznacza, że drugie i trzecie czytanie trzeba zakończyć do środy (wtedy kończy się ostatnie posiedzenie w 2015 r.).
Zastrzeżenia do projektu mają i samorządowcy, i nauczyciele. Do komisji trafiło już kilka negatywnych rekomendacji. Związek Gmin Wiejskich Rzeczypospolitej Polskiej przekonuje, że wycofanie dzieci sześcioletnich ze szkół spowoduje w przyszłym roku brak około 360 tys. miejsc w przedszkolach w skali kraju. Marek Olszewski, wiceprezes związku, potwierdził też szacunki DGP dotyczące kosztów reformy. „Zmiana ustawy spowoduje niekorzystne z punktu widzenia samorządów obniżenie kwoty części oświatowej subwencji ogólnej o ok. 1,6 mld zł” – napisał.
Negatywnie do pomysłów PiS odniósł się też Związek Powiatów Polskich. Samorządowcy zarzucili MEN, że resort upiera się przy zmianach, choć sprawy, które chciałby w ten sposób zmienić, są już dawno załatwione. „W uzasadnieniu do projektu zwrócono uwagę na nieprzygotowanie infrastruktury części szkół na przyjęcie sześciolatków. Rodzi się wątpliwość, na jakiej podstawie projektodawcy zawarli taki zapis w uzasadnieniu” – przekonują, powołując się na kontrolę NIK, z której wynika, że na 6,8 tys. skontrolowanych przez izbę podstawówek (to mniej więcej połowa wszystkich) ponad 90 proc. ma odpowiednio wykwalifikowaną kadrę, zapewnia opiekę świetlicową, udostępnia dzieciom gry i zabawy dydaktyczne, a także ma dostosowaną infrastrukturę.
ZPP nie podoba się też to, że PiS chciałby zostawić na drugi rok w pierwszej klasie te sześciolatki, które już dziś się w niej uczą. „Projektodawcy zaproponowali takie rozwiązanie, nie wskazując jednak na żadne racjonalne podstawy” – argumentuje prezes związku Ludwik Węgrzyn.
Związek Nauczycielstwa Polskiego zwraca też uwagę, że PiS nie mówi nic o potencjalnych konsekwencjach tego kroku. „Rodzi się pytanie, czy samorząd będzie miał obowiązek utworzenia oddziału bez względu na liczbę uczniów?” – zastanawia się Sławomir Broniarz, prezes związku. Wskazuje też, że wybór, który chce zostawić PiS rodzicom sześciolatków, tak naprawdę jest pozorny, bo dzieci urodzone od 1 września do końca roku i tak będą musiały mieć orzeczenie z poradni psychologiczno-pedagogicznej, żeby pójść do szkoły.
Wątpliwości związane z projektem przedstawiło też Biuro Analiz Sejmowych. Nie dotyczą one jednak samej ustawy, a tego, że PiS nie pokazał dotąd żadnych przepisów wykonawczych, więc nie można przewidzieć wszystkich konsekwencji projektowanych zmian. Taki obowiązek nakłada na posłów regulamin Sejmu.
Zarówno organizacje, jak i posłowie opozycji zwracają uwagę na tempo pracy nad ustawą. Ich zdaniem jest ono zbyt szybkie. Od złożenia projektu do pierwszego czytania minęły dwa tygodnie. W dodatku ostatnia komisja, na której trwała dyskusja nad projektem, została zwołana na wieczór przed posiedzeniem. – Strona społeczna została w ten sposób wyłączona z prac – przekonywał poseł PO Rafał Grupiński. Jego klub zgłosił wniosek o odrzucenie ustawy. Głosami PiS wniosek przepadł. Podobnie jak złożone przez PO oraz Nowoczesną wnioski o wysłuchanie publiczne. – Ta ustawa jest konsultowana od kilku lat. Przypominam – miliony podpisów zostało zlekceważonych i zmielonych – komentowała minister Anna Zalewska, odpowiadając na zarzuty, że PiS nie omawia zmian ze stroną społeczną. Dodała też, że od kilku tygodni spotyka się w tej sprawie z przedstawicielami różnych organizacji i związków. Minister powiedziała też, że od stycznia do czerwca będzie prowadzić konsultacje w sprawie szerszych zmian w systemie oświaty.