Dyskryminacja w polskich szkołach jest częsta. To wniosek, jaki nasuwa się po przeczytaniu raportu opracowanego przez Towarzystwo Edukacji Antydyskryminacyjnej. Dokument został dziś opublikowany. Według jego autorów, ma być impulsem dla Ministerstwa Edukacji Narodowej do przerwania bezczynności w sprawie obecnego w polskich szkołach zjawiska dyskryminacji.

Zdaniem Marty Rawłuszko z Towarzystwa Edukacji Antydyskryminacyjnej, z raportu płyną trzy wnioski - dyskryminacja jest faktem, przyjmuje różne formy i często jest bagatelizowana.

Według raportu, najczęściej ze zjawiskiem tym stykają się dzieci ubogie, przewlekle chore, niepełnosprawne, o innym pochodzeniu niż polskie, o innym wyznaniu niż katolickie, a także młodzi homoseksualiści. „Rzadko jest to agresja fizyczna, którą może wychwycić monitoring. Najczęściej jest to lżenie, ignorowanie, całkowita izolacja z grona rówieśników i rówieśnic.

To także drwiny i pogardliwe komentarze. Tego doświadczają uczniowie nie tylko od swoich koleżanek i kolegów, ale także od nauczycieli" - tłumaczy Marta Rawłuszko.

Z raportu wynika, że w szkołach pracują nauczyciele zapobiegający dyskryminacji, ale jest ich zbyt mało i są odosobnieni w podejmowanych działaniach.

Iwona Chmura-Rutkowska z Uniwersytetu Poznańskiego, naukowa opiekunka raportu podkreśla, że szkoła jest świetnym miejscem do zwalczania dyskryminacji. Jej zdaniem, nauczyciele powinni jednak bardziej dostrzegać potrzeby uczniów. „Polityka równościowa nie polega na tym, by wszystkim dawać równo, to jest dyskryminujące. Równość polega na tym, by dawać ludziom to czego potrzebują. My jednak w polskich szkołach mamy podstawowy problem niedostrzegania potrzeb uczniów. My w ogóle bardzo kiepsko komunikujemy się z dziećmi, my dorośli" - mówi Iwona Chmura-Rutkowska.

Polskie szkoły od 2013 roku, na mocy specjalnego rozporządzenia powinny zapobiegać dyskryminacji.