Osoby, których zaległe czesne uległo przedawnieniu, nie mogą spać spokojne. Prawnicy zastanawiają się, jak można nadal się go domagać.
Osoby, których zaległe czesne uległo przedawnieniu, nie mogą spać spokojne. Prawnicy zastanawiają się, jak można nadal się go domagać.
/>
/>
Korzystny dla studentów zapis o trzyletnim przedawnieniu roszczeń wynikających z umów w sprawie opłat za studia, który stosuje się do wszystkich kontaktów, trafi do Trybunału Konstytucyjnego. Miliony złotych tracą na nim uczelnie i firmy windykacyjne ścigające studentów zalegających z opłatami za naukę.
Tylko w tym roku akademickim umowę z uczelnią powinno podpisać 462,6 tys. osób. Określa ona warunki płacenia za kształcenie. Praktycznie każda z ok. 430 szkół wyższych boryka się z problemem studenckich długów. Niektóre odsprzedają je firmom windykacyjnym. Zaległości jednego studenta wynoszą nawet po kilka czy kilkanaście tysięcy złotych.
– Problem może dotyczyć kilkudziesięciu tysięcy osób, które wraz z odsetkami mogą być w sumie zadłużone na kilka milionów złotych. Dokładnych szacunków jednak nie ma – mówi Mateusz Mrozek, przewodniczący Parlamentu Studentów Rzeczypospolitej Polskiej.
Na ratunek miał im przyjść zapis, który wskazuje, że roszczenia wynikające z umów przedawniają się z upływem trzech lat i dotyczy wszystkich kontraktów.
Wprowadziła go nowelizacja 11 lipca 2014 r. ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym (Dz.U. poz. 1198), która weszła w życie 1 października 2014 r. Do tego czasu przepisy nie regulowały okresu przedawnienia. Sądy podejmowały więc różne decyzje – kontrakty ze studentami przedawniły się po dwóch, trzech, a nawet dziesięciu latach.
– Celem regulacji było jasne ukształtowanie sytuacji prawnej w relacji student – uczelnia, tak by wątpliwości w tej kwestii nie wymagały rozstrzygnięcia przez sądy. Ta regulacja jest uzasadniona z punktu widzenia studentów, których pozycja wobec nieuzasadnionych roszczeń uczelni została wzmocniona – podkreśla Łukasz Szelecki, rzecznik prasowy Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
Tymczasem szkoły wyższe i firmy windykacyjne uważają, że nowy zapis jest niezgody z konstytucją. W imieniu jednej z takich firm Kancelaria Prawna Maria Szewczyk-Janicka i Wspólnicy sp.k. złoży skargę konstytucyjną do trybunału.
– Cały szkopuł tkwi w przepisach przejściowych noweli, bowiem art. 32 wprowadził zasadę retroakcji (działania prawa wstecz), wedle której do umów w sprawie warunków odpłatności za studia lub usługi edukacyjne, zawartych przed dniem wejścia w życie niniejszej ustawy (także umów zakończonych) stosuje się również trzyletni termin przedawnienia – wyjaśnia Mariusz Astasiewicz, radca prawny Kancelaria Prawna Maria Szewczyk-Janicka i Wspólnicy sp.k.
Dodaje, że ustawodawca nie oznaczył limitu czasowego działania ustawy wstecz, co stanowi rażący przykład retroakcji, skutkiem czego choćby umowa ze studentem już dawno wygasła przed wejściem w życie nowych przepisów, to i tak należy do niej stosować nowe regulacje. Taki stan rzeczy prowadzi do absurdów. Mianowicie trzyletni termin przedawnienia może się stosować do umów zawartych jeszcze pod rządami poprzedniej ustawy o szkolnictwie wyższym z 12 września 1990 r.
– Nowelizacja odnosi się więc do aktu sprzed ponad 20 lat – mówi Mariusz Astasiewicz.
W jego ocenie przepisy są tak skonstruowane, iż nic nie stoi na przeszkodzie, aby nową ustawę stosować także do stosunków prawnych powstałych na gruncie ustawy z 4 maja 1982 r. o szkolnictwie wyższym, ustawy z 5 listopada 1958 r. o szkolnictwie wyższym, ustawy z 15 grudnia 1951 r. o szkolnictwie wyższym i o pracownikach nauki, dekretu z 28 października 1947 r. o organizacji nauki i szkolnictwa wyższego.
Sądy już stosują trzyletni termin przedawnienia roszczeń z tytułu czesnego do umów zawartych na gruncie ustawy z 1990 r. (np. Sąd Okręgowy w Łodzi z 7 listopada 2014 r., sygn. akt III Ca 1319/14). Ale są też sądy, które uważają, że nowe przepisy nie znajdują w ogóle zastosowania i orzekają, że czesne przedawnia się nadal z upływem 10 lat np. prawomocne wyroki: SO w Świdnicy z 21 stycznia 2015 r. (sygn. akt II Ca 907/14). Podobne zapadały również w Warszawie, Kaliszu, Jeleniej Górze czy Katowicach.
– To pokazuje, że problem jest ogólnopolski – mówi mecenas Mariusz Astasiewicz.
Wskazuje, że choć prawo rzymskie przewidywało już, iż wprowadzane przepisy mają regulować stany wprzód, to prawdą jest też, że zakaz retroakcji nie ma charakteru bezwzględnego i czasem zdarza się potrzeba użycia takiego instrumentu. Przy czym dotyczy to sytuacji absolutnie wyjątkowych. Niestety lektura uzasadnienia ustawy nowelizującej, stenogramów posiedzeń sejmowych i senackich, a także opinii legislatorów z RCL i Biura Analiz Sejmowych w ogóle nie dostarcza podstaw dla odstąpienia od zasady zakazu retroakcji.
– Ustawodawca kolejny raz, powodowany niezadowoleniem jednej, wybranej grupy społecznej (studentów), zdecydował się przyznać jej maksymalną ochronę, mającą wręcz charakter abolicji. Powyższe przekłada się na to, że nowe przepisy są niekonstytucyjne i godzą w zasady prawidłowej legislacji, zasady ochrony zaufania obywatela do państwa i stanowionego prawa, ochrony praw nabytych, równości, przez co zmuszeni jesteśmy wystąpić ze skargą konstytucyjną – zapowiada mecenas Mariusz Astasiewicz.
Z tym zarzutem nie zgadza się Mateusz Mrozek.
– Spór dotyczy dużych kwot, więc te instytucje mają się o co bić. Może być to powód, dla którego chcą złożyć skargę do TK – uważa Mateusz Mrozek.
Dodaje, że celem ustawodawcy było właśnie ujednolicenie zasad.
– Dzięki zmianie wszystkich studentów powinien obecnie dotyczyć trzyletni okres przedawniania i sądy nie powinny mieć już wątpliwości, rozstrzygając te sprawy – mówi przewodniczący PSRP.
Za naukę trzeba zapłacić
Część studenckich długów generowana jest niepotrzebnie. Młodzi ludzie zapisują się na studia, potem z nich rezygnują, ale nie zgłaszają tego faktu do dziekanatu. Tymczasem uczelnia organizuje kadrę akademicką, a potem okazuje się, że połowa grupy nie przychodzi na zajęcia. A przecież nauczycielom trzeba wypłacić pensję. Uczelnia więc kieruje rachunek za czesne zgodnie z zawartą umową. Potem studenci mają pretensje i wskazują, że przecież oni z oferty uczelni w praktyce nie skorzystali. Nie ma dla nich znaczenia, że uczelnia poniosła koszty. Z drugiej strony nie może być też tak, że szkoła wyższa np. przez rok nie zauważa, że student ani razu nie pojawił się na zajęciach.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama