Pomyłki w legislacyjnej produkcji się zdarzają. Pytanie brzmi: jak dalece można ministerialnymi komentarzami je poprawiać, czy wręcz tłumaczyć ustawę wbrew jej literalnemu brzmieniu - pyta Marcin Chałupka, prawnik specjalizujący się w szkolnictwie wyższym.
Zgodnie z ustawą z 27 lipca 2005 r. – Prawo o szkolnictwie wyższym (t.j. Dz.U. z 2012 r. poz. 572 ze zm.) 31 grudnia 2014 r. upłynęła kadencja rzeczników dyscyplinarnych. Nie wiadomo jednak, czy nowy przepis dotyczy tylko rzeczników powołanych przez ministra, czy też przez rektorów. Resort nauki wydał interpretację precyzującą, że chodzi tylko o tych pierwszych. Czy to załatwia sprawę?
Obawiam się, że nie. Pomyłki w legislacyjnej produkcji się zdarzają. Pytanie brzmi: jak dalece można ministerialnymi komentarzami je poprawiać, czy wręcz tłumaczyć ustawę wbrew jej literalnemu brzmieniu. Od jakiego momentu kończy się interpretacja, a zaczyna prawodawstwo. To ostatnie bowiem leży – przynajmniej formalnie – poza ministerialną władzą. Problemem jest więc nie tyle wadliwa regulacja, co sposób jej załatwienia interpretacją zaproponowaną przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego (MNiSW). Przepis bowiem wskazuje wprost, że dotyczy on zarówno rzeczników powołanych przez ministra, jak i rektorów. Gdyby np. w kodeksie postępowania karnego omyłkowo wpisano, że „prokuratorzy tracą uprawnienia oskarżyciela publicznego z 31 grudnia 2014 r.”, a „od 1 stycznia 2015 r. powołuje się prokuratorów prokuratur wojewódzkich” z takim uprawnieniem, to czy wykładnia ministra sprawiedliwości tłumacząca, że utrata uprawnień obejmuje jedynie tych z likwidowanych prokuratur okręgowych, zostałaby uznana za wystarczającą, aby ci drudzy nadal mogli oskarżać?
Co zatem mogą zrobić uczelnie?
Mogłyby zerwać z zasadą brania na siebie rozwiązywania problemów prawnych, których nie spowodowały. Jeśli z jakiegokolwiek powodu przepis ustawy budzi wątpliwości, które mogą powodować poważne skutki w praktyce, to jego naprawa powinna nastąpić u źródła problemu. Komunikat MNiSW nie jest, przynajmniej jeszcze w tym roku, uznanym przez Konstytucję RP źródłem prawa. Opieranie się na interpretacji celu ustawodawcy w jego ministerialnym odczytaniu może więc nie wystarczyć. Dlatego Konferencje Rektorów mogłyby domagać się szybkiej korekty błędu w formie ustawy. Druga opcja to zawierzenie ministerialnym komunikatom lub założenie, że Sąd Apelacyjny w Warszawie, a także komisje dyscyplinarne, w tym odwoławcza przy Radzie Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego, nie będą miały innego stanowiska niż resort.
Jakie konsekwencje mogą ponieść szkoły wyższe, jeśli się okaże, że resortowa interpretacja jest negowana przez członków komisji czy sąd?
Jeśli obwinieni lub ich obrońcy przekonają uczelniane komisje dyscyplinarne, że istnieją poważne wątpliwości, iż rzecznicy podejmowali czynności, do których nie byli uprawnieni, bo skończyła się ich kadencja, całe postępowanie może być zniesione z przyczyn formalnych. Gdy komisja odwoławcza przy Radzie lub sąd nie podzielą ministerialnego podejścia, koszty procesowe i ewentualnie odszkodowawcze poniosą uczelnie, a może i członkowie ich komisji dyscyplinarnych. MNiSW może wtedy przypomnieć, że jego interpretacje czy intencje nie stanowią prawa.