Szkołom wyższym nie opłaca się prowadzić studiów wieczorowych. Brakuje na nie chętnych.
Uczelnie mniej zarobią na czesnym / ShutterStock
Osoby, które chcą pracować w dzień, a studiować wieczorami, mogą mieć problem ze znalezieniem odpowiedniej uczelni. Mimo że te prześcigają się w wymyślaniu nowych kierunków studiów, to jednocześnie rezygnują z prowadzenia nauki popołudniami w zwykłe dni tygodnia. Zdarza się, że nawet jeśli szkoła przyjmie kandydatów na takie studia, nie uruchamia ich, bo nie jest to opłacalne.
– Po prostu grupa studentów nie jest tak liczna, jakbyśmy oczekiwali. Dlatego te zajęcia nie ruszają – informuje Magdalena Kozak-Siemińska, rzecznik prasowy Uniwersytetu Marii-Curie Skłodowskiej w Lublinie.

Pozostają weekendy

Jedną z uczelni, która zrezygnowała z prowadzenia studiów niestacjonarnych w trybie wieczorowym jest Uniwersytet Warszawski (UW). W roku akademickim 2013/2014 nie uruchomił ich na kierunkach: socjologia stosowana i antropologia społeczna, arabistyka, sinologia, politologia (w ramach specjalności marketing i doradztwo polityczne, studia europejskie, administracja publiczna) oraz bezpieczeństwo wewnętrzne.
– Powodem jest brak kandydatów. Przypuszczam, że w kolejnych latach mogą one po prostu być zlikwidowane – uważa Anna Korzekwa, rzecznik UW.
Wiele studiów prowadzonych popołudniami nie ruszyło też na Uniwersytecie Łódzkim. Chodzi o biologię, biotechnologię i mikrobiologię oraz filologię angielską. Na ten rok akademicki zrezygnowano w ogóle z rekrutacji w tym trybie na archeologię, psychologię i filologię germańską.
Takich studiów w ogóle nie prowadzą Uniwersytet Przyrodniczo-Humanistyczny w Siedlcach, Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie, Uniwersytet Zielonogórski czy Akademia Górniczo-Hutnicza (AGH) w Krakowie.
– Ostatnie takie studia zamknęliśmy na Wydziale Matematyki Stosowanej. O czymś takim jak studia wieczorowe nasza uczelnia dawno już zapomniała – przyznaje Bartosz Dembiński, rzecznik AGH.
Nie cieszą się one zainteresowaniem także na innych uczelniach technicznych.
– Od kilku lat wyraźnie spada ich popularność – potwierdza Ewa Chybińska, rzecznik Politechniki Warszawskiej (PW).
Wyjaśnia, że jeszcze do 2012 r. uczelnia prowadziła nabór na trzy kierunki w tym trybie: informatykę, elektronikę i telekomunikację, a także mechanikę i budowę maszyn. Obecnie z powodu małego zainteresowania kandydatów PW oferuje takie studia tylko na jednym kierunku (elektronika i telekomunikacja).

Dawna popularność

W przeszłości te studia były oblegane.
– W czasie wyżu demograficznego w latach 2007/2008 tego typu studia cieszyły się znacznie większą popularnością. Decydowały się na nie osoby, którym nie udało się podjąć studiów dziennych – mówi Anna Korzekwa.
Ci ostatni kształcili się, licząc na możliwość przeniesienia się na studia bezpłatne.
Uczelnie nadal prowadzą natomiast rekrutację na studia zaoczne, chociaż ich też dotyczy spadek zainteresowania.
– Realizowane są one podczas zjazdów weekendowych, dają możliwość wyboru szkoły i kierunku niezależnie od miejsca zamieszkania. Raz na dwa tygodnie mogą do nas przyjechać studenci nawet z najbardziej oddalonych miejsc w Polsce, i tak się dzieje. A internet i jego wykorzystanie w dydaktyce zapewnia dodatkowo kontakt studiujących z uczelnią i wykładowcami – mówi Ewa Chybińska.
Dodaje, że nawet dla miejscowych studia zaoczne są lepszą formą niż te wieczorowe, bo codzienne zajęcia po pracy są męczące.
– Bardzo trudno łączyć zatrudnienie ze studiowaniem w tym trybie – potwierdza Anna Korzekwa.
Zazwyczaj na studia wieczorowe przeznaczonych jest też więcej godzin zajęć dydaktycznych niż na zaoczne.
– Jest ich tyle samo lub niemal tyle samo co na stacjonarnych – informuje Anna Korzekwa.
W efekcie kandydaci na studia stoją przed wyborem: albo podejmuję studia dzienne, które utrudniają podjęcie pracy na etat, albo w okrojonej formie w soboty i w niedziele.

Jest sposób

Studia prowadzone popołudniami rzadko zapewniają też prywatne szkoły wyższe. Nie ma ich w swojej ofercie np. Krakowska Akademia Andrzeja Frycza Modrzewskiego (KAAFM) w Krakowie. Ostatnio akademia rozważała czy ten tryb studiów wprowadzić na studiach doktoranckich.
– Chodziło o dostosowanie oferty ćwiczeń i wykładów dla doktorantów, którzy pracują, tak aby mogli łatwiej łączyć pracę z kształceniem – mówi prof. Jerzy Malec, rektor KAAFM.
Jednak ostatecznie uczelnia wycofała się z tego pomysłu. Za studentów dziennych otrzymuje bowiem dotację z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego (MNISW), a studenci wieczorowi sami musieliby płacić za całą naukę. Uczący się na tym rozwiązaniu jednak nie stracili.
– Po prostu przesunęliśmy godziny zajęć na bardziej dostosowane do potrzeb doktorantów, którzy wykonują obowiązki służbowe – informuje prof. Jerzy Malec.
To zgodne z prawem. Potwierdza to resort nauki.
– Nie ma żadnych wytycznych, które mówią, że studia dzienne mają odbywać się wyłącznie od godziny np. 8 do 16 – mówi prof. Marek Ratajczak, wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego.
Dodaje, że uczelnie mają autonomię w zakresie układania planów studiów. To wewnętrzna sprawa szkół wyższych.
– Dopiero gdy studenci zaczęliby się skarżyć, że np. podjęli studia dzienne, a przychodzą na zajęcia od 15, mamy podstawy, aby przyjrzeć się sytuacji – zapewnia prof. Marek Ratajczak.
Zaznacza jednak, że godziny rozpoczęcia wykładów to i tak indywidualna sprawa uczelni.
– Moglibyśmy interweniować, jeśli na jednym wydziale studia, za które płaci budżet, na tym samym kierunku byłyby prowadzone formalnie w jednym, a w rzeczywistości w dwóch różnych trybach. Np. jeśli studenci mieliby 20 godzin zajęć tygodniowo, a inni 10. Wtedy mogłoby zaistnieć podejrzenie, że szkoła stara się studentów wieczorowych zaliczyć do grupy studiów stacjonarnych, które są opłacane ze środków publicznych – wskazuje.
Takie sygnały dotychczas nie dotarły do resortu nauki.
– To jest jednak możliwe – przyznaje prof. Marek Rocki, przewodniczący Polskiej Komisji Akredytacyjnej.
– Nawet w mojej macierzystej uczelni studenci stacjonarni kończą zajęcia po 20, ale jest to spowodowane małą liczbą sal, w których prowadzone są zajęcia – dodaje.