To, co może faktycznie dziwić, to fakt, jak bardzo państwo, które przecież firmuje dyplomy wydawane także przez prywatne uczelnie powagą swojego majestatu, jest w tych wszystkich przypadkach bezradne. A może raczej nieskore, by zabierać głos i stanowczo reagować. Wystarczy przyjrzeć się ostatnim aferom w wyższych szkołach – wszyscy o nich wiedzieli, dyskutowali, pisała o nich lokalna prasa, a Ministerstwo Nauki nie dostrzegało problemu. Choćby taka Wyższa Szkoła Menedżerska w Legnicy – skargi na szkołę studenci ślą od lat, resortowa komisja, która badała sprawę już w 2011 r., wydała miażdżącą opinię. I co? Nic. Uczelnia nadal działa. A powinno być tak: nie spełniacie norm, oszukujecie, naciągacie, wyłudzacie pieniądze, tracicie prawo nazywania się szkołą wyższą. Wasze dyplomy tracą państwowy atest. I koniec.
Oczywiście – możecie sobie działać dalej. Jeśli znajdą się naiwni, którzy będą chcieli wam płacić za coś, co nie ma żadnej wartości – wasz dyplom. Takich „uniwersytetów” działa na świecie całkiem spora liczba i jakoś sobie radzą. Także ich klienci są zadowoleni. Weźmy taki Rochville University (i jego liczne spółki córki, jak np. Belford University) – fantastyczna sprawa. Za umiarkowaną opłatę – już od kilkuset dolarów – można w tej szkole zrobić każdy dyplom, nawet doktorat. Przyślą ci go do domu kurierem. W razie potrzeby można poprosić o rozłożenie opłaty na dogodne raty. Szkoła ma skrzynkę pocztową utrzymywaną w Teksasie, ale przesyłki do jej studentów przychodzą z takich krajów jak Pakistan czy Zjednoczone Emiraty Arabskie. Zresztą, co to ma do rzeczy: Dubaj czy Legnica, wszyscy wiedzą, o co chodzi, sprawa (a raczej przekręt) jest czysta. I ja to rozumiem. Tylko tak sobie myślę nieśmiało, że w tego typu przewałach nie powinno brać udziału państwo.