Wójtowie, burmistrzowie i prezydenci miast, niepopierający PiS, na różne sposoby chcą udowodnić, że reforma oświaty to gigantyczny niewypał.
Niektóre władze lokalne nie zamierzają się pogodzić z tym, że reforma edukacyjna zacznie obowiązywać od września 2017 r. Biorą stronę części mieszkańców oraz nauczycieli i nie chcą się zgadzać na likwidację gimnazjów.
Dariusz Woźniak, wójt gminy Rusiec, w rozmowie z DGP przyznał, że nie będzie dokonywał żadnej zmiany sieci szkół, i chce, aby wszystko pozostało po staremu, bo obecne placówki dobrze funkcjonują. – Obwody szkolne, które wyznaczyłem w 2003 r., są niezmienne i nie zamierzam w nie ingerować – dodaje. – Nie boję się zarządu komisarycznego ani premiera, ani prezydenta. Obawiam się tylko mieszkańców, którzy tak jak ja sprzeciwiają się tej reformie – mówi Woźniak.
– Możemy w tym wypadku mówić o jawnej anarchii. Dla wszystkich samorządowców, którzy nie respektują uchwalonego prawa, powinien być wprowadzony zarząd komisaryczny – deklaruje Mirosław Chrapusta, dyrektor wydziału prawnego i nadzoru w Małopolskim Urzędzie Wojewódzkim w Krakowie.
– Z moich informacji wynika, że wdrażanie reformy bojkotują Częstochowa i Żarki. Urzędnicy nie chcą z nami współpracować, nie zależy im na dobru uczniów i rodzica. Mam wrażenie, że chcą udowodnić rządowi, że zaproponowane zmiany nie sprawdzą się i że są złe – twierdzi Sławomir Wittkowicz, przewodniczący Branży Nauki, Oświaty i Kultury w Forum Związków Zawodowych.
– My niczego nie bojkotujemy. Prezydent miasta przedstawił radzie projekt uchwały w sprawie sieci szkół, który przewiduje zmniejszenie liczby placówek o dwie. A głosami radnych PiS i organizacji zrzeszających mieszkańców jej nie podjęto – odpowiada Ryszard Stefaniak, wiceprezydent Częstochowy.
Do bojkotu reformy nie przyznaje się też Klemens Podlejski, burmistrz miasta i gminy Żarki. – To jest chyba jakiś żart, że ja bojkotuję reformę. Przecież wspólnie z radnymi zdecydowaliśmy, że gimnazjum zostanie przejęte przez szkołę podstawową. Z kolei kurator chce, aby były dwie podstawówki, w tym jedna w miejsce wygaszanego gimnazjum. Nikt mi nie zapłaci za utrzymywanie dwóch szkół, jeśli dzieci w jednym roczniku mam 37. Jeśli będzie negatywna opinia kuratora, to odwołam się do sądu administracyjnego, ale nie spocznę, bo mam do tego prawo. Takiego działania nie można nazywać bojkotem i straszyć mnie usunięciem ze stanowiska – mówi Klemens Podlejski.
Zdaniem Mirosława Chrapusty również radni, którzy dopiero myślą o przyłączeniu się do bojkotu, powinni liczyć się z konsekwencjami. Możliwość ich wyciągnięcia dają wojewodzie art. 96 i 97 ustawy o samorządzie gminnym. Zgodnie z nimi w razie powtarzającego się naruszenia przez radę gminy konstytucji lub ustaw Sejm, na wniosek prezesa Rady Ministrów, może w drodze uchwały rozwiązać radę gminy. W przypadku rozwiązania premier, na wniosek ministra spraw wewnętrznych i administracji, wyznacza osobę, która do czasu wyboru rady gminy pełni jej funkcję. Przepisy mówią też, że w sytuacji gdy wójt dopuszcza się powtarzającego naruszenia konstytucji lub ustaw, to wtedy wojewoda wzywa go do zaprzestania naruszeń, a jeśli wezwanie to nie odnosi skutku – występuje z wnioskiem do premiera o jego odwołanie. W przypadku odwołania wójta premier, na wniosek ministra spraw wewnętrznych i administracji, wyznacza osobę, która do czasu wyboru wójta pełni jego funkcję.
– Na szczęście przepisy wprowadzające prawo oświatowe w dużej mierze mówią o tym, że jeśli sieć szkół nie zostanie przez radnych i wójta zmieniona, reforma i tak wchodzi w życie. Wojewoda może też wydać uchwałę zastępczą, kiedy przepisy to przewidują, ale w przypadku przepisów wdrażających reformę nie ma takich rozwiązań – dodaje Mirosław Chrapusta.
Inni prawnicy wskazują, że rząd jest sobie trochę sam winien. Zaproponował bowiem takie przepisy, które samorządom pozwalają na bojkotowanie reformy.
Aurelia Michałowska, mazowiecka kurator oświaty, w rozmowie z DGP przyznaje, że samorządowcom odmawiającym wdrożenia reformy szkolnej nic nie grozi. To stwierdzenie oburzyło część oświatowych związków zawodowych.
– Gratuluję takiego podejścia do sprawy, pani kurator. Przecież wójt jawnie dopuszcza się niedopełnienia obowiązków służbowych, za co powinien być usunięty ze stanowiska – nie ma wątpliwości Sławomir Wittkowicz z Forum Związków Zawodowych.
Zapytaliśmy resort edukacji narodowej, czy zamierza wyciągać konsekwencje wobec osób, które planują zbojkotowanie zmian.
– W przypadku gminy Rusiec są dwa zespoły szkół i z mocy prawa nie będzie naboru do gimnazjów, a obecna podstawówka stanie się ośmioklasowa. Zdajemy sobie sprawę, że można wprowadzić zarząd komisaryczny, ale chcemy wszelkie tego typu sprzeciwy załatwić polubownie – wyjaśnia Anna Ostrowska, rzecznik Ministerstwa Edukacji Narodowej.
– Mieszkańcy powinni ocenić, czy taka bierna postawa wójta jest właściwa. Nasi kuratorzy w terenie negocjują z samorządami takie rozwiązania w sprawie sieci szkół, które będą dogodne dla rodziców i uczniów – przekonuje.