Miała być wzorem dla innych, stanowiąc motor napędowy całego regionu. Ale metropolia górnośląska na razie ma problem z wystartowaniem, bo trwa spór o to, kto ma nią zarządzać.
Górnośląsko-Zagłębiowska Metropolia formalnie zacznie funkcjonować 1 stycznia 2018 r., przygotowania nie są jednak łatwe.
Trudne początki
Zgromadzenie metropolii nie było w stanie w tym tygodniu wybrać zarządu wraz z przewodniczącym. Obrady przerwano aż do 12 września. Co prawda, za kandydaturą Marcina Krupy, prezydenta Katowic i pełnomocnika rządu ds. utworzenia metropolii, opowiedziała się większość gmin wchodzących w skład metropolii (22), to jednak za mało, by taka decyzja była wiążąca. Od głosu wstrzymało się 14 gmin, a pięć było przeciw. Tymczasem obowiązuje zasada podwójnej większości (związanej z liczbą gmin i ilością reprezentowanych przez nie mieszkańców). – Zaczyna się ujawniać to, czego się obawialiśmy, czyli ryzyko paraliżu decyzyjnego przy tej formule głosowania – przyznaje jeden z włodarzy gmin tworzących metropolię.
Problem jest poważny, bo klincz w związku z walką o stołki blokuje inne decyzje, odnoszące się bezpośrednio do funkcjonowania samej metropolii. Na zgromadzeniu miały być rozpatrzone projekty uchwał w sprawie uchwalenia jej budżetu oraz wieloletniej prognozy finansowej na lata 2017–2020. Miały również zapaść decyzje o kształcie statutu związku metropolitalnego.
Eksperci nie mają wątpliwości. Takie problemy źle wróżą metropolii na przyszłość. – W tym momencie może dojść do paraliżu, którego ustawodawca nie przewidział, bo cały harmonogram powstawania metropolii może się posypać – wskazuje dr Stefan Płażek z Katedry Prawa Samorządu Terytorialnego Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Na razie obserwujemy problemy z wyłonieniem władz związku metropolitalnego. A co jeśli w przyszłości trzeba będzie podejmować decyzje dotyczące wspólnych inwestycji czy przedsięwzięć? W tym kontekście system podwójnej większości jest niestety paraliżujący, bo każdy gra na swoje. Dlatego, szukając remedium na te problemy w pierwszej kolejności, należałoby rozważyć zmianę formuły głosowania – dodaje dr Płażek.
W podobnym duchu wypowiada się Maciej Kiełbus z Kancelarii Prawnej Dr Krystian Ziemski & Partners. – Mamy co prawda do czynienia z projektem pionierskim, ale sytuacja jest niepokojąca także na poziomie ogólnym, jeśli chodzi o współpracę jednostek samorządu terytorialnego. Bo to dowodzi, że samorządowcom trudno jest się wspiąć ponad pewne swoje partykularne interesy. Mam jednak nadzieję, że gdy gra o stanowiska się skończy, zacznie się merytoryczna praca już w lepszej atmosferze – podkreśla ekspert.
Poprzedni rząd PO–PSL chciał umożliwić tworzenie związków metropolitalnych na mocy jednej, uniwersalnej ustawy. PiS jednak był innego zdania. W naturalny sposób uśmiercił ustawę PO–PSL z 2015 r. (nie wydając do niej aktów wykonawczych), a zamiast tego stwierdził, że będzie przygotowywał ustawy pod konkretne obszary. Stąd obowiązująca już ustawa dla Śląska, a także kompletnie nieudana inicjatywa legislacyjna dotycząca metropolii warszawskiej (projekt poselski PiS spotkał się z miażdżącą krytyką samorządów).
Założenie było takie, że inicjatywa na Śląsku będzie swego rodzaju pilotażem. W trakcie politycznych awantur o metropolię warszawską dla kontrastu wielokrotnie wskazywano na to, w jak odmiennej i produktywnej atmosferze trwały przygotowania do powstania Górnośląskiego Związku Metropolitalnego.
Problemy poza metropolią
Dziś to przekonanie o Śląsku jako wzorze do naśladowania nie jest już tak powszechne. Przy okazji uwidaczniają się coraz większe obawy wśród tych, którzy w skład metropolii nie weszli. Takie sygnały płyną już m.in. od mieszkańców Bielska-Białej i Częstochowy (a konkretnie Stowarzyszenia Niezależni.BB oraz Stowarzyszenia Mieszkańcy Częstochowy). We wspólnym apelu wskazują na niebezpieczeństwo powstania województwa dwóch prędkości wskutek powołania do życia metropolii. – Już obecnie obserwujemy dominację interesów i problemów górnośląskich nad problemami i interesami nieśląskich części województwa – wskazują autorzy pisma.
Dlatego proponują m.in. dekoncentrację instytucji szczebla wojewódzkiego (wychodząc z założenia, że nie ma powodu, by wszystkie instytucje regionalne miały swoje siedziby wyłącznie w Katowicach i bezpośredniej okolicy), większe wsparcie dla systemów ponadlokalnej komunikacji zbiorowej na terenach poza metropolią czy większe wsparcie finansowe dla programów edukacji regionalnej. – W przeciwnym razie narastać będzie zjawisko dezintegracji społecznej województwa, które prędzej czy później doprowadzi do jego rozpadu – przestrzegają autorzy apelu.
Rzecz w tym, że te dezintegracyjne zjawiska już po części mają miejsce. Kilka dni temu prezydent Częstochowy Krzysztof Matyjaszczyk ponownie zaapelował do PiS o wyodrębnienie województwa częstochowskiego. Oficjalnie jako powód prezydent miasta podaje kwestię środków unijnych. – Częstochowa nie ma już czasu. Prace te powinny być zsynchronizowane z kalendarzem programowania środków europejskich, aby nowy region mógł być brany pod uwagę przy podziale funduszy w nowej perspektywie unijnej po 2020 r. – przekonuje Krzysztof Matyjaszczyk. Jednak część naszych rozmówców łączy te dążenia z powstającą właśnie metropolią.