NFZ i placówki medyczne boją się nadchodzącego roku. Wygląda na to, że sytuacja finansowa będzie fatalna i odbije się na chorych.
Mimo że w planie finansowym NFZ na 2017 r. znalazło się o 4,2 mld zł więcej niż rok wcześniej, dostęp pacjentów do leczenia i tak będzie mniejszy. Powód? Podwyżki dla pielęgniarek i poprawa finansowania części terapii spowodują, że pieniędzy na zakup wizyt u lekarza i operacji nie będzie tak dużo, jak mogłoby wynikać ze statystyki. Widoczną na papierze nadwyżkę zjedzą również rosnące koszty działania placówek medycznych. Jednym z głównych powodów, jest podwyżka
płacy minimalnej i stawki godzinowej.
– Na zmniejszenie kolejek i poprawę dostępności lekarzy w przyszłym roku nie ma co liczyć – mówi w rozmowie z nami jeden z urzędników. – Sytuacja jest dramatyczna. W przyszłym roku może być mniej pieniędzy na leczenie niż w tym. Pomimo wzrostu składki rosną również zobowiązania funduszu np. z tytułu wzrostu wynagrodzeń pielęgniarek i położnych, finansowanych z budżetu na
świadczenia i kosztów wielu procedur. Nie można pominąć tego, że zmniejsza się również realna wartość tych środków – przyznaje Małgorzata Gałązka-Sobotka, wiceprzewodnicząca rady funduszu.
Niepokój o sytuację finansów na przyszły rok wyrażał również p.o. prezes NZF Andrzej Jacyna podczas spotkania z zespołem zajmującym się zdrowiem w Radzie Dialogu Społecznego. – Prezes
NFZ wyliczał, że nawet 14 na 16 oddziałów może być w gorszej sytuacji niż w tym roku – mówi jeden z członków zespołu.
Przykładem jest Mazowsze. Z planu finansowego oddziału funduszu wynika, że teoretycznie na świadczenia w przyszłym roku będzie o prawie 630 mln zł więcej. Jednak po uwzględnieniu kosztów może się okazać, że na leczenie będzie o 100 mln zł mniej niż w roku obecnym. Oto niektóre składowe: o 20 proc. zwiększyła się wycena stomatologii dziecięcej oraz część procedur szpitalnych dla najmłodszych realizowanych w szpitalach klinicznych – to dobry ruch. Od dawna postulowali to stomatolodzy i pediatrzy. W praktyce oznacza jednak, że choć pieniędzy dosypano, będzie ich akurat tyle, żeby przyjąć tylu pacjentów, ilu w zeszłym roku. Kolejnym pozytywnym działaniem – jednak nieprzekładającym się na większą dostępność – było podniesienie wyceny w opiece hospicyjnej.
Kolejna cegiełka to pensje pielęgniarek i położnych, które są wpisane w wycenę
świadczeń. Zgodnie z przepisami przez cztery kolejne lata z rzędu ich płace rosną o średnio 400 zł brutto. Obecnie zarabiają 800 zł więcej niż w połowie 2015 r. Od września 2017 r. dojdzie kolejne 400 zł. Na Mazowszu oznacza to wzrost wydatków w 2017 r. o blisko 150 mln zł, co wynika z szacunków jednego z ekspertów, z którymi rozmawialiśmy.
– Pielęgniarkom i położnym te
pieniądze się należą. Szkoda jednak, że rząd nie wysłuchał naszych próśb i nie zaplanował wzrostu wynagrodzeń także dla innych pracowników medycznych – mówił Andrzej Mądrala, wiceprezydent Pracodawców RP, podczas zjazdu Polskiej Federacji Szpitali. Lekarze, ratownicy i wiele innych grup też chcą podwyżek. Placówki nie mają na to pieniędzy.
To nie wszystko. Dyrektorzy szpitali boją się też rosnących kosztów utrzymania. – Jeden z przykładów: w tym roku na ochronę budynków wydawaliśmy 100 tys. zł, w przyszłym będzie to 250 tys. zł lub nawet więcej – wylicza Zbyszko Przybylski, prezes zarządu Szpitala Powiatowego we Wrześni. W sumie jego placówka potrzebuje o 855 tys. zł więcej niż w poprzednim roku. Jak tłumaczy Elżbieta Marciniak, główny księgowy, to szacunki uwzględniające projekt ustawy o sposobie ustalania najniższego wynagradzania zasadniczego pracowników wykonujących zawody medyczne zatrudnionych w podmiotach leczniczych.
Tymczasem propozycja kontraktu, który otrzymali na przyszły rok, jest nawet mniejsza niż w 2016 r. Dyrektorzy przekonują, że albo będą się zadłużali, albo oszczędzali na leczeniu pacjentów. Nawet stu dyrektorów szpitali odmówiło z tego powodu podpisania kontraktu na przyszły rok. Podkreślają, że muszą mieć dodatkowe pieniądze, m.in. by sfinansować wzrost pensji, który szczególnie widoczny będzie we wszystkich usługach dodatkowych: sprzątania, prania, pilnowania, dostarczania żywności. Ponadto koszt mediów – prądu czy wody – spowoduje o kilka procent wyższe nakłady.
Z samej zmiany pułapu pensji minimalnej w niektórych szpitalach wzrost kosztów wyniesie ponad 2 proc. W Łódzkim placówki wyliczają, że będą musiały zapłacić z tego powodu ponad 1,5 mln zł więcej. W Publicznym Zakładzie Opieki Zdrowotnej w Garwolinie NFZ zaproponował zwiększenie wynagrodzeń o 340,9 tys. zł na I półrocze 2017 r. Natomiast średnioroczny wzrost kosztów prowadzenia placówki to ok. 1,6 mln zł.
Niepokój wzbudza też planowane na przyszły rok utworzenie sieci szpitali. W dużym uproszczeniu oznacza to, że część szpitali ma otrzymać zagwarantowany budżet na leczenie – ale nie zawsze na wszystkie oddziały, które teraz prowadzi. Reszta, która nie spełni odpowiednich kryteriów, będzie musiała walczyć o kontrakty. Te mogą być o wiele mniejsze niż w tym roku, bo pieniędzy będzie mniej.
Fundusz zdaje sobie sprawę, że sytuacja nie jest dobra. Wśród pomysłów, jak zaradzić sytuacji, pojawiła się możliwość zaciągnięcia kredytu na poczet opłacania świadczeń dla pacjentów. Po to, by kolejki nie wzrosły jeszcze bardziej.
Szkopuł w tym, że to kreatywna księgowość. Zwłaszcza w kontekście tego, że i tak finansowanie zdrowia ma być od 2018 r. budżetowe.
Tajemnica politycznej marihuany
Losy ustawy wprowadzającej medyczną marihuanę stanęły pod znakiem zapytania. Posiedzenie podkomisji, na której miała być przez Ministerstwo Zdrowia przedstawiona ostateczna wersja projektu, zostało odwołane w ostatniej chwili. Kto i dlaczego to zrobił, nie jest jasne.
Początkowo komisja miała odbyć się w czwartek. Ostatecznie została przeniesiona na piątek. Jak wynika z rozmów z jego uczestnikami, wypracowano konsensus. Uprawą miałby się zająć Instytut Włókien Naturalnych i Roślin Zielarskich z Poznania (IWNiRZ).
– Przez dwie godziny omawialiśmy ostatnie poprawki do projektu ustawy – mówi w rozmowie z DGP dr Przemysław Baraniecki z IWNiRZ. Instytut posiada jeden z największych banków genotypów konopi w Europie. Obecnie specjalizuje się w uprawie tych, które mają niską zawartość THC (środka psychoaktywnego).
– Jeżeli będzie taka potrzeba, mamy zaplecze, aby zająć się uprawą konopi z wyższą zawartością THC – precyzuje dr Baraniecki. Susz ostatecznie trafiałby do aptek. Wszystko miałoby się odbywać pod ścisłą kontrolą. Jeden z pomysłów zakładał, że za nadzór nad uprawą i przechowywaniem surowca będzie odpowiedzialna Agencja Rynku Rolnego. Monopol na produkcję miałoby państwo.
O tym, że podkomisji (tej, na której miały zostać przedstawione ostateczne propozycje) nie będzie, zaproszeni goście dowiedzieli się w ostatnim momencie. – Przyczyny nikt nam nie wyjaśnił – mówi ekspert.
Z informacji DGP wynika, że wiceminister Jarosław Pinkas (który jest odpowiedzialny za ustawę ze strony resortu zdrowia) był gotowy do ostatniej chwili na udział w niej. Jak mówią w rozmowie z nami posłowie Kukiz’15 (projekt złożył poseł Piotr Marzec, a Ministerstwo Zdrowia przygotowywało poprawki), gdy pytali przewodniczącego podkomisji o powód, tłumaczył, że nie decyduje sam za siebie. Precyzował, że pewne decyzje podejmuje klub. – Mogło to być polecenie z Nowogrodzkiej (od prezesa Jarosława Kaczyńskiego – red.) – mówi jeden z posłów Kukiza. Pytani przez nas inni posłowie PiS nie podawali konkretów. Przekonywali, że sprawa jest... polityczna.
Poseł Marzec opowiada nam, że tego dnia spotkał na korytarzu prezesa partii Jarosława Kaczyńskiego i premier Beatę Szydło. Na pytanie, co się dzieje w sprawie marihuany, usłyszał, że to narkotyk i Polska nie będzie czegoś takiego uprawiała. Miało paść również stwierdzenie, że liczba chorych jest tak mała, że mogą sprowadzać lek z zagranicy. Piotr Marzec obawia się, że to może zablokować prawie gotową ustawę, która – jak przekonuje – mogłaby realnie pomóc pacjentom.