Dr hab. Agnieszka Mastalerz-Migas z Katedry i Zakładu Medycyny Rodzinnej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu podkreśliła, że to niedoszacowanie jest jednym z powodów powszechnego lekceważenia w Polsce zagrożenia grypą sezonową.
Z danych Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego-PZH w Warszawie wynika, że w sezonie grypowym 2015/2016 było ponad 4 mln zachorowań na grypę i podejrzeń zachorowań na tę infekcję. Ponad 16,1 tys. osób wymagało z tego powodu hospitalizacji, a 140 chorych zmarło.
„Zgonów z powodu grypy musiało być więcej, to niemożliwe, żeby było ich jedynie tak mało przy niewielkiej wyszczepialności naszego społeczeństwa przeciwko grypie. W sezonie 2015/2016 zaszczepiło się zaledwie 3,4 proc. populacji” - powiedziała prof. Brydak.
Dr hab. Mastalerz-Migas wyjaśniała, że lekarze podstawowej opieki zdrowotnej często wolą wpisywać do dokumentacji, że pacjent ma chorobę przeziębieniową, a nie grypę, ponieważ nie muszą jej wtedy raportować. Leczenie jest podobne jak w przypadku przeziębienia, które również jest pochodzenia wirusowego.
„Szpitale nie zawsze wykonują badania w kierunku grupy, gdy trafia do nich pacjent z zapaleniem płuc, które może być jej powikłaniem. Takie badania są bowiem dość kosztowne” – mówiła dr hab. Mastalerz-Migas. Dodała, że kiedy taki chory umiera, jako przyczynę wyjściową podaje się zapalenie płuc, a nie grypę, a bezpośrednią przyczyną zgonu w dokumentacji jest na ogół niewydolność krążeniowo-oddechowa.
Według specjalistki w systemie wykrywania grypy jest zaledwie 1,4 proc. lekarzy, a w minionym sezonie grypowym 2015/2016 przesłano zaledwie ponad 8,5 tys. próbek do zbadania w kierunku grypy. „W takiej sytuacji nie może być wiarygodnych danych epidemiologicznych dotyczących grypy w Polsce” – podkreśliła dr hab. Mastalerz-Migas.
Prof. Brydak powiedziała, że zachorowania z powodu grypy mogą się zdarzyć przez cały rok, a nie tylko w tzw. sezonie grypowym od jesieni do wiosny. Najwięcej zachorowań jest zwykle w pierwszych miesiącach roku, od stycznia do marca, ale czasami zdarzają się również latem. „W 2016 r. od maja do czerwca było w naszym kraju 30 potwierdzonych przypadków zakażenia grypą, a ostatnio odnotowano je również 29 sierpnia” – powiedziała.
Dr hab. Mastalerz-Migas zaproponowała, żeby wprowadzić bezpłatne szczepienia przeciwko grypie wśród osób po 75. roku życia, a jeszcze lepiej byłoby, żeby objęto nimi wszystkich emerytów. Osoby po 55. roku życia są w pierwszej kolejności wśród tych, u których szczepienia te są zalecane.
„Przeciwko grypie powinny się szczepić wszystkie osoby, w każdym wieku, również osoby zdrowe oraz te, które uważają, że nigdy na grypę nie chorują – podkreśliła prof. Brydak. – Szczepiąc się chronimy siebie, ale również inne osoby, na przykład ludzi starszych” .
Profesor dodała, że bzdurą są twierdzenia, że ktoś się zaszczepił przeciwko grypie, a potem zachorował. Jeśli nawet tak było, to świadczy to raczej o tym, że został zaszczepiony w niewłaściwym momencie, np. wtedy, gdy był przeziębiony - ale nie przyznał się do tego lub zostało to zignorowane.
„Odczyny poszczepienne po podaniu szczepionki przeciwko grypie zdarzają się, ale bardzo rzadko” – zapewniała dr hab. Mastalerz-Migas. Dodała, że co roku szczepi wielu pacjentów, ale w jej praktyce nigdy jeszcze nie zdarzył się odczyn poszczepienny po szczepionce przeciwko grypie. „Zresztą, nawet gdy do niego dojdzie, nie ma zagrożenia, świadczy to jedynie, że układ immunologiczny zareagował na podanie preparatu” – powiedziała.
Przewodniczący Rady Naukowej Ogólnopolskiego Programu Zwalczania Grypy prof. Adam Antczak powiedział, że w naszym kraju brakuje rozwiązań systemowych w programie szczepień ochronnych przeciwko grypie. W niektórych zawodach, np. w sektorze ochrony zdrowia, powinny być one obligatoryjne, tak jest np. w Stanach Zjednoczonych.
„W Polsce przeciwko grypie co roku szczepi się zaledwie od 6 do 8 proc. pracowników służby zdrowia” - powiedziała dr hab. Mastalerz-Migas. Szczepieniom tym poddaje się u nas 16 proc. emerytów, podczas, gdy w Wielkiej Brytanii – 70 proc.