Lekarz na egzaminie porozmawia z pacjentem symulowanym – według nowych standardów sprawdzane będzie, czy student medycyny umie się komunikować z chorym.

Po dziewięciu miesiącach resort edukacji i nauki pokazał wreszcie standardy, które będą musieli spełniać nowi studenci medycyny. Dokument określa, co musi umieć absolwent studiów medycznych i jak ta wiedza ma być sprawdzana. Ostatnia duża zmiana była w 2012 r., kiedy rządy Platformy chciały znieść staż lekarski. Potem były kolejne, ale nie było tam rewolucji. Obecne standardy mają wejść w życie od roku akademickiego 2024/2025.

To, co ostatecznie miało się w nich znaleźć, budziło duży niepokój środowiska medycznego. Lekarze podnosili, że nowo powstające uczelnie nie zawsze spełniają wymogi edukacji dobrej jakości.

Jak wynika z naszych informacji, do ostatniej chwili trwały rozmowy między resortami zdrowia a edukacji. Jedną z linii sporu były egzaminy praktyczne – zupełna nowość. Ostatecznie zostały, co oznacza, że każdy student będzie musiał nie tylko wykazać się wiedzą teoretyczną, lecz także przejść przez OSCE – Objective Structured Clinical Examination. Czyli w centrum symulacji np. pobrać krew, zrobić cewnikowanie czy przekazać choremu informację, że jest chory na raka. Nie wszystkie szkoły są do tego przygotowane. Część tzw. starych uczelni, jeszcze z pieniędzy unijnych, zbudowała centra symulacji. Nowe, w małych miejscowościach ich nie mają.

Profesor Leszek Domański, prorektor ds. klinicznych Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie, który jest współautorem zmienionych standardów kształcenia na kierunku lekarskim, mówi, że celem jest unowocześnienie nauki, a nie ułatwianie nowym szkołom kształcenia. – To początek, a świat tak szybko się zmienia, że zaraz trzeba je pewnie będzie znowu uaktualnić, np. o AI – dodaje. Jak podkreśla, chodziło o to, żeby wszyscy musieli wykazać się konkretnymi umiejętnościami. Zmianą jest także wprowadzenie „egzaminu z komunikacji”.

Profesor Piotr Ponikowski, prorektor ds. nauki, rektor Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, uważa, że „to rozsądny kompromis pomiędzy potrzebą zwiększenia liczby lekarzy w Polsce a jakością”. – Przesunięcie środka ciężkości z zajęć o charakterze teoretycznym na praktyczne jest w mojej ocenie kierunkiem właściwym. Student medycyny musi sprawnie rozpoznawać objawy, łączyć fakty i potrafić przystępnie tłumaczyć pacjentowi jego stan zdrowia oraz efektywnie komunikować się i współpracować w zespole medycznym. Położenie nacisku na te obszary kształcenia uważam za ważne i potrzebne – zaznacza.

Dwóch studentów, jeden lekarz

Na ostatniej prostej w dokumencie pojawiło się kilka zmian. Najwięcej kontrowersji wzbudza liczba studentów, którzy mają się uczyć w jednej grupie w szpitalu. Do tej pory tę kwestię regulowały same uczelnie. Środowisko mówi dość zgodnie, że optymalna liczba to dwójka uczących się na jednego lekarza. Praktyka była jednak różna. W pierwotnej wersji, jak wynika z analizy dokumentu, nie było żadnego zapisu. Ostatecznie zamiast dwóch jest mowa o maksymalnej liczbie pięciu studentów. Ale jest zostawiona furtka: „w przypadku gdy ich realizacja w takich grupach nie jest możliwa – mogą być realizowane w grupach liczących nie więcej niż 8 studentów”. Co to znaczy, że „nie byłaby możliwa”, nie jest już wytłumaczone.

– Jeżeli docelowo miałby być zniesiony staż, czyli rok praktyczny po szóstym roku, to kwestia liczby studentów podczas zajęć klinicznych jest kluczowa – mówi Sebastian Goncerz, szef Porozumienia Rezydentów. Wykładowcy akademiccy przyznają, że to prawda: dwóch asystentów ma szansę wziąć praktyczny udział w zajęciach, reszta tylko się przygląda.

Lub zamiast oraz

Środowisko lekarzy niepokoi też liczba zajęć, które mają się odbyć w centrach symulacji. Jak przekonuje Sebastian Goncerz, w standardach nie ma liczby godzin, które student musi spędzić z prawdziwym pacjentem. W centrum symulacji to wynajęty aktor, który udaje chorego. Tutaj pojawia się też zaskakująca zmiana. Jak wynika z naszej analizy projektu dokumentu z 2022 r. i ostatecznej jego wersji, w kilku miejscach słowo „oraz” zamieniono na „lub”. I tak nauka komunikacji ma się odbywać w warunkach symulowanych LUB klinicznych (czyli w obecności prawdziwego pacjenta). W pierwotnej wersji było słowo „oraz” – co zmuszałoby studenta do praktykowania również w lecznicy. Taka sama zmiana jest wprowadzona w opisie egzaminu: „weryfikacja osiągniętych efektów uczenia się w kategorii umiejętności w zakresie profesjonalnego komunikowania się z pacjentem (...) odbywa się w formie egzaminu praktycznego przeprowadzanego w warunkach symulowanych, w tym z udziałem pacjenta symulowanego, lub (zamiast wcześniejszego oraz) w warunkach klinicznych”.

Przemoc seksualna wobec dzieci

Resort zdrowia zgłosił do standardów głównie uwagi dotyczące przemocy. Zwracał uwagę, że zapis, iż absolwent kierunku medycznego zna i rozumie, co to jest przemoc, jest niewystarczający. Chciał, żeby doprecyzować m.in., że chodzi o przemoc w rodzinie, a także zobowiązać do umiejętności zakładania Niebieskiej karty. Zaproponował również wydzielenie zapisów dotyczących zagadnień związanych z przemocą seksualną wobec dziecka z katalogu zaburzeń i uzależnień oraz stworzenie oddzielnego punktu w brzmieniu: „zagadnienia dziecka maltretowanego i dziecka wykorzystywanego seksualnie i zasady interwencji w przypadku takich pacjentów”. Wszystkie uwagi zostały ostatecznie uwzględnione. Nie uwzględniono jednak prośby konsultanta krajowego w dziedzinie medycyny sądowej. On wnioskował o to, żeby przyszły lekarz umiał m.in. zidentyfikować przejawy patologii społecznych czy następstwa działania różnych rodzajów broni. ©℗