Duży pośpiech, fasadowe działania i nierozwiązane problemy – to główne zarzuty do pilotażowego programu poprawy żywienia w szpitalach. Eksperci podkreślają, że zmiany, w tym zwiększenie finansowania, są potrzebne, ale niewystarczające.

Ministerstwo Zdrowia skierowało do konsultacji projekt rozporządzenia w sprawie programu pilotażowego w zakresie edukacji żywieniowej oraz poprawy jakości żywienia w szpitalach – „Dobry posiłek w szpitalu”.

Zakłada on, że szpital, który weźmie udział w pilotażu, będzie zobowiązany do publikowania w internecie zdjęć serwowanych posiłków. – W mojej ocenie zawarty w rozporządzeniu obowiązek codziennego publikowania przez szpital dwóch zdjęć wybranych dań jest działaniem o silnym zabarwieniu wizerunkowym oraz rodzi pytanie, kto w takiej sytuacji miałby się tym zajmować – dział PR szpitala czy może dietetyk? – zastanawia się Daniel Mielnik z Polskiego Związku Zawodowego Dietetyków.

Nowe rozporządzenie ma poprawić jakość jedzenia szpitalnego. Zgodnie z projektem wyznaczona w szpitalu osoba dokona weryfikacji zgodności posiłku z jadłospisem oraz organoleptycznej oceny podstawowych parametrów każdego posiłku, obejmującej świeżość produktów, temperaturę, zapach oraz wygląd i konsystencję. Daniel Mielnik uważa, że weryfikacja poprzez sprawdzenie organoleptyczne jest problematyczna z powodu subiektywności tego typu oceny.

– Nadzór powinien być sprawowany przede wszystkim poprzez obiektywne wyznaczniki, takie jak np. kontrola standardów systemu HACCP, GHP czy GMP, oraz sprawdzanie jadłospisów i stopnia ich faktycznej realizacji – podkreśla dietetyk.

Pytanie również, kto zajmie się weryfikacją? Projekt wymaga zapewnienia nie mniej niż 0,5 etatu dietetyka na całą placówkę bez względu na jej rozmiar.

– W szpitalu często jeden dietetyk przypada na 500 i więcej łóżek, a wynagrodzenie jest bardzo niskie – uważa Natalia Mogiłko, dietetyczka kliniczna, prowadząca na Facebooku profil Dietetyk na dyżurze. – Przy wymiarze pół etatu nie wiem, jak dietetyk ma ustalić dobry jadłospis, sprawdzić firmę cateringową, przeliczyć wartości odżywcze diety i pójść do każdego pacjenta. Pacjent powinien być edukowany, a nie tylko dostawać kartkę z zaleceniami – zaznacza.

NFZ ma sfinansować program z własnych środków. Łączna kwota przeznaczona na pilotaż na rok może sięgnąć od kilkuset milionów złotych do ok. 1 mld zł. Szpitale, które wezmą w nim udział, mają otrzymać dodatkowo 25 zł dziennie na pacjenta.

Zdaniem ekspertów jednak pieniądze nie rozwiążą wszystkich problemów organizacyjnych z żywieniem. Jako patologię obecnego systemu Natalia Mogiłko wymienia pory wydawania posiłków.

– Pacjenci dostają śniadanie w godzinach 8–9, a kolację 16–17. Chodzi o to, żeby jedna osoba zdążyła wydać posiłki i po nich posprzątać. Pacjentom de facto serwuje się „post przerywany” z wydłużonym głodzeniem i ośmiogodzinną przerwą na jedzenie – ubolewa dietetyczka i dodaje, że trzeba by kompleksowo zająć się całą opieką dietetyczną, w tym znaleźć pieniądze na zapłacenie dwóm zmianom personelu wydającemu posiłki.

W projekcie uderza również błąd, który wcześniej popełniono, wprowadzając program pilotażowy „Dieta mamy”. Jadłospis jest ustalany na podstawie stanu zdrowia pacjenta, bez uwzględnienia kwestii światopoglądowych.

– Bez dobrego żywienia nie ma leczenia, tylko trzeba to zrobić mądrze – podkreśla dietetyk Natalia Mogiłko. – 25 zł więcej, żeby zaproponować pacjentowi do wyboru kotleta schabowego i de volaille’a, to nie rozwiązanie problemu. Osoba, która może takie rzeczy jeść, to jest pacjent najmniejszego ryzyka niedożywienia – uważa ekspertka.

Daniel Mielnik dodaje, że jednak niektóre jadłospisy faktycznie wymagają większych nakładów finansowych.

– Przykładowo koszt jadłospisu według założeń diety lekkostrawnej będzie niższy niż według diety bezglutenowej wymagającej zakupu odpowiednich produktów, by była ona ciekawa i odpowiednio zbilansowana, oraz utworzenia osobnego stanowiska do jej bezpiecznego przygotowania – wyjaśnia. ©℗