Szpital, który przystąpi do konkursu o unijne pieniądze, będzie musiał przygotować pełną dokumentację inwestycji. Placówki medyczne poniosą ogromne nakłady bez gwarancji, że dostaną dofinansowanie.
ikona lupy />
Unijne inwestycje w szpitalach / Dziennik Gazeta Prawna
Ministerstwo Zdrowia, które w nowej perspektywie finansowej odpowiada za konkursy na dotacje dla szpitali, zmusza placówki medyczne do podejmowania ryzyka inwestycyjnego. Żeby za unijne pieniądze wybudować np. nowy oddział, trzeba będzie zainwestować najpierw własne pieniądze w przygotowanie kosztownych dokumentów.
Podniesiona poprzeczka
W konkursach dla szpitali o dotacje z Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko (POIiŚ) nie będzie preselekcji, co oznacza, że podmiot ubiegający się o środki nie będzie mógł złożyć samego opisu projektu.
– Na etapie składania wniosku o dofinansowanie będzie wymagana pełna dokumentacja projektowa – projekt budowlany, kosztorys inwestorski i pozwolenie na budowę – potwierdza DGP Krzysztof Bąk, rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia.
Resort chce, żeby o unijne pieniądze ubiegały się te podmioty, które mają jasno skonkretyzowany pomysł. To kolejne z utrudnień w pozyskiwaniu dotacji na zdrowie w nowej perspektywie finansowej. Jak już pisaliśmy otrzymają ją tylko te projekty, które będą zgodne z mapami potrzeb zdrowotnych, a resort nad nimi dopiero pracuje. Konkursy dla szpitali będą więc opóźnione o rok. Jednak dla potencjalnych inwestorów bardziej uciążliwy może być brak preselekcji. Oznacza ogromne wydatki.
Miliony na architektów
Największym kosztem dla szpitali, które postanowią walczyć o unijne dofinansowanie, będzie opracowanie projektu budowlanego inwestycji.
– Szacuje się, że stanowi ono do 5 proc. wartości standardowej inwestycji. Może wynieść jednak nawet 10 proc., w przypadku gdy przedsięwzięcie przewiduje skomplikowane rozwiązania medyczne – wylicza Robert Ulass, zastępca kanclerza Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie.
– Przy wielkich inwestycjach szpitalnych o wartości rzędu 50 mln zł koszt projektu architektonicznego oznacza wydatek kilku milionów złotych. To są olbrzymie kwoty, których placówki nie są w stanie pokryć z kontraktu z NFZ – dodaje Grzegorz Willim, z Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc Oddziału Terenowego w Rabce-Zdroju, który w poprzedniej perspektywie finansowej za pieniądze z UE przebudowywał i doposażał jedną z klinik.
Na dodatek nie wiadomo, czy wydatki poniesione na przygotowanie dokumentacji projektowej będą kosztami kwalifikowalnymi, a więc czy szpitale będą mogły je odzyskać po uzyskaniu dofinansowania. Ministerstwo Zdrowia nie udzieliło DGP jednoznacznej odpowiedzi w tej sprawie.
– Regulaminy poszczególnych konkursów są obecnie w trakcie opracowywania – lakonicznie odpowiedział Krzysztof Bąk.
Tymczasem szpitale nie mają wolnych środków, a sytuację pogarsza to, że NFZ nie chce im płacić za wszystkie nadwykonania ratujące życie.
– Nie jest proste także pozyskanie finansowania zewnętrznego, bo banki nie chcą kredytować szpitali ze względu na ich sytuację finansową, a także długość kontraktów, które zawierane są tylko na rok – podkreśla Małgorzata Majer, prezes Stowarzyszenia Menedżerów Opieki Zdrowotnej (STOMOZ).
Co więcej, wydatki na opracowanie dokumentacji projektowej trzeba będzie ponieść, nie mając gwarancji, że uzyska się dofinansowanie.
– Jeśli projekt nie zakwalifikuje się w konkursie, pieniądze zainwestowane w opracowanie dokumentacji mogą okazać się wyrzucone w błoto – podkreśla Grzegorz Willim.
Będą ryzykować
Szpitale liczą na pomoc organów założycielskich.
– Będziemy musieli ponieść ryzyko związane z przygotowaniem pełnej dokumentacji. Mamy świadomość, że bez niej przegramy konkurs już w blokach startowych. To będą duże wydatki, ale będziemy je traktować jako wkład własny uczelni do projektu – podkreśla Robert Ulass, zastępca kanclerza Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie.
Natomiast marszałkowie województw liczą, że resort zdrowia jednak zmodyfikuje warunki konkursu.
– Dobrym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie wstępnej kwalifikacji w konkursach w POIiŚ. Gdyby na tym etapie nie była jeszcze wymagana pełna dokumentacja projektowa, można byłoby uniknąć ponoszenia zbędnych wydatków – uważa Wojciech Kozak, wicemarszałek województwa małopolskiego. – Konieczne jest również wydzielenie środków finansowych dla każdego z województw. Podobne rozwiązanie stosujemy w odniesieniu do powiatów w regionalnym programie operacyjnym, dzięki temu równomierny rozwój nie jest fikcją – dodaje Wojciech Kozak.
Resort nie obiecuje wiele.
– Rozważana jest możliwość składania kopii wniosku o pozwolenie na budowę w przypadku braku tej decyzji. Posiadanie jej byłoby wymagane na etapie podpisywania umowy o dofinansowanie – informuje Krzysztof Bąk.
To oznacza jednak, że potencjalni beneficjenci nie unikną przygotowania najbardziej kosztownej dokumentacji, bo na etapie uzyskiwania pozwolenia na budowę i tak wymagane jest przedłożenie projektu budowlanego.