Do osób uprawnionych do bezpłatnych leków mają już wkrótce dołączyć pacjenci powyżej 65. roku życia i dzieci. Jednak eksperci ostrzegają, że trzeba ten proces dobrze przygotować, inaczej zamiast korzyści będziemy mieli ogromne kłopoty.

Rząd do końca czerwca ma przyjąć projekt zmian w ustawie o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych oraz ustawie o refundacji leków, środków spożywczych specjalnego przeznaczenia żywieniowego oraz wyrobów medycznych. Przewiduje on m.in., że prawo do bezpłatnego zaopatrywania się w leki zyskają pacjenci, którzy nie ukończyli 18 lat lub są po 65. roku życia.

– Środowisko aptekarskie ocenia dodanie osób 65+ i 18- do listy pacjentów uprawnionych do darmowych leków bardzo pozytywnie – mówi Marcin Wiśniewski, reprezentujący Związek Aptekarzy Pracodawców Polskich Aptek (ZAPPA). – Takie rozwiązania stosuje się w innych krajach – są społecznie słuszne i potrzebne. Wprowadzenie tego rodzaju programu niesie jednak dla systemu kilka zagrożeń, którym trzeba zapobiec jeszcze przed jego wdrożeniem. Program należy przygotować i zrealizować, po pierwsze, zgodnie z interesem Polski, a po drugie – rozsądnie – dodaje.

Przedstawiciele pacjentów też oczywiście są zadowoleni.

– Jestem za tym, żeby dzieci miały bezpłatne leki – mówi Paweł Wójtowicz, prezes Fundacji MATIO Fundacja Pomocy Rodzinom i Chorym na Mukowiscydozę. – Nasza grupa pacjentów większość leków ma refundowanych. Ale na niektóre leki dla najmniejszych dzieci refundacja nie przysługuje, ponieważ producentowi na tym nie zależy i woli je sprzedawać jako OTC. Nie jest to drobny wydatek, bo chodzi o leki, które dzieci muszą zażywać do każdego posiłku. Kiedy rosną i zaczynają przyjmować wyższą dawkę, refundacja już im przysługuje – dodaje.

Leki lądują w koszu

To, że pacjent nie zapłaci za leki, nie oznacza, że one nic nie kosztują. Tymczasem często bywa tak, że pacjenci nie doceniają otrzymywanego benefitu. Przykładem takiego zjawiska jest nieodwoływanie przez pacjentów darmowych wizyt, ale również stosunek do otrzymywanych za darmo leków, które już dziś należą się różnym grupom pacjentów, np. osobom powyżej 75 roku życia.

– Mieliśmy swego czasu taki problem, że ludzie nie wykupywali leków, nie leczyli się, ponieważ leki były za drogie – mówi dr Piotr Merks, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Farmacji, wykładowca i ekspert branży farmaceutycznej. – Jednak obecne badania, np. brytyjskie, opublikowane w „British Medical Journal”, pokazują, że niskie ceny leków wcale nie spowodowały, że pacjenci lepiej stosują się do zaleceń lekarskich. Pokazują coś zupełnie nowego, mianowicie: leki darmowe lub sprzedawane z dużymi zniżkami trafiają po prostu do śmietników. Ludzie myślą, że jak coś jest za darmo, to nikt za to nie płaci. Zbierają leki na zapas, bo taki mają odruch – jeśli coś jest za darmo, to trzeba to kolekcjonować – wskazuje Merks i jako przykład przytacza pamiętne leki za 1 gr, które kończyły jako odpady w aptekach.

Wtóruje mu Marcin Wiśniewski.

– Obecnie pacjent płaci za leki, więc wykupuje te potrzebne mu na najbliższy czas, np. dwa miesiące. Gdy leki będą bezpłatne, bez wahania zrealizuje całą receptę na rok. Apteka będzie musiała więc zamiast kilku opakowań leku mieć na stanie kilkadziesiąt. To oznacza konieczność magazynowania, czyli ponoszenia wydatków na zakup tych leków. Trzeba będzie też więcej leków wyprodukować i zmagazynować w hurcie. To oznacza wzrost kosztów każdego z elementów łańcucha dostaw. Ale jest też inny aspekt tej sytuacji – interes płatnika. Jeżeli pacjent kupi darmowe leki na rok, a po miesiącu lekarz zmieni terapię, leki na 11 miesięcy, opłacone przez NFZ, trafią do kosza. I to bez refleksji pacjenta, bo przecież leki ma za darmo. To marnotrawstwo – zauważa ekspert.

Widzi w tym również problem związany z funkcjonowaniem samych aptek.

– Apteki kredytują płatnika, czyli Narodowy Fundusz Zdrowia. Dzieje się tak, bo apteka kupuje i magazynuje leki z własnych środków, a dopiero po wydaniu leku pacjentowi otrzymuje refundację z NFZ. Obecnie część ceny leku, średnio 65 proc., płaci pacjent, a pozostałe 35 proc. dopłaca NFZ po około miesiącu od wydania leku. Po wprowadzeniu programu darmowych leków 100 proc. ceny będzie oddawał NFZ, więc kwota kredytowana wzrośnie. To dla aptek ogromny problem, ponieważ już teraz 30 proc. z nich ma problemy z płynnością finansową. Marże na leki refundowane nie były waloryzowane od 11 lat i są tak niskie, że dziś niejednokrotnie apteka dopłaca do tego, żeby pacjent lek dostał – konkluduje Marcin Wiśniewski.

Szukanie oszczędności

Kolejne grupy osób uprawnionych oznaczają konieczność zwiększenia funduszy na refundację. Trzeba więc będzie szukać oszczędności. Jak zauważa dr Piotr Merks, pojawia się pytanie, czy będziemy mogli wykorzystać polski przemysł farmaceutyczny do tego, żeby zapewniał leki w dobrych cenach.

– Produkcja jest biznesem i producentom będzie zależało, żeby sprzedać jak najlepiej, co jest oczywiste i zrozumiałe – mówi. – Nie można ciągle negocjować w dół, kiedy wszystko idzie w górę – zaznacza. I dodaje, że można by zacząć korzystać z jeszcze tańszych produktów z innych kontynentów, ale przeprowadzane tam kontrole GMP (Good Manufacturing Practice – Dobra Praktyka Produkcyjna, czyli zestaw standardów przemysłowych przy produkcji leku) budzą wątpliwości.

– Może jestem złym prorokiem, ale uważam, obserwując też kraje anglosaskie, w których pracowałem, że tam, gdzie głównym nurtem jest wprowadzanie na rynek leków najtańszych, kończy się na producentach z Afryki i innych dalekich państw – obawia się ekspert.

Trzeba zgłaszać problemy

Doktor Piotr Merks widzi jeszcze jedno ryzyko związane z wprowadzaniem tańszych leków. Wskazuje na niedostatecznie rozwinięte w Polsce systemy raportowania o działaniach niepożądanych.

– Trzeba wreszcie zacząć na szeroką skalę raportować działania niepożądane. Kiedy pracowałem w Anglii czy innych krajach, rzeczywiście dużo było wad jakościowych różnych leków z importu. Jednak był tam doskonale rozwinięty system raportowania działań niepożądanych – zauważa ekspert.

Obecnie, zgodnie z prawem farmaceutycznym, zgłoszeń działań niepożądanych produktów leczniczych mogą dokonać osoby wykonujące zawód medyczny, pacjenci lub ich przedstawiciele ustawowi lub opiekunowie faktyczni, a także podmioty odpowiedzialne za wprowadzenie danego leku. W praktyce najczęściej zgłoszeń dokonują firmy farmaceutyczne, a roczna ich liczba wynosi ok. 20 tys. Pacjenci często nie zgłaszają pojawiających się problemów, a personel medyczny nie jest przygotowany na przyjmowanie zgłoszeń. Wśród osób wykonujących zawody medyczne pokutuje przekonanie, że to wyłącznie domena lekarzy.

– Jeśli będziemy mieli zasób leków jeszcze tańszych, bo tak się prawdopodobnie wydarzy, to musimy mieć doskonale rozbudowany system raportowania – mówi dr Merks. – Gdy pacjentowi coś się stanie, farmaceuta, lekarz czy ktokolwiek, kto ma ustawowy obowiązek raportowania zdarzeń niepożądanych, musi wywiązywać się z tego obowiązku. Ważne, żeby urzędy podejmowały szybko decyzje o wstrzymaniu problematycznych partii leków – uzupełnia.

Organizacja pracy aptek

Zmiany w refundacji sprawiają, że trzeba się zastanowić nad organizacją pracy aptek. Marcin Wiśniewski mówi, że dużo ułatwiłoby wprowadzenie tzw. prolongacji recept przez farmaceutę.

– Lekarz określałby termin następnej wizyty, a aptekarz wydawał leki na krótsze okresy i wyłącznie do czasu tej wizyty. Takie narzędzie, po pierwsze, realnie zwiększyłoby kontrolę specjalisty – aptekarza i lekarza – nad skutecznością terapii i stanem pacjenta, po drugie, nie powodowałoby ogromnych strat.

Wtóruje mu dr Piotr Merks.

– Nie wyobrażam sobie, żeby nowy system leków darmowych został wprowadzony bez udziału farmaceutów. W takich krajach jak Australia, USA, Kanada czy też np. Wielka Brytania jest coś takiego jak recepta kontynuowana, przy której odpytuje się pacjenta. Farmaceuta sprawdza, czy zostały leki z poprzedniej wizyty. Ważne jest to, żeby farmaceuta spowodował, że pacjent nie wyrzuci tych tabletek do kosza na śmieci albo nie wyleje do zlewu – mówi.

14 mln osób

Gdy patrzymy na całokształt problemów związanych z wprowadzeniem kolejnych grup uprawnionych do refundacji, staje się jasne, że nie jest to prosty zabieg, polegający na odgórnym wprowadzeniu zmian w refundacji leków. Według szacunków Ministerstwa Zdrowia grupa uprawnionych do skorzystania z nowych benefitów będzie liczyła 14 mln osób. Mówimy zatem o ogromnej i bardzo kosztochłonnej operacji. Tę kwestię podnosi również dr Merks.

Jeśli będziemy mieli na rynku dużo bardzo tanich leków, musimy mieć doskonale rozbudowany system raportowania działań niepożądanych

– System będzie generował bardzo wysokie koszty dla Polski i dla podatnika przede wszystkim, musimy mieć to na uwadze. Dlatego wprowadzenie darmowych leków powinno być doskonale przygotowane. Jednak, podkreślam, jest to dobry kierunek, tylko trzeba zadbać o dopracowanie wszystkich szczegółów, a przynajmniej dobrze zaplanować procesy – podsumowuje. ©℗