Rzecznik praw pacjenta idzie do prokuratury w sprawie zdalnej recepty bez badania.

Po naszym zawiadomieniu dotyczącym kupowania e-recept i e-zwolnień w sieci bez kontaktu lekarza z pacjentem oraz wystawieniu fikcyjnej dokumentacji medycznej jest reakcja ze strony rzecznika praw pacjenta. – W odniesieniu do wątku poświadczenia nieprawdy w dokumentacji medycznej sporządzamy właśnie zawiadomienie do prokuratury – mówi DGP Agnieszka Chmielewska, radca prawny z Biura RPP. Jak słyszymy, w tej sprawie rzecznik prowadzi postępowanie wyjaśniające, które dotyczy stosowania przez podmiot leczniczy praktyk naruszających zbiorowe prawo pacjentów do świadczeń zdrowotnych udzielanych z należytą starannością.

– Leki dostępne na receptę muszą być stosowane pod ścisłym nadzorem lekarza. Ich nieuzasadnione zażywanie może mieć poważne negatywne skutki dla pacjenta – mówi Agnieszka Chmielewska. O jakie niebezpieczeństwa chodzi? Między innymi o opóźnienie wdrożenia właściwego leczenia w przypadku braku rzetelnej diagnozy, niebezpieczeństwo wystąpienia działań niepożądanych, a nawet zagrożenie zdrowia i życia. – Przepisanie pacjentowi leku dostępnego na receptę bez zbadania pacjenta, bez znajomości jego historii choroby i leczenia, odzwierciedlonej w dokumentacji medycznej, jest działaniem nieprawidłowym. Analogicznie orzeczenie o niezdolności do pracy (zwolnienie lekarskie) także musi wynikać ze stwierdzonego przez lekarza stanu zdrowia pacjenta – podkreśla.

Rekordziści

Raport Centrum E-zdrowia dowodzi, że wystawianie recept bez konsultacji nie jest marginalnym zjawiskiem. Rekordzista w ciągu I kw. 2022 r. wystawił ponad 5,3 tys. recept. Gdyby poważnie traktować te dane, to lekarz musiałby wystawiać recepty co pięć minut. To, zdaniem ekspertów, nierealne.

Jeszcze nie ma pełnych danych dotyczących tego, jakie głównie leki są przepisywane przez internet. Analizy trwają. Z naszej wiedzy wynika, że na liście były leki psychiatryczne, ginekologiczne oraz antybiotyki.

Kłopot polega na tym, że nikt do końca nie wie, jak rozwiązać problem, by nie wylać dziecka z kąpielą. Chodzi o to, aby pozostawić funkcjonalność rozwiązań telemedycznych, ale nie kosztem zdrowia pacjenta. Jak wynika z nieoficjalnych rozmów, Ministerstwo Zdrowia analizuje m.in. wprowadzenie obostrzeń w zdalnej sprzedaży konkretnej listy leków (zwłaszcza psychiatrycznych), przy których mógłby istnieć obowiązek osobistej konsultacji.

Przesłuchania w toku

Jednym z rozwiązań, o którym mówi rząd, jest oczekiwanie, by samorząd lekarski ukarał tych, którzy łamią zasady etyki, narażając pacjentów. Jak wynika z naszych informacji, wczoraj przed Okręgową Izbą Lekarską w Lublinie odbyło się przesłuchanie pani doktor, która wystawiła dziennikarce DGP zwolnienia lekarskie. Z tamtejszej OIL słyszymy, że zgromadzony materiał jest wystarczający do prowadzenia sprawy przez rzecznika odpowiedzialności zawodowej lekarzy. Równolegle postępowanie prowadzi OIL w Warszawie. Dotyczy lekarza, który wypisywał e-recepty. Tutaj też zgromadzono już pełną dokumentację. Do przesłuchania jeszcze nie doszło. Ale, jak słyszymy nieoficjalnie, to kwestia przyjętej strategii działania. „Jest długotrwała, ale może okazać się skuteczniejsza” – słyszymy.

To działania podjęte m.in. po tym, jak bez najmniejszego problemu udało nam się uzyskać za pośrednictwem stron internetowych recepty i zwolnienia. Podkreślaliśmy nie tylko łatwość, z jaką udało nam się dokonać zakupu, lecz także to, że nie odbyła się teleporada, nie było kontaktu z lekarzem (choć miał on wszystkie niezbędne namiary). Postępowanie trwa także w ZUS. – To dla nas sprawa niezwykle ważna – słyszymy z kolei z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, który także wszczął kontrolę po naszym zawiadomieniu. Słyszymy, że sprawa jest wielowątkowa, skomplikowana i dlatego zebranie ustaleń może zająć jeszcze dwa–trzy miesiące. Ale problem dla ZUS jest znacznie bardziej złożony. Zakład kontroluje bowiem dokumentację medyczną, czyli co w niej jest, czy jest kompletna. A w przypadku kupionych przez nas zwolnień jest stworzona perfekcyjnie. Słyszymy także, że ZUS powinien dostać nowe narzędzia do prowadzenia takiej kontroli, bo dziś prawo nie nadąża za rzeczywistością.

Gry cenowe

Zmiany intensywnie zachodzą natomiast na samych stronach oferujących e-recepty i e-zwolnienia. Zmienił się cennik na stronach, na których kupowaliśmy te „usługi”. I tak recepty można kupić w atrakcyjnej cenie – już za 59,99 zł (poprzednia kwota – 65 zł), z kolei w górę o 20 zł poszły ceny zwolnień. Dziś trzeba za nie zapłacić 119 zł. Zmodyfikowane zostały również ankiety, które należy wypełnić przy zakupie. Poprzednio poza informacją, jakiego leku potrzebujemy, ilu opakowań, wypełniało się rubryki dotyczące dolegliwości, z powodu których przyjmowany jest lek, i ewentualnych alergii, chorób przewlekłych. Dziś ankieta jest bardziej rozbudowana. W przypadku recept pojawiły się pytania o ciążę, masę ciała i wzrost oraz o to, czy jest to kontynuacja leczenia. Przy zwolnieniu, poza datą zachorowania i liczbą dni, jeszcze niedawno był punkt, w którym trzeba było wpisać dolegliwość (z automatyczną sugestią np. „ostry ból kręgosłupa”). Teraz w tym miejscu pojawił się kafelek z hasłem: „Opisz dokładnie i rzetelnie dolegliwości”. ©℗