Wyrównanie wyceny świadczeń w hospicjach do maksymalnej stawki, jaką może otrzymać placówka, zwiększenie finansowania oraz zniesienie limitów – zdaniem ekspertów to niezbędne, jeśli w starzejącym się społeczeństwie opieka paliatywna ma nie być tylko deklaracją na papierze.

Liczba oczekujących do hospicjum? Przypadek pilny około stu. Przypadek stabilny – około tysiąca. Jednak kierownicy hospicjów mówią, że statystyka Ministerstwa Zdrowia to jedno. Drugie to rzeczywistość, w której pacjenci czekają nawet miesiącami. Największe problemy to, mimo zmian, brak dobrego finansowania oraz limity.
Prowadzący hospicja wskazują na absurd: niemal 90 proc. ich pacjentów to chorzy na raka. I po odesłaniu ze szpitala, w którym są leczeni bez limitu, muszą się z tymi limitami mierzyć. Liczba miejsc jest bowiem ograniczona i nie wystarcza ich dla wszystkich. Ministerstwo mówi, że NFZ ma swój budżet i musi pilnować wydatków. Nie planuje na razie zwiększać liczby chorych przyjmowanych do hospicjów. Resort podkreśla również, że jak jakiś ośrodek oferujący pomoc paliatywną przyjmie chorego ponad to, na co się umówił z NFZ, to fundusz zwróci za nadwykonania. Przekonuje, że w 2022 r. aż 99 proc. takich przypadków było opłaconych.
Zniesieniu ograniczeń na liczbę łóżek musi towarzyszyć lepsza wycena
Do ekspertów te argumenty nie trafiają: bo jeśli NFZ płaci, to czemu nie wprowadzić reguły? Hospicja nie żyłyby w niepewności, czy na pewno dostaną zwrot za dodatkowego pacjenta. Ponadto z rozmów z hospicjami wynika, że sprawa wcale nie jest jednoznaczna. – Za 2022 r. mieliśmy nadwykonanie na poziomie 40 tys. zł. Dla nas to duża kwota, bo jako organizacja pożytku publicznego nie prowadzimy działalności gospodarczej. Utrzymujemy się z kontraktu z NFZ i z 1,5 proc. z PIT. Bezskutecznie prowadzimy dziś korespondencję z funduszem – opisuje Jarosław Wach, dyrektor Centrum Opieki Paliatywnej „Betania” w Opolu.
Czy samo zniesienie limitów poprawiłoby sytuację? Tylko jeżeli byłoby odpowiednio podniesione finansowanie. I choć od połowy 2022 r. resort zdrowia wprowadza kolejne podwyżki – o 20 proc., potem o 12 proc. – hospicja mówią, że nadal nie pokrywa to inflacji oraz wzrostu wynagrodzeń. Sprawa jest pilna. W MZ słyszymy, że w Krajowym planie transformacji zagwarantowano do 2025 r. podwojenie dostępności do świadczeń opieki paliatywnej i hospicyjnej.
Stan zdrowia naszego pacjenta, który dotąd był w hospicjum domowym, pogorszył się na tyle, że trzeba go było przenieść na oddział. Fakt, kontrakt z NFZ obejmował 17 łóżek w hospicjum stacjonarnym. Dla tego człowieka musieliśmy stworzyć 18. To był wymóg chwili - opisuje Jarosław Wach, dyrektor Centrum Opieki Paliatywnej „Betania” w Opolu. I o to łóżko centrum prowadzi listowny spór z NFZ. - Fundusz tłumaczy, że ma plan finansowy i musi się go trzymać. Ale ja nie mogę sobie pozwolić na trzymanie wolnych miejsc w rezerwie, bo zapotrzebowanie jest olbrzymie.
To jedna z historii. Jednak resort zdrowia przekonuje, że nie widzi potrzeby zdejmowania limitów, bo jednak NFZ pokrywa większość nadwykonań. „Wartość finansowanych przez NFZ świadczeń opieki zdrowotnej w danym roku zdeterminowana jest poziomem środków zapisanych na ten cel w planie finansowym Funduszu. Określanie kwoty umowy jest narzędziem właściwego gospodarowania środkami finansowymi oraz fundamentem wypłacalności Narodowego Funduszu Zdrowia. W związku z powyższym, obecnie nie jest planowane wprowadzenie nielimitowania świadczeń w opiece paliatywnej i hospicyjnej” - tłumaczy MZ.
Ale dla kierowników hospicjów to nie argument. Wskazują, że brak limitów został wprowadzony przy leczeniu onkologicznym, a większość ich pacjentów to właśnie osoby z nowotworem. Przy opiece hospicyjnej dziecięcej resort i NFZ zdecydowały - tu limitów nie ma.
Ojciec dr Filip Buczyński z Ogólnopolskiego Forum Opieki Paliatywnej ocenia, że do hospicjum domowego czas oczekiwania to prawie dwa tygodnie. Do stacjonarnego dwa-trzy miesiące. Średnio. - Walczymy o to, by hospicja nie kojarzyły się z umieraniem, tylko z możliwością godnego spędzenia ostatniego etapu życia. Paradoks polega na tym, że trzeba mieć szczęście, by znaleźć tam szybko miejsce. Są osoby, które go nie doczekają - opisuje. Fakt, dodaje, MZ podnosi stawki. Jednak niedoszacowanie hospicjów to skutek zaniedbań ostatnich przynajmniej 15 lat. W efekcie trudno dziś znaleźć na rynku specjalistów do pracy. NFZ proponuje stawki, które są wygodne dla budżetu funduszu, nie dla hospicjów. Zapomina o inflacji, rosnącej płacy minimalnej i o tym, że trzeba też pokoje posprzątać, pacjentowi ugotować. - Przy takim stylu finansowania hospicjum powinno zależeć, by pacjentów było jak najmniej. I generalnie skupiać się na odmawianiu. Ale tak się nie da - ucina.
Brak dobrego dostępu do opieki paliatywno-hospicyjnej przekłada się na to, że obowiązki przejmują lekarze rodzinni. A ci wskazują, że nie zawsze mogą sobie pozwolić na częste wizyty domowe, ponadto lekarz POZ nie ma dobrego przygotowania do prowadzenia tego rodzaju chorych. W tym wkroczenia w odpowiednim momencie z lekami przeciwbólowymi, w czym mają doświadczenie lekarze pracujący z hospicjach.

Nierówności

To, co budzi sprzeciw środowiska, to różnice w wycenie opieki w zależności od placówki. Wskazują, że nawet w jednym województwie wynoszą kilkanaście, a nawet 20 proc. I apelują o wyrównanie do tej najwyższej. Jarosław Wach podkreśla, że placówki takie jak jego są pod ścianą i muszą godzić się na warunki NFZ. A te są różne dla różnych podmiotów i trudno pojąć, z jakiego klucza odbywa się naliczanie środków. - W naszym przypadku NFZ zaproponował 91 zł za punkt. Standardowy pacjent chorujący na nowotwór, bez żywienia pozajelitowego, w hospicjum stacjonarnym jest wyceniany na 6,1 pkt. To daje 555 zł. W hospicjum domowym to 1 pkt, czyli wyjściowe 91 zł. Fakt, to więcej niż na koniec ub.r., kiedy stawka wynosiła 79,92 zł - wylicza.
Resort uważa, że to problem placówek. Bo, jak tłumaczy, różnice w wysokości stawek wynikają głównie z kryterium ceny stosowanego podczas postępowań konkursowych w sprawie zawarcia umów. „Świadczeniodawca może zadeklarować niższą cenę od oczekiwanej ogłoszonej przez oddział wojewódzki NFZ w celu zdobycia dodatkowych punktów rankingujących ofertę. Wobec powyższego ujednolicenie stawek byłoby niesprawiedliwe wobec tych świadczeniodawców, których oferty zostały odrzucone lub zajęły niższą lokatę z uwagi na zadeklarowaną wyższą cenę w złożonej ofercie do prowadzonego postępowania konkursowego lub do rokowań (uzyskali niższą liczbę punktów w kryterium ceny)” - tłumaczył resort w odpowiedzi na jedną z interpelacji poselskich w tej sprawie.

Światełko w tunelu

Aneta Długosz ze Stowarzyszenie Opieki Hospicyjnej Ziemi Częstochowskiej także przekonuje, że stawka na świadczenia hospicyjne wyznaczona przez NFZ jest dalece niewystarczająca. - Dziś mamy 32 osoby na oddziale stacjonarnym, 350 w hospicjum domowym oraz 170 pod opieką poradni paliatywnej. I to jest wszystko, jeśli chcemy zrealizować bieżący kontakt i dostać kolejny. Dotyczy on pacjentów onkologicznych, a także w ostatnim stadium innych schorzeń. Jest jednak duża grupa pacjentów, którzy pozostają poza systemową opieką. To m.in. osoby po ciężkich, rozległych wylewach, udarach. Gdy wychodzą ze szpitala, rodzina zwykle nie jest w stanie zapewnić im opieki całodobowej - opisuje. I dlatego ona także uważa, że limity na wykonania w hospicjach powinny zniknąć.
Kluczowe pytanie więc brzmi, czy gdyby znieść limity, znalazłoby się miejsce dla wszystkich? Eksperci mówią: nie. Musiałby za tym iść wzrost finansowania. A to - owszem - ma miejsce. I to w ostatnich czasach całkiem spore. W tym roku wyceny mają być wyższe o 12 proc. To już druga podwyżka - wcześniej podniesiono wyceny o niemal 20 proc. Jednak eksperci wyliczają, że minimum, o które prosili, aby nadgonić inflację i wzrost kosztów działalności, było na poziomie 25 proc. Tym bardziej że do 2022 r. przez sześć lat nie było żadnej zmiany. Nie dość tego - w tym samym czasie coraz lepiej finansowani są specjaliści oraz lekarze rodzinni. A to spowodowało, według ekspertów, odpływ kadry. Przechodzą tam, gdzie praca nie jest aż tak trudna jak w hospicjum i gdzie jest lepiej płatna. I choć znowu dane pokazują, że liczba specjalistów rośnie, zdaniem naszych rozmówców może to się okazać niewystarczające wobec potrzeb.
Maciej Sokołowski, wiceprezes zarządu Stowarzyszenia Menedżerów Opieki Zdrowotnej, podczas jednej z komisji sejmowych wskazywał, że to spowodowało wyhamowanie w tego rodzaju opiece. Mimo rosnących potrzeb ze względu na starzejące się społeczeństwo. Tymczasem z danych wynika, że przyjęcia do opieki paliatywno-hospicyjnej nie tylko nie rosną, ale w niektórych rodzajach opieki wręcz spadają. Z takiej opieki w 2019 r. skorzystało 96,4 tys. pacjentów. W 2022 r. powinno ich być zapewnionych według szacunków 146 tys. A do 2025 r. - jak wynika z różnego rodzaju prognoz ministerialnych - wzrośnie zapotrzebowanie o 38 proc. Na zmiany mają być także przeznaczone pieniądze z KPO - przy przekształcaniu szpitali mają powstawać oddziały opieki długoterminowej lub placówki oferujące pomoc paliatywno-hospicyjną. Trwają też rozmowy, by dążyć - czego oczekuje od nas UE - do oferowania opieki zdeinstytucjonalizowanej blisko domu. Powołany został zespół ds. przygotowania strategii rozwoju.
Postulaty środowiska na tu i teraz są proste: wyrównanie różnic wyceny do tej maksymalnej stawki, zwiększenie finansowania oraz zniesienie limitów. ©℗
Różnice w wycenie z NFZ między poszczególnymi placówkami / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe