Mimo sprzeciwu komisji i zastrzeżeń proceduralnych kontrowersyjna ustawa reformująca finansowanie ochrony zdrowia była rozpatrywana przez Sejm w ekspresowym tempie.

Dopiero wczoraj wieczorem, już po zamknięciu tego wydania gazety, rozstrzygnęły się losy projektu nowelizacji ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty oraz niektórych innych ustaw. Sejmowa komisja zdrowia opowiedziała się bowiem za jego odrzuceniem w pierwszym czytaniu.
Ustawa ma odciążyć budżet państwa, dociążając plan finansowy NFZ. Dlatego nazywana jest „skokiem na kasę NFZ” – ze względu na przeniesienie części świadczeń, które dotąd były finansowane z budżetu (np. wysokospecjalistycznych czy ratownictwa medycznego), do Narodowego Funduszu Zdrowia. Jednak bez obowiązku przekazania na ten cel dodatkowych pieniędzy. Oznacza to, że finansowanie m.in. leków dla ciężarnych oraz seniorów, leczenia hemofilii czy HIV będzie obciążać składkę zdrowotną.

Niespodziewane zwroty akcji

Już na etapie posiedzenia sejmowej komisji zdrowia było widać, że procedowanie projektu nie będzie proste. Na samym początku odbyło się głosowanie dotyczące wyrażenia zgody na przeprowadzenie pierwszego czytania przed upływem siedmiu dni od przekazania posłom projektu. Tutaj pojawiła się pierwsza niespodzianka – o przystąpieniu do dalszych prac wobec równej liczby głosów za i przeciw zadecydował głos przewodniczącej Anny Kwiecień (PiS).
To nie koniec zwrotów akcji – po serii pytań i odpowiedzi przedstawicieli resortu zdrowia na wniosek Rajmunda Millera (KO) stosunkiem głosów 18 za do 16 przeciw komisja zarekomendowała odrzucenie projektu.
Wszystko rozstrzygnęło się na sali plenarnej – do odrzucenia rekomendacji komisji potrzebna jest zwykła większość. – Będziemy głosować. Wynik pewnie będzie inny, niż spodziewa się opozycja – informował przed głosowaniem Bolesław Piecha (PiS). Pytany, czy w przypadku przegłosowania wniosku o odrzucenie ustawy regulacje zostaną raz jeszcze wniesione – np. w formie poselskiego projektu, podkreślał, że takie decyzje zapadną dopiero po rozstrzygnięciu.
Posłowie opozycji przygotowali zestaw poprawek na wypadek wznowienia prac nad projektem. – Projekt mógłby zostać przyjęty wtedy, kiedy za tymi procedurami, które mają zostać przeniesione, zostały przekazane środki, które dotąd były na nie przeznaczane – podkreślał poseł Miller. Jak jednak przekonuje, nie ma nawet warunkowej zgody na przesunięcie wszystkich świadczeń. – Ratownictwo medyczne powinno podlegać władzom centralnym, bo jest to służba o specjalnym charakterze (tak jak np. straż pożarna). Na pewno nie wyrazimy też zgody na możliwość przekształcenia funduszu zapasowego NFZ w fundusz przeciw COVID-19 – wskazywał.
Wątpliwości dotyczące ratownictwa podziela również Maria Ochman, przewodnicząca sekcji zdrowotnej w NSZZ „Solidarność”. W trakcie debaty optowała za utrzymaniem obowiązujących mechanizmów finasowania, uzasadniając to choćby koniecznością pewnego zabezpieczenia pieniędzy na ten cel. Z kolei wiceminister zdrowia Maciej Miłkowski przekonywał, że na skutek wprowadzenia zmian organizacja całości systemu (związanego nie tylko z ratownictwem medycznym, ale również np. szpitalnymi oddziałami ratunkowymi) polepszy się.

Kasa nie dla szpitali powiatowych

W trakcie dyskusji w komisji zdrowia gorąco dyskutowano m.in. na temat przepisu, zgodnie z którym wyjątkowo w 2023 r. minister zdrowia będzie mógł wesprzeć finansowo inwestycje placówek leczniczych. Problem w tym, że – jak podkreśla strona społeczna – projekt wspomina o „szpitalach regionalnych”, co zdaniem samorządów niepotrzebnie różnicuje sytuacje poszczególnych lecznic. Z pomocy nie będą bowiem mogły korzystać ani szpitale miejskie, ani powiatowe, ani placówki, które funkcjonują w formie innej niż samodzielny publiczny zakład opieki zdrowotnej. Przedstawiciele partii rządzącej przekonywali jednak, że chodzi o pomoc państwową, przez co ograniczenia są konieczne.
Z takim podejściem nie zgadza się Marek Wójcik, ekspert Związku Miast Polskich. Podkreśla, że obecne przepisy tworzą wiele „bezpieczników”, które wskazują, jakie jednostki (niezależnie od ich formy organizacyjno-prawnej) mogą korzystać ze środków publicznych. Takie wsparcie może być przekazywane podmiotom, których co najmniej 50 proc. udziałów lub akcji pozostaje w rękach publicznych. – Gdyby ta ustawa była procedowana we właściwy sposób, to udałoby się nam we współpracy z ministrem zdrowia (a mamy też dobre przykłady tej współpracy) uniknąć błędnego zapisu, który po pierwsze w zupełnie nieuzasadniony sposób ogranicza możliwość finansowego wsparcia samorządów tylko w 2023 r., a po drugie ogranicza zakres podmiotów bardzo enigmatycznym stwierdzeniem, że są to podmioty regionalne – przekonywał.

(Nie)skok na kasę

W dyskusji nad projektem nie mogło zabraknąć również wątku finansowego, bowiem od początku prac przedstawiciele resortu zdrowia przekonują, że ustawa nie będzie miała wpływu na dostęp pacjentów do świadczeń. Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich, podkreśla jednak, że wraz z przeniesieniem świadczeń do NFZ jego koszty wzrosną o 7 mld zł, a do tego z jego funduszu zapasowego „zniknie” 5,5 mld zł, co w sumie daje ok. 13 mld zł, które przestaną być w dyspozycji Narodowego Funduszu Zdrowia.
– Kwota, którą przenosicie z budżetu państwa do NFZ, to 0,45 proc. środków, które płacą Polacy w ramach składki zdrowotnej. Tyle tracimy – argumentował Marek Wójcik, podkreślając konieczność wprowadzenia rekompensat.
Z kolei Filip Nowak, prezes NFZ, odpowiadając na pytanie, czy fundusz jest w stanie organizacyjnie i finansowo udźwignąć nowe obowiązki, podkreślał, że jest już plan na 2023 r., który powinien rozwiać wątpliwości. – Pragnę zauważyć, że plan pierwotny jest wyższy w stosunku do planu pierwotnego z 2022 r. o 29 mld zł. Oprócz tego w funduszu zapasowym mamy ponad 16 mld zł. W 2023 r. jesteśmy w stanie te zadania zarówno organizacyjnie, jak i finansowo zrealizować – zapewniał. ©℗
Etap legislacyjny
Projekt w trakcie prac w Sejmie