Od 12 do 61 zł będzie wynosić refundacja NFZ za poszczególne diagnozy medyczne – na dwa dni przed wejściem w życie nowych przepisów opublikowano stawki

Chodzi o pieniądze, które otrzymają placówki podstawowej opieki zdrowotnej (POZ) za zlecenie badań. Czy to zachęci lekarzy do kierowania pacjentów na pogłębioną diagnostykę od 1 lipca?
Kierownicy placówek mówią, że ceny są rynkowe. Choć może być kłopot tam, gdzie POZ rzadko zleca badania i nie ma nawiązanej współpracy z laboratoriami. Koszty pojedynczego badania przy ich małej liczbie ogólnej mogą być wyższe, w efekcie ich zlecanie nie będzie się opłacać. Liczba i tak będzie odgórnie ograniczona: każdego świadczeniodawcę będzie obowiązywał roczny limit wydatków na ten cel. W kolejnych latach może on być zmieniany w zależności, jaka będzie praktyka poszczególnych placówek.
Wyceny badań zostały ogłoszone późno, co wywołało zamieszanie w środowisku lekarzy rodzinnych – ale jak przekonywali nasi rozmówcy z NFZ i Ministerstwa Zdrowia – tak długo trwały prace w Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji (AOTMIT). Dla przykładu: za badanie obecności żelaza czy witaminy B12 placówka medyczna otrzyma ok. 20 zł, za zrobienie szybkiego testu CRP dla dzieci do szóstego roku życia – 14 zł. Ten ostatni pozwoli na podjęcie decyzji, czy podać antybiotyk (bo pomaga diagnozować, czy chodzi o chorobę bakteryjną, czy wirusową).
– To ceny, które są wyższe niż to, co płacimy w laboratorium za wykonanie badania, zostaną więc środki na dodatkowe wynagrodzenie pracowników medycznych, którzy będą brali w nim udział – mówi Artur Prusaczyk, wiceprezes Centrum Medyczno-Diagnostycznego w Siedlcach.
Jednak – jak zwraca uwagę Jacek Krajewski, prezes Porozumienia Zielonogórskiego – wiele zależy od wynegocjowanej z laboratorium stawki. – Im więcej zlecanych badań, tym korzystniejszą stawkę przychodnia może wynegocjować. Weźmy przykład morfologii – są placówki, które płacą za to badanie kilka złotych, są takie, które ponoszą koszt ok. 10 zł – mówi.
Zmiana, jeśli chodzi o system finansowania, jest duża. Po raz pierwszy placówka medyczna będzie otrzymywać od NFZ pieniądze za konkretne badanie. Wcześniej tak było jedynie w trakcie pandemii m.in. ze szczepieniami przeciw COVID-19. Za podanie dawki NFZ płacił ok. 60 zł. Teraz chodzi o osiem procedur. Pozycji na liście miało być 13, ale część wypadła (np. badanie dające możliwość zdiagnozowania celiakii czy badanie stosowane do diagnostyki zesztywniającego zapalenia stawów kręgosłupa i chorób autoimmunologicznych).
Zostały natomiast (oprócz szybkich testów CRP dla dzieci, żelaza i witaminy B12) także: badanie na przeciwciała HCV potrzebne przy diagnostyce wirusowego zapalenia wątroby, badanie na antygen H. pylori w kale (pomocne przy diagnostyce m.in. choroby wrzodowej czy nowotworów żołądka), badanie kwasu foliowego, badanie w diagnostyce reumatoidalnego zapalenia stawów (anty CCP) czy na anginę (strep test).
To, kiedy lekarz zleci badanie, będzie zależeć od oceny stanu klinicznego pacjenta. Część placówek będzie wykorzystywać ankiety lub wywiad pozwalające na ustalenie, czy pacjent spełnia kryteria kwalifikujące do badania. Nowością jest także dodatkowa wycena za kompleksową wizytę, która ma skłonić lekarzy do regularnych oględzin swoich przewlekle chorych pacjentów.
Celem jest przeniesienie części analiz, które były wykonywane u specjalistów, do lekarzy rodzinnych i zmniejszenie kolejek u tych pierwszych. Rocznie NFZ ma przeznaczać na to 110 mln zł. Jak tłumaczyła w wywiadzie dla DGP prof. Agnieszka Mastalerz-Migas, konsultant ds. medycyny rodzinnej, która brała udział w tworzeniu projektu, chodzi o zmianę podejścia do pacjentów. – Opieka nie jest zła, ale jest nieoptymalna, bo nie jest kompleksowa. W POZ brakuje narzędzi diagnostycznych do wykrywania i kontroli częstych schorzeń cywilizacyjnych, np. kardiologicznych. System nie jest też motywujący. Obecnie jest tak: jeśli ktoś nieprawidłowo opiekuje się pacjentami, to nie ma motywacji, żeby pracować lepiej i tę opiekę poprawić. A jak ktoś dobrze pracuje, nie ma z kolei za to dodatkowego wynagrodzenia – mówiła.
Od jesieni zaś lista badań, które będą mogli zlecać lekarze rodzinni, wydłuży się. Znajdą się na niej np. holter EKG i RR, echo serca, albuminuria (białka w moczu), badania tarczycy czy spirometria z próbą rozkurczową. ©℗