Zaszczepieni tylko na papierze – to zdaniem resortu zdrowia odpowiedź na pytanie, dlaczego w podlaskim i lubelskim umarło na COVID-19 więcej tych, którzy przyjęli preparat na koronawirusa, niż w innych województwach

Z danych resortu zdrowia wynika, że przy skali ok. 50 tys. zgonów średnio na COVID-19 w grupie zaszczepionych umierało 4,2 proc. osób. Różnice między województwami wynoszą ok. 1 pkt proc. Wyjątkiem są dwa województwa: podlaskie i lubelskie. Tutaj ten odsetek wynosi 7,3 proc. Powód? Eksperci są zgodni, że raczej nie ma na to wpływu inna konstrukcja zdrowotna mieszkańców tych regionów. Raczej chodzi albo o organizację systemu opieki medycznej, albo o to, że ludzie, nie wierząc w COVID-19, rzadziej zgłaszali się do lekarzy. – Lub też większy odsetek fałszywie szczepionych, co zaburza statystykę – mówią nasi rozmówcy z MZ.
Dla resortu to jeden z tropów wskazujących na to, że odsetek szczepionych tylko na papierze może być wyższy, niż pozornie się wydaje. Jaka jest realna skala tego procederu, nie wiadomo – sprawami zajmuje się prokuratura krajowa oraz CBŚ. Do tej pory zatrzymano już kilkadziesiąt osób, które brały udział w sprzedaży lewych certyfikatów. Jak informuje nas Prokuratura Krajowa, aktualnie prowadzonych jest 645 postępowań dotyczących przestępstw związanych z posługiwaniem się i handlem dokumentami potwierdzającymi fikcyjne zaszczepienia przeciwko COVID-19. Z tej liczby aż 588 spraw dotyczy posługiwania się międzynarodowymi świadectwami szczepień przeciwko COVID-19 wydanymi na terenie Ukrainy (w tym ostatnim zakresie skierowano już 515 aktów oskarżenia). – Pozostałe 57 praw dotyczy procederu poświadczania nieprawdy co do przeprowadzenia szczepień przeciwko COVID-19 na terenie Polski, posługiwania się takimi certyfikatami oraz oszustw i czynów korupcyjnych z tym związanych. W tych sprawach zarzuty przedstawiono 63 osobom – dodaje dział prasowy Prokuratury Krajowej.
Gmina Zabierzów w woj. małopolskim znajduje się w pierwszej dziesiątce gmin z najwyższym odsetkiem zaszczepionych z tego regionu (odbierała nawet nagrody). Ile jest prawdziwych certyfikatow, nie wiadomo – w listopadzie do prywatnej kliniki, w której wówczas wykonano 16 tys. szczepień, wkroczyła policja z podejrzeniem sprzedaży nielegalnych poświadczeń. Padały nawet informacje mówiące o 0,5 tys. fałszywek tylko z tej kliniki – śledztwo trwa.
Z kolei w połowie stycznia poznańska prokuratura poinformowała o zatrzymaniu pięciu osób, które trudniły się procederem wystawiania i ułatwiania dostępu do fałszywych certyfikatów. Z pierwszych informacji wynika, że dokumenty wystawiono ponad 100 osobom. Śledztwo prowadzi również prokuratura w Lublinie – postawiono zarzuty 11 osobom, które zajmowały się rozprowadzaniem takich certyfikatów.
Sprawa jest niebezpieczna dla samych chorych. Jak mówi jeden z naszych rozmówców, pacjenci dopiero pytani przez ratowników albo na SOR przyznają, że nie otrzymali prawdziwej szczepionki. Kiedy jeden ze szpitali udostępnił statystyki, z których wynikało, że zgony w gronie osób szczepionych i nieszczepionych były bardzo podobne – co też służyło jako argument dla przeciwników szczepień – lekarze w mediach społecznościowych podkreślali, żeby brać pod uwagę aspekt „papierowych szczepień”.
Najczęściej powody zakupu dokumentu są pragmatyczne – ludzie chcą wyjechać na wakacje, ferie – a bez paszportu covidowego jest trudno. Koszt od 400 do 1,5 tys. zł, a dotarcie nie sprawiało problemu: ogłoszenia były dostępne w internecie, działała poczta pantoflowa. MZ otwarcie przyznaje, że powstrzymanie procederu jest praktycznie niemożliwe. – Trzeba byłoby w każdym punkcie szczepień postawić policjanta, który pilnowałby, że wkłucia faktycznie są wykonywane, a szczepionka nie trafia do zlewu – przyznaje jeden z urzędników.
Nie ma też nadal legalnych możliwości po zakupie fałszywej szczepionki przyjęcia prawdziwej. Lekarze mówią, że spotykają się z takimi przypadkami. – Kiedy zaczęła się V fala, zgłosił się do mnie pacjent, prosząc, żeby zmienić mu papierowe szczepienie na to z igłą – opowiada lekarka z jednego z mazowieckich punktów szczepień. Tłumaczył, że wcześniej nie wierzył, ale chciał mieć spokój, więc wyrobił sobie papier, potem się przestraszył. Z formalnego punktu widzenia nie ma możliwości, aby takiej osobie dać preparat. – Widnieje już w systemie jako osoba zaszczepiona. Wycofać zaświadczenie mógłby jedynie lekarz, który je tam wpisał. Ale to fizycznie musiałoby się wiązać z przyznaniem się do winy – wylicza nasza rozmówczyni. Ona sama wykorzystała dawkę z ampułki, która i tak by się zmarnowała. – Czy bym ją wylała do zlewu, czy wstrzyknęła takiej osobie, to nie miało z formalnego punktu widzenia znaczenia. Ale odnotować tej sprawy nie miałam jak – dodaje. Widzi w systemie, kto szczepienie wpisał, ale na prośbę pacjenta nie zgłosiła go na policję.
NFZ mówi, że ma związane ręce. Jak przekonuje, postępowania trwają, a fundusz ściśle współpracuje z policją. – Już po pierwszych zgłoszeniach (lipiec ub.r.) do wszystkich punktów szczepień w Polsce wysłaliśmy komunikat ostrzegający o nielegalnych praktykach wyłudzania potwierdzenia szczepienia, pomimo nieprzyjęcia dawki przeciwko COVID-19. Przestrzegliśmy, że takie działanie może kwalifikować się jako czyn karalny i zwiększa ryzyko dalszego rozprzestrzenienia się koronawirusa – mówi Paweł Florek z NFZ.
– Z uwagi na dobro toczących się śledztw nie podajemy liczby cofniętych certyfikatów – dodaje Jarosław Rybarczyk z biura prasowego MZ.