- Przy dużej dynamice zakażeń nowy wariant koronwirusa może się okazać kilka razy bardziej groźny z perspektywy służby zdrowia i wydolności systemu. Wydaje się, że nie uciekniemy od obostrzeń - uważa prof. Rafał Gierczyński, zastępca dyrektora ds. bezpieczeństwa epidemiologicznego i środowiskowego, Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego PZH – Państwowy Instytut Badawczy.

ikona lupy />
prof. Rafał Gierczyński, zastępca dyrektora ds. bezpieczeństwa epidemiologicznego i środowiskowego, Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego PZH – Państwowy Instytut Badawczy / Media / Borys Skrzyński
Omikron – zabije nas czy nie? Pytaliśmy już o to matematyków przygotowujących modele rozwoju epidemii, teraz pana jako biologa, który obserwuje nową mutację.
Odpowiedź nie jest taka prosta. Jak mówił szef brytyjskiej ochrony zdrowia, na razie wiemy o nim – o Omikronie – niewiele, ale to, co wiemy, jest mało optymistyczne.
Podobno jest mniej groźny…
To bardzo złudne, nie ulegajmy urokowi Omikrona jako wirusa o łagodnej mutacji. Bo co do tej pory wiemy? Przede wszystkim, że umyka przeciwciałom ozdrowieńców i osób zaszczepionych.
Jak bardzo umyka?
To duże uproszczenie, ale przy Omikronie można powiedzieć, że pełne szczepienie daje nam 20 proc. ochrony, jaką mamy przy Delcie. Wiemy też, że prawdopodobnie odporność mierzona skutecznością neutralizującą przeciwciał rośnie po trzeciej dawce szczepionki do 30–40 proc. W sumie to będzie jednak poniżej 50 proc. ochrony w porównaniu z wcześniejszymi wariantami alertowymi SARS-CoV-2.
Co z tego wynika? Że nie ma sensu się szczepić?
Ależ skąd. Tylko tyle że wiemy, że pierwsza linia obrony jest mało skuteczna albo mniej skuteczna: dlatego szczepmy się, choć ze świadomością, że przy Omikronie to broń niedoskonała. Jednak tym bardziej trzeba na to stawiać, bo tu działa zasada: im więcej, tym lepiej. Tak jak taktyka w średniowieczu: trzeba na wojnę przygotować kupę chłopa i kupę cepów i tylko wtedy jest szansa na wygraną. Poza tym po szczepieniu powstaje też odporność komórkowa, której dla Omikrona jeszcze nie określono, a która może nas chronić i odpowiadać za łagodniejszy przebieg zachorowania.
Co z informacją, że podobno łagodniej się choruje?
To jest ta zwodniczość. Ale od początku. Kolejną zmienną, którą chcemy poznać dla Omikrona, jest wspomniana odporność komórkowa na jego działania. Czyli co się stanie, gdy wirus się przedrze przez pierwszą linię obrony. I tu mamy mało danych. Na razie wnioskujemy, że jest tak: ponieważ ten wariant ma takie modyfikacje, że umie się przemknąć, przecisnąć pod ścianą niezauważony przez policjantów – jak możemy nazwać przeciwciała – to robi to za cenę zdolności inwazji. Wcześniejsze warianty wirusa miały dopasowany klucz, teraz to wirus z wytrychem, który omija policjantów sprawdzających tylko, czy wirus ma klucz. Czyli sprytniej próbuje się dostać do organizmu. Ale jak jest skuteczny na dalszych etapach, czyli jak ciężki przebieg choroby wywołuje, to się dowiemy niedługo z badań epidemiologicznych i prowadzonych w laboratoriach.
Przecież dużo jest chorych…
Z danych gromadzonych w międzynarodowej bazie GISAID wynika, że jest już ok. 14 tys. przypadków potwierdzonych przez sekwencjonowanie. Globalnie według danych ECDC (unijna agencja odpowiedzialna za nadzór epidemiologiczny – red.) do 19 grudnia 2021 r. odnotowano łącznie już prawie 35 tys. zakażeń Omikronem w 95 krajach. To nadal niewystraczająco, żeby móc wyciągać wnioski o przebiegu zakażenia. Ale nawet jeżeli potwierdzi się to, że co prawda udaje mu się ominąć przeciwciała, lecz ma trudności na poziomie komórkowym, co prowadzi do mniejszego nasilenia objawów choroby i jej łagodniejszego przebiegu, to nadal nie jest to dobra wiadomość.
Jak to?
Bo istotna jest skala zachorowań w czasie, a ta może być bardzo duża, co widać w Wielkiej Brytanii, Danii czy Holandii, gdzie liczba przypadków rośnie w bardzo szybkim tempie. Poza tym ozdrowieńcy i szczepieni mogą być dla Omikrona dobrymi gospodarzami. W Afryce, gdzie się pojawił, a gdzie skala szczepień jest bardzo niewielka, musiał dostosować się głównie do ozdrowieńców. Zatem jeżeli czeka nas gwałtowny przyrost liczby chorych, to nawet jeżeli przyjmiemy, że ma dwukrotnie słabsze działanie i dwa razy rzadziej „kładzie” do szpitala, to wystarczy dwa razy większa liczba przypadków w tym samym czasie, żebyśmy znaleźli się w takiej samej sytuacji ryzyka zajęcia łóżek szpitalnych jak teraz przy Delcie – więc nawet łagodny Omikron przy takiej dynamice zakażeń może się okazać kilka razy bardziej groźny z perspektywy ochrony zdrowia i wydolności systemu. Przy czarnym scenariuszu bardzo duża liczba osób będzie zajmować łóżka, kiedy nastąpi kumulacja. Dodatkowo mogą nałożyć się dwie fale: powoli opadająca Delta i bardzo szybko narastająca omikronowa. A to oznacza tylko jedno – szybki przyrost hospitalizacji i większe ryzyko zgonów.
Szczepienia nie są tak skuteczne przy Omikronie, a groźbą jest dynamika szerzenia się wirusa. To co robić?
Zostaje nam powrót do klasyki: maseczki, mycie rąk i zachowanie dystansu, a jak to nie pomoże – to i do obostrzeń. I koniecznie szczepmy się – przyjmujmy dawkę przypominającą, bo wysoka ilość przeciwciał i odpowiedź komórkowa indukowana szczepieniami będzie utrudnieniem dla Omikrona i innych wariantów wirusa, co da nam większą szansę na łagodne przebycie zakażenia.
Kiedy zaczniemy odczuwać efekt Omikrona w Polsce?
Za dwa–trzy tygodnie, w połowie stycznia.
Czyli nie ma możliwości ucieczki od obostrzeń?
Obecnie wydaje się, że nie. Musimy taki scenariusz brać pod uwagę, bo to jedyny obecnie skuteczny mechanizm, który pozwoli nam uniknąć niewydolności w szpitalach.
Co powinno stanowić dla nas wskazówkę, że nadszedł czas na przywrócenie restrykcji?
Kierowałbym się przede wszystkim wydajnością systemu opieki zdrowotnej. Monitorujmy liczbę miejsc w szpitalach i wykrywanych dziennie przypadków. Musimy założyć, że Omikron i tak się rozprzestrzeni. W końcu jeśli mamy dziurawy kubeł, to bez względu na to, czy dziura jest mała, czy duża, to woda i tak wypłynie.
To jak szybko woda wypłynie z naszego kubła?
Brytyjczycy przewidują, że szczyt zakażeń Omikronem nastąpi bardzo szybko. Pytanie brzmi, czy równie szybko nastąpi potem spadek, czy raczej będziemy mieli do czynienia z takim płaskowyżem epidemicznym, czyli powolnym obniżaniem się liczby przypadków. Pytanie jest zawsze takie, kiedy ten hamulec, jakim są obostrzenia, nacisnąć. Kiedy maksymalnie wcisnęliśmy go w marcu zeszłego roku, efekt był natychmiastowy: rozwój został zduszony w zarodku. Wybuch mieliśmy jesienią 2021 r., bo uważaliśmy, że może jest lepiej.
Jest pan szefem departamentu ds. bezpieczeństwa epidemiologicznego kluczowej instytucji, czyli Państwowego Zakładu Higieny (PZH). To wy rekomendujecie, co robić, żeby zachować bezpieczeństwo.
My i inni eksperci w Polsce rekomendujemy, decyzje podejmuje rząd. Który bierze pod uwagę względy gospodarcze i socjologiczno -psychologiczne. W PZH jedynie analizujemy sytuację epidemiczną, zbieramy dane i możemy informować. Fakt jest taki, że zdaniem ekspertów z ECDC musimy szykować się na jakieś ograniczenia, bo same szczepienia nie rozwiążą problemu rozprzestrzeniania się Omikronu. Co do konkretnych rozwiązań – jak np. ile osób będzie mogło wejść do klubu itd. – to nie znam się na tym, więc nie chcę się wypowiadać.
W Polsce Omikron już jest. Wielu ekspertów mówiło, że był już wcześniej, ale niewykryty. Mamy z tym problem?
Nie mamy problemu z sekwencjonowaniem. Teraz to w laboratoriach wykonujących sekwencjonowanie odbywa się prawdziwie polowanie na Omikrona. Choć go nie powstrzymamy, to możemy opóźniać poprzez identyfikację ognisk zakażeń, kwarantannę dla osób ze stycznością. Pamiętajmy, że wzrost zachorowań spowoduje, że trzeba będzie robić więcej testów. Mniej więcej dwa razy więcej.
Czy obecnie stosowane testy potrafią wykrywać obecność wariantu Omikron?
Po analizach mutacji nie mamy od strony producentów prawie żadnych sygnałów, że ich testy przestały działać. Jesteśmy tutaj zabezpieczeni, bo zalecane przez ekspertów w Polsce testy reagują na dwa albo trzy wybrane miejsca w genomie wirusa. Wykrycie jednego z dwóch albo dwóch z trzech to też jest przy okazji wskazówka dla diagnosty, że pacjent mógł się zakazić Omikronem.
A jak wygląda nasze zaplecze do sekwencjonowania? Czy kontrolujemy sytuację?
Na początku pandemii przodowały pod tym względem zwłaszcza Dania i Wielka Brytania. Po pojawieniu się wariantu Alfa wiele krajów się podciągnęło. W tej chwili pracujemy już na tym samym sprzęcie co Brytyjczycy. Technologicznie nie mamy już żadnych opóźnień. Nie możemy też narzekać na brak środków.
Jaki odsetek próbek trzeba sekwencjonować, żeby wykryć w porę niebezpieczeństwo?
Na początku pandemii przyjęto, że dobrze byłoby sekwencjonować 1 proc. próbek. Później podniesiono tę wartość do 5 proc., a nawet 10 proc. To jednak bardzo trudne: jeśli w ciągu tygodnia wykrywamy wirusa u 140 tys. osób, to oznacza to, że musielibyśmy zsekwencjonować 14 tys. próbek tygodniowo. W praktyce robi się mniej.
Ile konkretnie?
Zgodnie z zaleceniami ECDC przyjmujemy, że jeśli mamy między 50 tys. a 100 tys. nowych zachorowań w tygodniu, to powinniśmy sekwencjonować 1,5 tys. próbek. To zapewnia nam optymalną precyzję. Dopuszczalne jednak jest, żeby ten poziom był niższy – 600 próbek.
Skąd wiemy, które próbki sekwencjonować?
To kwestia doboru reprezentatywnego. Na przykład: pobieramy od kogoś próbkę. Wiemy, że ta osoba miała styczność z ogniskiem wirusa. W związku z tym do sekwencjonowania nie poślemy próbek od innych osób z tego ogniska. Jest nawet specjalny algorytm opracowany przez ECDC, który pomaga w reprezentatywny sposób wybierać próbki. Chodzi o to, żeby próbki dobierać najskuteczniej, a nie żeby sekwencjonować od wszystkich jak leci, byle dużo.
Gdyby nad Wisłą pojawił się nowy wariant – jak szybko bylibyśmy go w stanie wykryć?
Realnie musiałby być u 1 proc. do 2,5 proc. osób zakażonych w danym tygodniu. Jeśli liczba zachorowań w tygodniu będzie mieścić się w zakresie 50–100 tys., to przy analizie 1,5 tys. reprezentatywnych próbek będziemy w stanie go wychwycić, gdy stanowi 1 proc. zakażeń. W przypadku badania 600 próbek będzie to ok. 2,5 proc.
Czy to wystarczy?
To jest zadowalająca czułość. Kiedy pojawił się Omikron, to oprócz próbek wybieranych na podstawie wspomnianego już algorytmu doboru reprezentatywnego, badaliśmy w Polsce również próbki celowane od osób, które np. niedawno wróciły z podróży do południowej Afryki lub zachorowały mimo pełnego zaszczepienia.
Czy upowszechnienie się Omikronu zmieni zasady kwarantanny? Skąd wiemy, czy przebieg będzie podobny jak przy innych mutacjach?
Odpowiedź na to pytanie wymaga jeszcze czasu. Na razie powinniśmy trzymać się wypracowanych standardów. Jeśli objawy zakażenia będą pojawiać się szybciej, to można rozważyć skrócenie kwarantanny. Ale mamy jeszcze obywatelską odpowiedzialność i jeśli czujemy objawy mogące wskazywać na zakażenie, to ograniczmy kontakty z innymi, skorzystajmy z pracy zdalnej, jeśli to możliwe. A przy nasileniu objawów koniecznie zgłośmy się na test i do lekarza. ©℗