Prof. dr hab. n. med. Monika Adamczyk-Sowa: W obecnych czasach stwardnienie rozsiane to zupełnie inna jednostka chorobowa niż jeszcze kilka lat temu

Stwardnienie rozsiane wciąż jeszcze dla niektórych pacjentów brzmi jak wyrok.
Prof. dr hab. n. med. Monika Adamczyk-Sowa / foto: materiały prasowe
SM to choroba zapalno-demielinizacyjna ośrodkowego układu nerwowego, która dotyka ludzi pomiędzy 20. a 40. rokiem życia i trzy razy częściej występuje u kobiet. Zmiany zapalno-demielinizacyjne występują zarówno w obrębie mózgowia, jak i rdzenia kręgowego. Ale na przestrzeni ostatnich lat doszło do absolutnej rewolucji, a stało się to za sprawą nowych terapii immunomodulujących, które są bardzo skuteczne w hamowaniu aktywności choroby.
W leczeniu SM najważniejszy jest czas od wystąpienia objawów do diagnozy, by móc włączyć leczenie. Dlaczego?
Podłożem choroby są współistniejące dwa procesy: zapalny i neurodegeneracyjny. Im wcześniej je zahamujemy, tym większa szansa, że zatrzymamy pacjenta w lepszym stanie. Pamiętajmy, że komórki nerwowe nie potrafią się regenerować. Nie znamy leku, który naprawiałby uszkodzone neurony. Głównym celem musi więc być niedopuszczenie do tego, czyli protekcja przed uszkodzeniem układu nerwowego. Im szybciej zatem rozpoznamy trafnie SM, tym szybciej możemy zaoferować pacjentowi leczenie, które zahamuje aktywność choroby.
Co z chorym, u którego chorobę rozpoznano później?
Jeśli występuje już deficyt neurologiczny, na przykład ma on trudności z chodzeniem, zaburzenia o charakterze niedoczulicy czy inne symptomy świadczące o uszkodzeniu układu nerwowego, to jeśli w tym momencie włączymy u niego leczenie, zwykle nie wycofamy już tych objawów. Najpewniej zahamujemy występowanie kolejnych zmian i kolejnego deficytu. Zatem wyjściowo, chorzy z wcześnie i z opóźnieniem włączeni do leczenia to są dwaj różni pacjenci. Oczywiście, ten pierwszy ma zdecydowanie lepsze rokowania.
Jakie objawy powinny nas zaniepokoić?
Jako pierwsze najczęściej pojawiają się zaburzenia widzenia o charakterze pozagałkowego zapalenia nerwu wzrokowego, zwykle jednostronne. Objawia się ono zamazanym, niewyraźnym, nieostrym widzeniem, bywa, że z bólem za gałką oczną. Do pierwszych objawów choroby należą też zaburzenia czucia, drętwienia, mrowienia, niedoczulica, parestezje. Kolejny objaw to niedowłady: kończyny górnej czy górnej i dolnej. Ponadto typowe objawy to zaburzenia równowagi, zawroty głowy, zaburzenia funkcji poznawczych, zaburzenia zwieraczy o charakterze nagłego parcia na mocz. Występują również zaburzenia związane z poruszaniem się. U pacjentów w późniejszych fazach choroby może wystąpić ograniczony dystans chodu, później on się skraca i pacjenci poruszają się już z kulą, laską, wreszcie ten niedowład kończyn może być na tyle duży, że pacjent siada na wózek inwalidzki. O SM mówi się, że to choroba o stu albo tysiącu twarzy, bo każdy pacjent może mieć inne objawy neurologiczne, inny przebieg schorzenia.
Jakie są cele leczenia?
Generalnie mówimy tu o trzech strategiach. Po pierwsze leczenie immunomodulujące, czyli to, które hamuje aktywność choroby. Drugi rodzaj to leczenie rzutów – leczymy je za pomocą sterydoterapii. Trzeci rodzaj leczenia to leki objawowe, czyli takie, które działają na różne objawy SM. Najważniejszym elementem leczenia jest leczenie immunomodulujące, a jego cele kliniczne to zahamowanie aktywności rzutowej, zahamowanie progresji niesprawności, a także zapobieganie występowaniu nowych zmian. To podstawowe cele, ale już w tej chwili celów terapii jest więcej; dodatkowym wyznacznikiem skuteczności jest zahamowanie tempa atrofii mózgu, czy zapobieganie zaburzeniom funkcji poznawczych.
Pacjenci z SM w Polsce mają dostęp do leczenia najnowszymi terapiami?
Nasi pacjenci mają porównywalną dostępność do terapii jak pacjenci w innych krajach Europy czy na świecie. Są oczywiście ograniczenia i one wymagają poprawy. Włączenie pacjenta z terapii pierwszej linii na terapię drugoliniową jest ograniczone nieuzasadnionymi medycznie utrudnieniami administracyjnymi. Chcemy leczyć pacjentów zgodnie z najnowszą wiedzą, z najnowszymi rekomendacjami międzynarodowymi oraz z ChPL, czyli z charakterystyką produktów leczniczych. Niestety w tej chwili jest to niemożliwe. Mając pacjenta z dużą aktywnością kliniczną albo radiologiczną, ale nie spełniającą kryteriów jednej i drugiej aktywności, nie możemy leczyć zgodnie z tym, jak powinien być leczony.
Jakie korzyści niesie dla pacjenta jak najwcześniejsze włączenie nowoczesnych terapii?
W grupie pacjentów z wysoką aktywnością choroby terapię należy rozpoczynać lekami wysoce skutecznymi. Jest to niezbędne, aby zatrzymać aktywność choroby. Leki o umiarkowanej skuteczności nie są w stanie tej aktywności zatrzymać. Dlatego powinniśmy zastosować leczenie wysoce efektywne od samego początku. To istotne o tyle, że zapobiega występowaniu deficytu neurologicznego, który jest nieodwracalny. Jeżeli dopuścimy do rozwoju choroby, wystąpi niesprawność ruchowa, to nie będziemy tego w stanie odwrócić. Model leczenia indukcyjnego, czyli stosowanie leków o umiarkowanej aktywności, a dopiero, gdy one nie działają – po leki o wysokiej aktywności, jest dla grupy pacjentów z wysoką aktywnością i niekorzystnymi czynnikami prognostycznymi niezasadny i niezgodny z rekomendacjami medycznymi. Jako klinicyści, aby móc leczyć skutecznie i pomóc naszym pacjentom, potrzebujemy leków wysoce efektywnych jako pierwszego wyboru terapii. To również leki, które podaje się w zupełnie inny, innowacyjny sposób – raz na 6, czy 12 miesięcy. Dzięki takim możliwościom terapii nasi pacjenci będą mogli zapomnieć o chorobie.

Prof. dr hab. n. med. Monika Adamczyk-Sowa – specjalista neurolog; kierownik Katedry i Kliniki Neurologii w Zabrzu Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach, prezes Sekcji Stwardnienia Rozsianego i Neuroimmunologii Polskiego Towarzystwa Neurologicznego.